Wiersze religijne

 

Jasełka




- Spójrzmy! Niebo w blaskach tonie

I wśród skier na nieboskłonie

Niepozorna, a zwycięska

Gwiazda świeci betlejemska!

Dziwny spokój niesie miastu.

Tata mówił, że to zwiastun.

- Zwiastun? Powiedz, co to znaczy?

- Ona przyszła do tułaczy,

Czyli do tych, co umieją

Żyć czekaniem i Nadzieją.

- Do tych, którzy się tułają?

- Do tych, którym serca tają,

Bo wiadomość o tej nocy

Ogłosili Im prorocy.

- Już rozumiem. Dla człowieka,

Który długo na coś czeka

Gwiazdki owej srebrne błyski

Są czymś bardzo, bardzo bliskim.

Powiedz tylko mi: dlaczego?

Wszak nie wszyscy ją dostrzegą!

- Ten, kto czeka na nią szczerze,

Coś większego w niej dostrzeże:

Znak Nadziei, która właśnie

W sercu nigdy nie wygaśnie,

Bo Ją wszystkim – mi i Tobie -

Boże Dziecię daje w żłobie.

Tą zaś wiarą i Nadzieją

Mroki nocy nie zachwieją.

- Gwiazdka wzeszła nad Betlejem,

Aby ludziom dać Nadzieję.

Po to są grudniowe Święta...

- To najlepsza wiary pointa.

WŚRÓD CIEMNOŚCI TEGO WIEKU

WIARA BUDZI SIĘ W CZŁOWIEKU.













Przed Pasterką



Już na stole pachnie sianko. Boże Narodzenie!

Aniołowie spoglądają z wielkim zadziwieniem,

Że człowieka serce czyste... Że opłatek biały...;

Że się wreszcie ludzkie serca z Bogiem pojednały.


Pod choinką położono śliczne Boże Dziecię;

Gwiazdka wzeszła nad Betlejem i nad nami świeci.

Tylko w żłobku małym bieda – nie czas na prezenty,

Chociaż tyle dziwnych czarów niesie wieczór święty.


Pastuszkowie z osiołkami stoją tam na straży,

A stajenka chłodna, licha służy za ołtarzyk.

Chociaż w żłobku mały Jezus cichuteńko kwili,

Wszyscy cieszą się, jak dzieci w święty czas Wigilii,


Bowiem Dziecię narodzone – wierne ludzkiej doli

Boży pokój ogłosiło ludziom dobrej woli.

































Trzej Królowie



Szli z daleka, prowadzeni światłem Bożej łaski,

Która dusze napełniała niepojętym blaskiem.

Gwiazdka z nieba przyświecała, aby nad Betlejem

Sercom mężnym podarować Pokój i Nadzieję.


… Wtem rozbrzmiewa śpiew Aniołów; coś się rozpoczyna:

Dziwnym światłem pośród mroków świeci nam Dziecina!

Wyśpiewują: - Gloria! Gloria! – Panu Aniołowie

I jaśnieje Boża Miłość we Wcielonym Słowie!


Uwierzyli Trzej Królowie świętej Ewangelii,

Bo Dziecięciu hołd składają ludzie i Anieli;

Bo się spełnia Boże Słowo w wielkich niedostatkach

I do serca Dziecię tuli ukochana Matka.


Dziwią Ci się, co Dziecinie dary swe przynieśli,

Jakie skarby Bóg powierza pod opiekę cieśli…

































Zima artystka



Sopelkami krople rosy operliły wszystko.

Skrzy się dywan śnieżnobiały. Zima jest artystką.

Pochwyciwszy tęgie pióro, białym exlibrisem

Uwieńczyła Boże dzieło – srebrną globu misę.


Zimne okna przystroiła w dwa pierzaste freski,

By je nocą kontemplował Ojciec nasz niebieski;

Byśmy rankiem zobaczywszy niebo zza firanki,

Z głębi serca wykrzyknęli: - Pora iść na sanki!


…I pójdziemy, by się skąpać w jej puszystej bieli.

Niech dziecięce nasze serca sanna rozweseli!

