Inne wiersze
Program
Słowa, co kłam zadały groszom,
Niech będą jasne – przeźroczyste.
Niech wszystko jedno, co chcą, głoszą,
Bylebyś Ty był w sercu, Chryste!
Niech smutek serca mi zabiorą
I upojeniem będą wina,
Bym wieczorową, późną porą
Miał chociaż o czym powspominać...
Z Pocka
Mija ciemna nocka -
Coś się wciska w serce.
Czytam wiersze Pocka
W żalu i w rozterce...
Bo w nich kos świergoli,
Wiją się lilije,
A ja na tej roli
W utrapieniu żyję.
Bo mi wejść potrzeba
W życie, jak we żniwo,
By mieć bochen chleba -
Dolę sprawiedliwą.
Tutaj łzy niewieście -
Życie coraz lichsze,
A tam – w wielkim mieście -
Chleby są i spichrze.
Pódę stąd za rocek
W cztery świata strony.
Patrzy na mnie Pocek
Smutny – zamyślony...
Rzecze: „Niepotrzebne
Gwiazdek srebrne roje,
Moje wiersze zgrzebne
I czytanie Twoje.
Idźże w swoją stronę,
Kędy Twoja droga!
Ja na Twą obronę
Powiem wiersz u Boga.”
Boże! Ty poprowadź,
Bym rękami swemi
Rolę mógł piastować
Na ojczystej ziemi!
Skiba
Gdy w czarną ziemię wbijam widły,
Krewnym się staję tego świata,
W którym oazą trud rozkwity
Z wytchnienia chwilą mi się splata.
I wtedy widzę: Z prostej skiby
Harmonii boski cud wyrasta,
A serce rośnie we mnie niby
Pachnące chlebem śnieżne ciasta.
W zaczarowanym świecie stworzeń
Znużone serce zakorzeniam,
Jak tkwiący mocno w ziemi korzeń
Na grządce trudu i cierpienia.
Przychodzą chwile, kiedy ziarno
Brzemienne w trudy i w Nadzieję,
Każe mi wierzyć nie na darmo,
Że wzejdzie Miłość, gdy zasieję...
Popłynie wiosna drogą wspomnień...
Popłynie lato przez natchnienia...
Potrzeba kochać nieprzytomnie,
Aby się ziścił cud stworzenia!
Dziękuję Ci, Mamo...
… Tak wiele chciałbym powiedzieć Ci, Mamo.
Nie czekaj na inny mój gest,
Bo ja Ci odpowiem zawsze to samo:
Że Polska była we mnie – i jest.
Nie czekaj, Mamo na uśmiech beztroski,
Bo troski – to przecież codzienny Twój los.
Wielkanoc zapachnie znów świecą i woskiem -
Przyniesie Nadzieję. Więc dosyć już trosk!
Przed Tobą już przecież płakały Tysiące.
Pamiętasz? Uczyłaś, że warto tam iść,
Gdzie Prawda rozkwitła, jak kwiaty na łące,
Że chyba nas wzywa – i trzeba tam przyjść.
Więc teraz dziękuję Ci, Mamo, za wiarę,
Że Wierność jest siłą – i może być w nas,
A życie to – takie zwyczajne i szare -
Ojczyzną się stanie, gdy spełni się czas.
Dziękuję Ci dzisiaj, a nie wiesz, co jeszcze
W swym sercu ukrywam od tylu już lat:
Że ja także czekam... I w sobie wciąż mieszczę
Tęsknotę za Domem – ten dawny nasz świat.
Pamięci dziadków
Miłością wrosłaś już w siwiznę -
Nie chciałaś trzymać mnie pod kloszem,
Lecz dałaś, Mamo, mi Ojczyznę -
Tę, którą co dzień w sercu noszę...
Dzieliłaś ze mną się Swym skarbem -
Pamięcią Dziadków – Ich ofiary,
Której ja sercem nie ogarnę,
Choć chciałbym być tak pełen wiary.
Lecz kiedy iskra w sercu błyśnie,
To dzięki Tobie – to przez Ciebie,
Ojczyzny mojej przyszłość wyśnię,
Jak wiosny znak na chmurnym niebie...
Ja wiem
Ja wiem, że nie księżyc i róże,
Odkrywany w uśmiechach świat baśni,
Ale w sercu chowana najdłużej
Inna śpiewność twarz Twoją rozjaśnia.
Uniesiona Twym bólem do szczytu
Woła do nas harmonia Twej pieśni,
Jakby chciała w ramionach błękitu
Wyczarować spotkanie we wrześniu.
(...)
W klonowej alei wiatr szepce,
A ponad jesienną szarugą
Dłoń Twoją ścisnąłem, jak drzewce.
Za długo czekałem, za długo...
Lecz teraz to serce poniosę,
Co niemą tęsknotą w nas woła,
Strumieniem jesieni i wiosen,
I westchnień śladami na czołach.
... A jednak poszumem jesieni,
Jak struną poezji rozjaśnię
Tę ciszę, co wszystko odmieni,
Gdy milczą i księżyc, i baśnie.
28-30 maja 2011
Wiosna w sercu
Do życia się budzą pierwiosnki,
Kaczeniec, tulipan i mięta.
Do szczęścia brakuje nam piosnki -
Radości w melodię zaklętej.
Lód stopniał na rzekach, a jeszcze
Rozkwitnie dopiero świat cały.
Już szczęście przejmuje mnie dreszczem
I ciągle mi tego za mało!
Wsłuchany, jak w jakąś wyrocznię,
Wyławiam skowronków świergoty;
Za chwilę się dla nas rozpocznie
Czas nowy, radosny i złoty.
Pomyśleć, jak byłoby ładnie
Roztopić się w wiosny poszumie!
... Lecz o tym, co w sercu jest na dnie,
Powiedzieć wciąż jeszcze nie umiem.
W oczekiwaniu na spełnienie
Śniła mi się wyspa - najpiękniejsza w świecie:
Pełna róż kwitnących, stubarwna, jak ogród,
A Ty na tej wyspie byłaś wonnym kwieciem,
Znacząc do Miłości najpiękniejszy powrót.
Śniło mi się morze. W jego fal nawale
- Zdało mi się – była bystrość Twego wzroku...
Odnajdę to morze – i odnajdę fale.
Łza, słona jak morze, będzie w moim oku!
Śniły mi się gwiazdy na sklepieniu nieba.
- Popatrzyłaś na mnie, niby z morskiej toni...
Dzisiaj nic nie szukam - nic mi nie potrzeba.
Czuję na ramieniu uścisk Twojej dłoni...
„N”
Nim świt przeminie w kroplach rosy
I zagra nam na skrzypcach świerszczyk,
Na polne drogi wyjdę – bosy
I powiem „kocham” po raz pierwszy.
Ominę słodką melancholię,
Co wśród słonecznych łąk rozbrzmiewa.
Zerwę bławatki i magnolie
I liść nieznany zerwę z drzewa.
… A Bóg, nim zasnę w stogu siana
Pobłogosławi ludzkie losy
I sen szczęśliwy nasz – kochana,
Nim świt przeminie w kroplach rosy...
* * *
Rwałem róże i stokrotki
I wręczałem Ci ze śmiechem,
A ich pąków zapach słodki
Wracał do nas wiosny echem.
- Aż przerwałaś to milczenie,
Zarzucając mi na szyję
Upleciony, barwny wieniec
Z róż, kaczeńców i lilijek.
Piękne, wonne, białe róże
O zapachu, którym nęcą!
Gdybyż można było dłużej
Stroić nimi skroń dziewczęcą...
Gdybyż można kaczeńcami
Tak przyodziać nagie stopy,
By świeciły na nich skrami
Wszystkie gwiazdy Europy!
Pozostanie ze mną piękno,
Darowane tak rozrzutnie!
Płatki, które co dzień miękną,
Gdy się stroisz w nie, jak w suknię...
* * *
Wśród każdej w mym życiu godziny
Wśród każdej najdroższej minuty
Podążam do serca dziewczyny
Przez zimę. Przez styczeń i luty.
A chociaż śnieg skrzypi wśród alej,
Nadzieją się żywię (i rosnę!),
Że jeśli iść będę tak dalej,
To dojdę do Niej na wiosnę.
(…)
Dziś wybacz, że piszę tak krótko,
Że wiersze Ci daję – nie róże.
Ja chciałbym na przekór Twym smutkom
Swe serce Ci dać... w miniaturze.
* * *
Bez Ciebie mi cisza nie dzwoni grudniowa
- Zbyt mocno wybrzmiewa samotność w bezkresie,
Gdy słowo nie znaczy nic więcej prócz słowa,
A nocą samotna otula mnie jesień.
Nie odchodź!... Ja wołam: Nie odchodź!