Niech wieczorem, gdy na śniegu pogubimy narty

Zrozumiemy, że to zima i, że to nie żarty.


Za to wszyscy ją lubimy, że choć taka sroga,

Darzy tym, co otrzymała z hojnej ręki Boga.

































Kto to są zakonnicy



Są Ojcowie Kapucyni – mądrzy i brodaci;

Braciszkowie Karmelici w powłóczystej szacie;

Są uczniowie Dominika, którzy chodząc w bieli

Panu Bogu służą w szkole i w klasztornej celi.


Chociaż różne noszą szaty: czarne i brązowe,

Pozdrawiają się tym samym Chrystusowym słowem.

Żyją prosto i kochają wszystkich swoich braci –

To jest znak Ich rozpoznawczy – po tym Ich poznacie.


Chcą, by wszyscy byli jedno – w każdym widzą brata;

Niosą Boga człowiekowi aż po krańce świata.

Po to Pan Bóg dał Ich ludziom – czy Wy o tym wiecie? –

By piękniejsze było nasze trzecie tysiąclecie.


Możesz także być, jak Oni, i niech tak się stanie.

Musisz tylko w sobie odkryć Boże powołanie.

































Spóźniona wiosna



Wiosna o nas zapomniała. Przyjdzie pewnie latem –

Tęczą serca opromieni i zachwyci kwiatem.

W blade dłonie nam powkłada złoty promień słońca;

Rozda ludziom swoje dary do samego końca.


Przyjdzie wiosna, a owady w sadzie cicho jękną

I rozbłyśnie w sercach dzieci całe Boże piękno.

Przyjdzie strojna i bogata – uczci swego Stwórcę;

Zdobne blaski porozwiesza na różanej chmurce.


Niechaj przyjdzie gwarna wiosna – przyjdzie, bo czekamy;

Radość wejdzie w nasze serca, jak w otwarte bramy!

… Wiosna o nas zapomniała. Wokół wieczne lody

Zimnym płaszczem otulają domy i zagrody.


Bóg wszak – Stwórca wszego świata – wierzę w to niezłomnie –

Choćby matka zapomniała, nie zapomni o mnie.

































Modlitwa dziecka



Kiedy miasto moich marzeń w proch i w pył się kruszy,

Smutno bywa w moim domu i w dziecięcej duszy.

Myślę, ile jest na świecie niekochanych dzieci,

Którym drogi żadna dzisiaj gwiazdka nie oświeci;


Które ufać Tobie nie chcą – nie poznały Ciebie

I nie mówi im o Tobie gwiazdek rój na niebie;

Które Prawda Twoja gorszy, Miłość – nie zachwyca;

Tych, co nigdy ku Krzyżowi nie zwróciły lica!


Tak bym pragnął owym dzieciom serce zanieść w darze,

Lecz się wokół ze mnie śmieją, że tak o tym marzę.

Niech nikogo to nie dziwi, że się czasem trwożę,

Czy nad losem moim czuwasz, dobry, mocny Boże.


Zatem, Jezu, Ty mnie naucz wierzyć jak najprościej,

Że w opiece jestem czułej Bożej Opatrzności.

































Zmartwychwstanie



Gdy się wszystko wypełniło, gdy runęły skały,

Aniołowie śpiewać mogli: - Tyś jest Królem Chwały!

Jednak serca Apostołów dzień ów jeszcze trwożył,

Gdy haniebną śmierć ponosił święty Człowiek Boży;


Gdy opuszczał ich na zawsze – tak im się zdawało –

I, gdy przyszedł czas pogrzebać Jego święte Ciało

(Jedna tylko Boża Matka pośród owej nocy

Pamiętała, co mówili z dawnych lat prorocy).


Próżne było krzyżowanie – próżny grzech człowieczy:

Już przebacza ludzkie winy Stwórca wszystkich rzeczy!

Już ze śmierci Mu zadanej budzi się o świcie

Jezus Chrystus Zmartwychwstały – świata Odkupiciel!


Odtąd świadkiem Bożych mocy staje się historia,

Byśmy także śpiewać mogli: - Gloria! Gloria! Gloria!

