Nie dałem Ci jeszcze nic więcej, prócz piosnki!
Tak chciałem, by było nam dobrze i słodko,
By zimą dla Ciebie rozkwitły pierwiosnki...
Lecz jeśli zostaniesz, świat stanie się ciszą.
Bez Ciebie mi noce nie grają styczniowe,
Więc słowa mej skargi niech nieba usłyszą,
A księżyc zrozumie jej gorzką wymowę.
Gdy nie ma Cię przy mnie, gdy jesteś daleko,
Pogrążam się w ciszy i szukam Twej twarzy,
A kiedy Ją znajdę za górą, za rzeką,
Tak dobrze jest tęsknić, i kochać, i marzyć...
Pozostań, kochana, bo wszystkie tęsknoty
Na jeden Twój uśmiech słoneczny zamienię,
Na jeden Twych dłoni gest czuły i dotyk -
Na jeden na twarzy nieznośny rumieniec.
* * *
Spojrzałaś na mnie takim wzrokiem,
Co moje serce wskroś przewiercał -
Takim skupionym i głębokim.
Spojrzałaś w serce – okiem serca.
I wtedy grała w nas symfonia,
I szczęściem stała się ta chwila,
I już bym o niej nie zapomniał
Składając w ciszy wiersze z sylab.
Ja ową chwilę tam poniosę,
Gdzie serc spłoszonych nie dotyka
Żaden niechciany smutku poseł
I, gdzie najsłodsza gra muzyka.
Trwaj tak w radości i w zadumie!
Niech się wypełni, jakby we śnie
To, o czym mówić dziś nie umiem,
To, o czym marzyć nawet nie śmiem.
Pozwól mi jeszcze zostać z Tobą;
Twe serce ufność niech zachowa,
Gdy będę milczał – patrząc – obok
I w ciszy będę szukał słowa...
Sen
Gdy nocą przybędziesz, odpowiem Ci we śnie:
Za wcześnie, ma miła, na pieśni, za wcześnie.
Niech pięknem się Twoim na dobre zachwycę,
Scałuję Twe piersi jaśniejsze, niż lice.
A jeśli chcesz pieśni, to później zaśpiewam.
Szalony kołowrót, i ludzi, i drzewa,
Spragnione Twych pieszczot niebieskie przestworze,
I wszystko w mym wierszu do stóp Ci położę.
Lecz najpierw tę miłość chcę wyśnić do końca,
Piękniejszą od wiersza, jaśniejszą od słońca,
Co przyjdzie po nocy nieoczekiwane,
Zdumione pieszczotą spotkaną nad ranem.
Niech najpierw anielskie zbuduje w nas więzi
Ten sen, co się miła, na świat rozgałęził.
I teraz już nie wiem, czy Twoje pieszczoty
Snem były jedynie, gdy czułem ich dotyk,
Czy wśniłaś się we mnie radosnym uśmiechem,
Co kiedyś da szczęście, a dzisiaj jest grzechem,
Bo płomień pożądań i tęsknot w nas budzi
I wabi swym pięknem, i cieszy, i łudzi.
10.IX.2011r.
Nad wysokim falochronem
Ty jesteś tak blisko, gdy jesteś daleko...
A gdy się przybliżam nieostrożnym gestem,
Odpływasz ode mnie w dal nieznaną – rzeko...
Nie wiem, dokąd płyniesz, chociaż obok jestem...
Nie wiem, jaka jesteś. Nie znam Twojej głębi.
U Twych brzegów stojąc, w niemym trwam zachwycie
Nad błękitem nieba i krzykiem gołębi,
Obudzonych szumem Twoich wód o świcie.
- Rzucić się w milczeniu w Twoje kręte fale!
Poznać Twoje nurty! Poznać toń bezdenną!
- Nie. Tego nie umiem! Próżne, próżne żale...
Będę gorzko płakać w ciemną noc jesienną.
… Gdy naprzeciw siebie trwamy tak oboje,
Szukam swojej twarzy i ją widzę na dnie.
Zwierciadło srebrzyste! O, szczęście Ty moje!
Czemu widzę swoją twarz tak niedokładnie..?
Czemu pokazujesz, jak w krzywym zwierciadle
Twarz mą wykrzywioną, przewrotna artystko?
Kiedy ja Ci patrzę w oczy prostopadle,
Pokazujesz zarys. I to ma być wszystko?
Okruszek
… Oj słowa – oj słowa samiutkie...
Nie umiem napisać nic więcej,
Prócz tego: by zdążyć przed smutkiem
Długopis wystarczy mieć w ręce (!)
… Potrzeba prócz tego Przyjaciół,
Co spojrzą Ci w oczy tak mocno,
Że Miłość się – kurtka na wacie...
Że Miłość się staje owocną!
Wystarczy jest wejść między ludzi -
Posłuchać – wysłuchać... i zmięknąć!
A to, co się w sercu obudzi,
To chyba... To chyba już Piękno?
Wiersz radosny
Napiszę, miła, wiersz radosny,
A Ty przeczytaj go z uśmiechem!
Niech będzie Ci zwiastunem wiosny -
Dziecięcych marzeń słodkim echem.
Niech Cię rozchmurzy, zakołysze...
Ukoi serce błogim dreszczem.
... Więc taki wiersz ja Ci napiszę,
Tylko uśmiechnij się raz jeszcze!
Twój uśmiech będzie mi podzięką
Za gorączkowe serca drżenie.
Choć sercem włada mym – nie ręką -
To przecież stał się mym natchnieniem.
Radosny wiersz Ci dziś napiszę!
Euforia mnie napełnia nowa!
Odnajdę dziś najczystszą ciszę,
By znaleźć najpiękniejsze słowa...
- Lecz jeśli wiersz Cię tylko nuży -
Ktoś inny wdzięczniej rym dobiera -
Albo poezja Ci nie służy,
To – proszę – powiedz mi to teraz!
... W mych wierszach będzie odtąd smutek -
Z wierszem podzielę me cierpienie;
Na inną będę pisał nutę
I w swej poezji wszystko zmienię!
Postulat
Nie czytaj moich wierszy -
Już wiersze moje znasz.
Weź tylko po raz pierwszy
W ramiona moją twarz!
Nie czytaj! Słowa kłamią -
Mirażem są dla dusz.
… Uściskiem Twoich ramion
Poemat we mnie stwórz!
Nie czytaj moich wierszy-
W nich znajdziesz tysiąc skarg.
Niech wszystko, co najszczersze
Popłynie z moich warg!
Nie czytaj moich wierszy -
Pieszczotą do mnie mów!
Bo ona prymat dzierży
Nad wierszem, pełnym słów...
* * *
Szlakiem, kędy szedł Janosik,
Dziś harcerzy nosi cosik.
Tam, gdzie boje szły na noże
Między hufce, między zboże
Zaplątała się gawęda -
Wydmuchana, uśmiechnięta...
Obrazili się harcmistrze,
Że się tą gawędą mizdrzę.
Między hufce, między zboże
Serc dotknęła nienajgorzej.
Po gawędzie, przy ognisku
Harcerz siedział przy mnie blisko.
… Długo bajał harcerz stary -
Wszystko było nie do pary.
Potem stanął w blasku słońca
Wyrównany nie do końca,
Wychuchany jak dwuszereg
Alert – trzymał druh papierek.
Zaś na końcu tej gawędy,
Pomijając inne względy
Wbiła we mnie wzrok harcerka.
Druh popatrzy: Jeszcze zerka!
Młodość
- Nic nie zostało, prócz tęsknoty -
Insynuował zwiędły liść,
Co powiedziawszy, opadł – złoty,
Jakby miał w drogę z wiatrem iść.
Spoglądał na mnie tak żałośnie,
Jakby mu było ginąć żal,
Widząc, że drzewo nadal rośnie -
Ubrane w złoto, jak na bal.
Nic nie zostało, prócz tęsknoty -
Kontynuował dalej on
(A na nim wszystkie żyłek sploty
Biły w ten sam – żałobny – ton).
Nic nie zostało, prócz tęsknoty,
Bo skończył się już wiosny cud.
… A jeśli są gdzieś jakieś cnoty,
Nadzieja Twa jest złudą złud!
- Nic nie zostało, prócz tęsknoty?
A gdzie jest młodość? Ptaków śpiew?
Gdzie czyjejś ręki gest i dotyk?
(Tętniła w żyłach dumna krew).
Tak nastrojony uroczyście,
Zrobiłem krok i – licho bierz (!)
- Zdeptałem liść. Lecz razem z liściem
Tęsknotę podeptałem też...
Deszczyk jesienny
Nad ranem zagrzmiało – lunęło i leje.
Ja idę po Szczęście. Po drodze się śmieję.