Na Białą Niedzielę



Czym jest Boże Miłosierdzie?... Ponoć w Pisma Księdze

Opisano grzeszne czyny, ból ich oraz nędzę,

Wielką zbrodnię kainową i mój grzech malutki,

Więc zapewne znasz najlepiej mojej winy skutki.


Napisano, że na wieki dobroć Twoja, Panie

Poprzez Krzyż się wyraziła i przez Zmartwychwstanie.

Kto słabością się nie gorszy i nie dziwi winie,

Da grzesznikom taką Łaskę, jaką dał Faustynie:


Ponad wszelkie ich pragnienia, ponad ludzką miarę,

By dla biednej mojej duszy stać się Bożym Darem,

Więc, choć Twego Miłosierdzia pewno nie ogarnę,

Ty Mu czekać nie pozwolisz, ani pójść na marne.


Ten, przed którym się spowiadam i, przed którym korzę,

Niechaj w sercu mym wypisze Miłosierdzie Boże!

































O lekarstwie na grzech



Ten, kto spotkać pragnie Pana, niech się o tym dowie,

Że w dalekiej Portugalii mali pastuszkowie

Ufne serca otworzyli przed Najświętszą Panią

I, że wszystko uczynili, co nakazał Anioł.


Uwierzyli pastuszkowie, że na moce wraże

Bóg przepisał nam lekarstwo inne, niż lekarze:

Kto się będzie czystym sercem modlił na Różańcu,

Ten poniesie Bożą Miłość aż po świata krańce;


Ten wprowadzi Boży Pokój, by na całym świecie

Żyć beztrosko i pobożnie mogło każde dziecię;

Że Najświętszej naszej Matki rady i nakazy

To na smutek jest lekarstwo i na grzechów zmazy.


Obmywając w sercach dzieci grzech, co duszę plami,

Matka Boska Różańcowa modli się za nami…

































Biały Pielgrzym



Dawno temu Biały Pielgrzym przybył, by na nowo

Na ojczystej ziemi posiać Bożej Prawdy słowo.

Wiele ziaren rzucił Papież na ojczystą glebę -

Teraz trzeba się natrudzić, by się stały chlebem.


Trzeba zebrać boże dary – zanieść je do spichrzy.

Każdy musi ofiarować choćby trud najlichszy:

Jedni czynem, drudzy słowem, a modlitwą – dzieci

Pomagają Papieżowi cały świat oświecić.


Dziwią wszyscy się ogromnie temu, że po latach

Kwitnie święta polska ziemia w różach i szkarłatach.

Gdy przyjeżdżał Biały Pielgrzym z Rzymu do Krakowa,

W polskich sercach coś odmienił mocą swego słowa:


Bóg daleki i nieznany staje się tak bliski,

Jakby z nami swoje życie dzielił od kołyski.

































Boże ziarno



Na gałęzi polny wróbel uwił sobie gniazdko;

Karmi uszy swoich dzieci taką opowiastką:

- Wiedzcie o tym, moje drogie, że ta ziemia czarna

Plon wydaje przeobfity i bogaty w ziarna.


Tyle nasion zasiał rolnik na tej żyznej niwie,

A wyrośnie stokroć więcej – sam się temu dziwię.

Tutaj owies, tutaj żyto – wszystkie świata smaki.

Żyzna ziemia wyda owoc – i nie byle jaki.


Każdy gołąb, każda wrona prawo sobie rości,

By spożywać z Bożych darów w wielkiej obfitości.

Takich skarbów warto szukać – budzić się o świcie

I ja także ich szukałem całe moje życie.


Kto by jednak chciał być mądry – niech się o tym dowie:

Można znaleźć ziarno prawdy w każdym Bożym słowie.

































Boże Ciało



Dziś mam rzucać polne kwiatki (nie wiem, czy to mało)

- W ów nie lada dzień świąteczny, w owo Boże Ciało.

Opowiadał katecheta, że gdy idą dzieci,

Nadzwyczajnie Boża Miłość wzmaga się i nieci.