Bo – niech metaforą się tutaj posłużę -
W ocean mą duszę zmieniły kałuże!
Więc idę radosny. A co tam mi deszcze!
(Jesienny deszczyku! Ty mów do mnie jeszcze!
Nie będę prowadził dziś z tobą dyskusji -
Twój stukot jest prawie, jak gra na perkusji).
… Nad ranem zagrzmiało – lunęło i leje,
Lecz w końcu przestanie. Mam taką nadzieję...
Ten dzień jest od rana umarły i straszny -
Ach, kto mi wybaczy mój humor rubaszny?
Po plecach dreszcz idzie, a w oczach mam szarość.
Czy to jest październik? Czy może już starość?
Pogoda okropna! Choć wszystko się klei,
Ja iść nie przestanę. Nie stracę Nadziei
Na Szczęście! Na Radość! Na wczesną wiosnę!
- I na to, że zlany tym deszczem – urosnę!
A chociaż przedziwne przeżywam katusze,
Ja idę po Szczęście. I dojdę... Bo muszę!
Gniew Zeusa
Niewygodnie jest
Pisać biały wiersz w beczce ze smołą:
Może się pobrudzić – muszę być ostrożny.
Kiedy zdradzałem Psyche pierwszy raz,
Krótka chwila zapomnienia tłumaczyła wszystko.
... Irytująca ślamazarność tkwiąca w procesie
Podejmowania decyzji
Wykluczyła złudzenia:
Miałem Psyche już dość!
Nasze wzajemne zobowiązania
Skwitowałem paraolimpijskim spokojem:
Uchroniłem ją wszak przed złą sławą,
Jaką niechybnie cieszyć by się musiała
Nałożnica Casanovy.
Tylko rzeźba Thorvaldsena obecna we wszystkich
Encyklopediach świata
Odbiera mi pewność siebie
- Niepokojąca bliskość Psyche
Rodzi we mnie sprzeczne uczucia,
Więc teraz cierpię podwójnie -
Ja – Amor,
Skazany przez Zeusa
Na wieczne męki.
Podanie
Ponawiam zawartą we wniosku mym tezę
(Bo pierwszy mój wniosek pozostał bez echa!),
Że Pani, choć niby fachowiec i Prezes -
Stanowczo za rzadko się do mnie uśmiecha!
Na przykład przedwczoraj, gdy miałem nadzieję,
Że Pani mi czasu choć kwadrans poświęci,
Wysłała mnie Pani – jak zwykle – za klejem.
Dla Pani istnieli jedynie petenci!
… A ja, chociaż serce oddane mam kadrom,
Oddaniem niezmiennym i Panią obdarzam.
I to właśnie stało się w sercu mym zadrą,
Że Pani w ogóle mnie nie zauważa!
- I nie wie, że prestiż Wydziału podnoszę,
Gdy spodnie prasuję równiutko – na kancik,
Lecz co bym nie włożył – każdego dnia – proszę (!)
Przychodzą do Pani ci kooperanci!
Ja wiem, że nie szata a Logo nas zdobi,
Lecz Pani specjalnie nie bywa w Wydziale,
A to już wygląda zwyczajnie na mobbing,
Gdyż trwa permanentnie i długotrwale!
Reasumując - wnioskuję formalnie:
Niech Pani uwzględni me plusy dodatnie,
A skoro zajętą ma zbyt poczekalnię,
Niech spotka się ze mną... wieczorem... prywatnie.
Smarkaty wiersz
... Razu pewnego miałem w planie
Napisać wiersz
Miłosny
Dla Niej.
I taka wzięła mnie tęsknota,
Że w poetyckich tych zalotach
Zawarłem swej „miłości czar”,
„Tęsknoty mojej żar”
Gorący!...
Potem dodałem – ot, niechcący -
Dwa słowa: „dramat” i „tragedia”
(Niech znają upór Jej mass media).
- Bo czymże jest, jak nie dramatem
Fakt, że kocham...
Tę smarkatę?
Fakt, że kocham Ją szalenie?
Tu skończyło się natchnienie -
W zamian zaś, w szczytowej złości
Przyszły pierwsze wątpliwości:
Byłby to dramatu brak,
Gdyby powiedziała
„Tak”?
Wszak
Nim przyjdzie życia jesień,
Skończy się czas tych uniesień,
Co dotyczą dusz... i ciał!
- Urok pryśnie, choćbym chciał!
Nie! - wrzasnąłem – Nie! I tak
Wiersz miłosny
Trafił szlag!...
Z teatralnej sceny…
Pewnej artystce i dziewicy
Zaimponować raz chciał mim,
Jednak, grywając na ulicy -
Zaimponować nie miał czym.
Chciał przezwyciężyć monotonię.
Jakże chciał grać w teatrze... Ach!
Za płotem zaś – jak na ironię
Stał właśnie teatralny gmach...
Artystka grała w tym teatrze
I wiedział dobrze o tym mim
(Często przychodził na Nią patrzeć).
Cóż, kiedy mim był byle kim?
Pragnął artystce oddać serce
I pomalowaną swoją twarz,
I buta dla Niej w butonierce
Codziennie – biedny - nosił, aż
Pewnego razu mim zaniemógł
(Cucili wszyscy Go na gwałt!).
- I chciał mim bardzo, ale nie mógł
Zajęcia swego zmienić kształt.
Marzył o scenie, o publice -
Ze skutkiem jednak raczej złym:
Musiał wychodzić na ulice
Nasz biedny, zakochany mim...
I skołatane swoje serce
Narażał wciąż na nowy stres,
I w takiej bywał poniewierce,
Jak wyrzucony za drzwi pies.
Wchodził tak z sercem swym złamanym
Codziennie między prosty lud -
Między ulice i stragany,
By parodiować kaczy chód.
Zaś naśladując tak krok kaczy,
Wzbudzał u ludzi gromki śmiech
(Lecz grać wśród tłumów – cóż to znaczy?
Żeby tak raz w teatrze... Ech!).
… Aż przyszedł czas, że w biednym mimie
Wezbrał stopniowo wielki bunt.
Co gadać tu o pantomimie:
- On kochać chciał. I to był grunt!
Gdy poszedł więc na bezrobocie,
Poczuł się wreszcie niczym gość.
Nie dziwmy mima się głupocie:
On pantomimy miał już dość!
Pewnego razu na spacerze
(Nieważne, który to był rok -
Nie wierzył sam – i ja nie wierzę)
Mim zastał na ulicy tłok...
Wśród tłumów grała tam artystka
Jedną z pantomimicznych ról.
- Piękna! I pełna wdzięku wszystka!
… Ogarnął mima wielki ból.
Zmieniła swe kwalifikacje
Artystka pełna gracji... - Ach!
(I chyba jednak miała rację,
Bo czasem trzeba zmienić fach).
Wśród słońca, mrozu i wśród wiatru
Artystka grała. A cóż mim?
Mima przyjęli do teatru,
Ale się nie ucieszył tym.
Po pewnym czasie zaś na scenie
Mim wydał swój – ostatni – dech.
Poddając zajście to ocenie,
Trzeba powiedzieć: to był pech.
Płakali wszyscy na pogrzebie
I dzwony biły: „bim”, „bam”, „bim”.
Usiadł i płacze teraz w niebie,
Bo tak artystkę kochał mim...
Wizyta
Odwiedził wczoraj mnie Przyjaciel.
Do drzwi zapukał mi: Puk! Puk!
Prędko włożyłem jakieś gacie;
Zerwałem się, jak młody bóg.
Zgubiłem kapcie gdzieś (to pestka...).
- O! Witaj stary! Kopę lat!
Zdążyła stuknąć Ci czterdziestka,
Ale nie będę liczył dat.
Przepraszał – kłopot... - Nie ma sprawy.
Masz z sobą ciapy? No to włóż!
Chciał wypić kawę. - Nie mam kawy!
Bardzo mi przykro! Wyszła. Cóż...
Więc trudno – będzie przy herbacie.
Mogą być ciastka. Lubisz krem?
(Na lewo nałożyłem gacie -
Głupio wygląda). Lecz ad rem.
Zaczął owijać coś w bawełnę
(Nie chciał urazić chyba mnie...):
Słuchaj: Zwycięstwo jest zupełne!
Musisz powiedzieć: Tak, lub nie!
… Żeby wyłożyć rzecz dokładnie -
Ona już jutro – Ty się skup -
Prosto do Twoich nóg upadnie
I będzie leżeć u Twych stóp.
Zerwałem się na równe nogi
(O lampę się stuknąłem w łeb)
- Kochany kumplu! Gadaj, drogi:
- Na jaki Ty ją wziąłeś lep?
I pierwszy raz po latach wielu
(To przez ten rozstań zgubny wpływ...)