Włożę czystą sukieneczkę, bo przy Bożym Ciele

Po ulicach zwykli chodzić Boga przyjaciele.

Skoro radość mnie spotkała i przywilej rzadki,

Będę służyć Jezusowi: będę rzucać kwiatki.


Choć bym chciała czynić więcej, opowiadał Tata,

Że tak służyć Panu trzeba aż do końca świata,

Bo, choć nigdy nie pożądał żadnej ludzkiej świty,

Jest w Najświętszym Sakramencie żywy, lecz ukryty.


Niech to będzie moją dumą. Tylko tym się szczycę,

Bo te kwiaty wyrażają Boże Tajemnice.

































Uroki lata



… A ja bardzo lubię lato – słońca złote blaski;

Lubię zwiedzać chłodne wnętrza niezdobytych jaskiń,

W zakamarkach dawnych ruin zdzierać sobie pięty,

Albo z Tatą po obiedzie w morskie grać okręty.


Najpiękniejsze są wieczory, kiedy dym z ogniska

Roześmiane pali twarze – z oczu łzy wyciska;

Kiedy noc nadchodzi krótka, niby sen w lektyce,

Pogrążając w mrocznej dali wszystkie tajemnice.


Lubię, kiedy wczesnym rankiem serce we mnie woła,

Że z dróg wszystkich najpiękniejsza wiedzie do Kościoła!

… Wreszcie także i te chwile, kiedy czas powraca,

Który „szkoła” ma na imię, a dla Taty – „praca”,


Każda z nich jest bowiem po to, abym w dzionek szary

Mógł z radością kontemplować wszystkie Boże dary.

































Chodźmy razem się pokłonić



Zapachniały w środku lata sady i jabłonie,

Więc za piękno tego świata Bogu się pokłonię.

Wiatr poniesie słowa Psalmu hen, na dzikie pola,

Tam, gdzie hołd oddają Stwórcy brzoza i topola;


Gdzie strumienie chwalą Boga niemym ciszy krzykiem.

Chodźmy razem się pokłonić na te pola dzikie.

Tu woń lata się unosi, niby dym z ogniska

I tu wielkie dzieła Boże zobaczymy z bliska.


Jeśli pójdziesz razem ze mną, ujmie nas za dłonie

Ten, co stworzył dzikie pola, sady i jabłonie;

Co je kwieciem tak obsypał, że nie można piękniej.

Chodźmy Bogu się pokłonić, bo nam serce pęknie!


Bowiem w pięknu tego świata, niczym w serc kolebie

Zawarł Stwórca Bożą Miłość do mnie i do Ciebie.

































Ptasi Tabor



Prowadziło rozhowory szare wróbli stadko:

- Co tam słychać u sąsiada? – Zgoła nic, sąsiadko!

- Wietrzyk wieje! – Co za ranek! – Boli mnie skrzydełko!

Las zaś nie mógł się nadziwić takim ptasim zgiełkom.


Gdy tak sobie świergotały na wysokim drzewie,

Każdy milczał zasłuchany w słodkim ptasim śpiewie.

Nagle wietrzyk powiał silniej, zgiął koronę drzewa –

Odfrunęło wróble stadko, by gdzie indziej śpiewać.


Szumi gorzko las zielony, pogrążony w ciszy,

Lecz spragniony ptasiej wrzawy – echo tylko słyszy.

Bowiem chwile najpiękniejsze trwają bardzo krótko –

Bóg je daje złu na przekór i na przekór smutkom.


Każdy swoją górę Tabor kiedyś w życiu spotka;

Bożą mocą go przemieni owa chwila słodka.

































Wniebowzięcie



Kiedy modlę się do Ciebie, kiedy serce taje,

Gdy dziecięce przewinienia ufnie Ci wyznaję,

Obiecuję Ci poprawę i, że na tej drodze

Twemu Sercu matczynemu wszystko wynagrodzę:


Miecz boleści, który przeszył Twoją czystą duszę

I te wszystkie moje grzechy, które wyznać muszę,

Wszystko, co żeś przecierpiała, póki Cię nie wzięto

Tam, gdzie Syn Twój triumfuje z mocą niepojętą.