Trzasnąłem wiersz o Przyjacielu.
… Że nie pogryzła Go... Aż dziw!
Łza się w oku kręci...
- Chcesz? Opowiem Ci w tej bajce
O radzieckiej cud-rakiecie,
O kosmicznej suce Łajce,
Która błąka się po świecie.
Miała budę i schronisko,
I na tydzień pięć obiadów,
Ale przyszli po to psisko
Trzej żołnierze kontrwywiadu.
Za łeb wzięli ją do pudła
I trzymali trzy tygodnie
(Nie wiem za co. Wiem, że chudła,
Jakby popełniła zbrodnię).
… Trudno psinie w tym areszcie.
Trudno pojąć nawet wszystko.
Powiedzieli jej nareszcie,
Że ma zostać komunistką!
- Że z nią teraz – bez wątpienia
Przez wrodzony im sentyment
Dla jej psiego pochodzenia -
Przeprowadzą eksperyment.
Dali dobrze żreć niebodze.
Mieli teraz, w myśl wytycznych
(Wrogim siłom ku przestrodze!)
Wysłać sukę w lot kosmiczny.
Padły słowa tam złowieszcze
I dobitne - z ust bezpieki:
- Musi sama (dzisiaj jeszcze!)
W kosmos lecieć. Bez opieki...
Wielki żal ogarnął psisko
(Nie opisze go poeta).
Suki dramat był już blisko:
Lśniła w słońcu cud-rakieta.
Kiedy przyszli dziennikarze,
Najeżyła się, jak bestia:
- Ja wam kosmos tu pokażę!
Ja pokażę wam Izwiestia...!
Wyć zaczęła im z napięcia!
Smycz pogryzła, gdy w nagrodę
Za jej przyszłe osiągnięcia
Wlali jej do pyska wodę.
Wlali wiadro, bo – niestety -
Znów zabrakło im zacierek.
Zaś na środku cud-rakiety
Grozę budził... komputerek.
Taki wielki! - Meine Mutter!
Z wschodnich Niemiec był – cholera!
Wzięli się za ten komputer
I do tego komputera
Podłączyli ją – a niech nie
Będzie potem wątpliwości,
Czy przeżyje, czy nie zdechnie
W tym kosmosie ze starości.
Na łeb jej włożyli maskę,
A nowiutki kombinezon
Zatrzasnęli na zatrzaskę.
Miała latać jeden sezon.
… Lecz minęła pięciolatka -
Wszyscy mają sukę w nosie.
Suka lata do ostatka
W tej rakiecie. W tym kosmosie...
- Aż raz jeden z sekretarzy
Zażartował: - Towarzysze!
Jak się suce coś przydarzy,
To ja nie chcę o tym słyszeć!
Mogła zginąć w tej rakiecie...
- Więc, by skończyć całą scysję,
Po naradach w Komitecie,
Powołano Spec-komisję.
Uradzono na Komisji,
Że zwiedziła kawał świata,
Niech więc – po spełnionej misji -
W tym kosmosie sobie lata...
Siła wyższa
Dziewczyno, której nie poznałem -
Wiersz Ci wysyłam SMS-em!
A chociaż piszę go z zapałem,
Jednak wysyłam go ze stresem...
Wiersz jest taniutki – za dwa grosze...
Możesz wytrzeszczać na mnie gały!
Lecz tylko nie bądź dla mnie – proszę -
Zimna, tak w sposób doskonały...
Ciekawy jestem, jak wyglądasz,
Jaki jest kolor Twoich oczu!
Nie – bądź spokojna! To nie sondaż.
Ja tylko chcę się lepiej poczuć...
Chcę się zatopić w Twych spojrzeniach,
Żartach, uśmiechach, w pocałunku!
A potem chciałbym, bez wątpienia
Pójść jeszcze dalej w tym kierunku.
Ale nie pragnę takiej chwili,
W której się krzywda czyjaś ziści.
Po prostu chciałbym się pochylić
Nad Twoim pięknem – bez korzyści.
Wierzę, że Miłość ta nie będzie
Nigdy jedynie interesem.
Zanim odpiszesz: „Jesteś w błędzie!”,
Wiersz Ci wysyłam SOS-em.
Rozproszenie
Nie będzie ze mnie dziś poety,
Choć wierszyk właśnie miałem w planie.
Wiersz nie wychodzi mi, niestety -
I muza poszła na wygnanie.
Czemu dziś ze mnie kpi Erato?
Niełaską swą mnie dzisiaj darzy,
Gdy ja tak wiele dałbym za to,
By poetycko się rozmarzyć?
Okrutne muzy są wyroki,
Lecz na cóż duch mój buntowniczy?
Konieczne przedsiębiorę kroki,
Żeby się z muzą pohandryczyć:
Wzrok swój przykuwam wprost do nieba... -
Myślami swymi trafiam w pustkę.
Sylaby zliczam, jak potrzeba -
Natchnienia idą na przepustkę.
Próbuję pisać jak najprościej,
To znów fantazji puszczam wodze...,
Lecz ni tu piękna, ni radości!
Znów jeden brulion na podłodze.
Tak się mozolę, pocę, trudzę -
Tu coś dopiszę, tam coś zmienię;
Wspomnienia dawnych wierszy budzę
… Lecz wszystko na nic. R o z p r o s z e n i e.
W końcu przyzywam wszystką wiedzę
- Z tego pożytek też niewielki.
Strapiony sam w pokoju siedzę,
Natchnienia łowiąc jak muszelki...
Cisza nad miastem
Nieważne, że niebo się pali…
Wszak liczą się oczy zwrócone
Na miasto ginące w oddali -
Na naszą skuteczną obronę.
… Lecz kiedy syreny umilkną
I głucha opuści nas trwoga,
Nad domem umarłych cień tylko
I cisza zapadnie złowroga.
O! Wtedy przybądźcie do miasta!
Ktoś musi ogłosić ruinom,
Że oto triumfu dzień nastał,
Że oto kataklizm przeminął!
Ktoś musi uklęknąć ze łzami,
Zasmucić się ludzką bezsiłą,
By zdać swój ostatni egzamin
Nad braci bezbronnych mogiłą.
Czytając Herberta...
Kuszono nas z pustym chichotem
(I słodka to była pokusa),
By Wolność zostawić na potem -
Na ucztę w ogrodach Bachusa.
… Aż oto czas skurczył się nagle
I wola w nas stała się bledsza,
By w płuca zaczerpnąć, jak w żagle,
Powietrza – świeżego powietrza...
Zaiste, niewiele zostało:
Piosenki żołnierskiej okruchy...
To mało. Czy to nie za mało,
By wskrzesić wspomnienia i duchy?
… Nim duszę ułańską i śpiewną
Zwątpienie otuli, jak zima,
Będziemy wiedzieli na pewno,
Że Miasto ów napór
wytrzyma...!
Przez duże "M"
Marzeniem jest dużym, czy małym,
By przyszła i z duszą, i z ciałem?
By pewnie chwyciwszy za ramię,
Szepnęła: „- Najmilszy! Nie kłamię!
Sprawdź! Dotknij i zobacz, że jestem
I wonią, i słowem, i gestem…”
Marzeniem jest małym, czy dużym
Do płatków przytulić się róży
I wypić raz jeden – do licha (!)
Z pełnego, słodkiego kielicha?
… Marzenia! Miraże ich święte
Do życia stanowią zachętę
I trwają w pamięci, i jeszcze
Ich zapach przeszywa mnie dreszczem.
Na przekór złym nocom i dzionkom
Ze ślubną je dzielę małżonką
(My przecież – nic tego nie zmieni –
Jesteśmy dla siebie stworzeni).
… A jeśli już – było nie było –
Jest coś, co się z nich nie spełniło,
Niech spełni się dzisiaj, bo czekam –
W uśmiechu drugiego człowieka…
Na przystanku MPK
Od dawna spotykam tę Panią
Po drodze do pracy – przypadkiem.
Ma włosy i skrzydła, jak anioł
I chyba jest w wieku mej Matki.
Podejdzie, zagada, zapyta:
- A co tam u Pana po święcie?
Niekiedy zacina się płyta
I wtedy milczymy zawzięcie.
W serdecznej, zwyczajnej rozmowie
Padają pytania, opinie –
Niekiedy banalne, nie powiem,
Lecz o to już siebie nie winię.
Ktoś powie: - Dziwactwo to tanie
I wszelkim wymyka się ramom!
… A jednak to rzadkie spotkanie
Przeżywać dziś będę tak samo:
Powrócę w domowe pielesze;
O wierszu zapomnę (nic po nim!);
Z przygody się nowej ucieszę
Ja – wieczny na świecie anonim…
Komentarze