Ten, co z Twego się narodził przeczystego łona,

Niechaj w duszy mej dziecięcej jeszcze dziś dokona,

By kochała Cię, jak Matkę, wszystkie zaś dziewczęta

Chciały Ciebie naśladować, Panno Wniebowzięta;


By się wszyscy powierzali owej czułej pieczy

Tego, który chciał odkupić grzeszny ród człowieczy.

































Szkolne niespodzianki



Ile skarbów różnej wiedzy, ile niespodzianek

Pilnym dzieciom przynieść może każdy szkolny ranek!

Można z mądrych podręczników, gdy się je otwiera

Tylu dziwów się dowiedzieć, że aż dech zapiera:


O wspaniałej anatomii żółwia i człowieka

I, dlaczego Archimedes krzyknął - Eureka!

Jednak nawet najmądrzejsze milczeć o tym muszą,

Kto człowieka obdarował nieśmiertelną duszą;


Że, gdy kocha się naprawdę, niebo się otwiera

I tym różni się obecna od poprzedniej era.

Na tablicy naszych sumień kolorową kredką

Zapisujmy już od dzisiaj, w ślad za katechetką,


Jakie dla nas zawarł Pan Bóg skarby i odkrycia

W Piśmie Świętym – najwspanialszym podręczniku życia.

































Złota jesień



Złota jesień sieje dzisiaj wszystkie barwy tęczy;

Snuje w słońcu białe sieci nitek i pajęczyn.

Wietrzyk szumi w gęstym lesie, a na polnej dróżce

Ktoś bogaty porozrzucał najcenniejsze kruszce.


Złota jesień kwitnie wonią, niby kurna chata.

Może w sercu zajaśnieje pięknem tego świata?

Może ciszę ukołysze na wysokim drzewie?

Któż ją stworzył taką piękną? Ona tego nie wie.


W lesie dywan rozpostarto – spadły liście klonu –

Smutno w niebo spoglądają nagie drzew korony.

Wietrzyk wieje i las cały razem z wiatrem gnie się.

Tyle tęsknot budzi w sercu złota polska jesień!


Któż jej blasku tyle przydał, odział całą w złoto?

- Ten, co pięknem ubogaca i umacnia cnotą.

































Moje dziękczynienie



W całym parku tej niedzieli było uroczyście;

Jesień cała się ubrała w szczerozłote liście.

Spoglądała cicho z drzewa – dumna, jak laurka

Gospodyni orzechowa – rudy zuch: wiewiórka.


Drzewa losem poruszony, stukał bez pamięci

Mój przyjaciel czarnopióry – dobry lekarz: dzięcioł.

Zaszumiało, zapachniało setką barw kobierca,

Aż się okrzyk wydać chciało z dziecięcego serca!


Aż się chciało podziękować temu, który – zda się

Stworzył wszechświat kolorowy w całej jego krasie,

Więc szepnąłem: - Gdy dorosnę – zaraz, już za chwilkę

Z serca temu podziękuję, który... – i umilkłem.


Echo ciepło zaś odrzekło: - Nie bój się, głuptasie,

Można Bogu dziękczynienie składać w każdym czasie...

































Mój Anioł Stróż



Gdy zapada wokół ciemność, gdy nadchodzi burza,

Mądrą rzeczą jest się modlić do Anioła Stróża.

Kiedy bowiem czuwa Anioł – wierzę nie daremno –

Złego nic się nie wydarzy – nawet nocą ciemną


I gdy któreś dziecię Boże schodzi na manowce,

Nie kto inny, tylko Anioł chroni je, jak owcę;

Gdy zaś szepnie Aniołowi parę słów do ucha,

W jego sercu się narodzą pokój i otucha,


Lecz największy w tym pożytek oraz pomoc duża,

Że bezsprzecznie każdy człowiek ma Anioła Stróża.

Choć Mu żadna nie jest tajna mojej duszy struna,

Anioł Stróż się dobrze czuje w roli opiekuna:


Nikt tak cieszyć się nie umie, kiedy jestem grzeczny

Ja – wybrane dziecię Boga – Jego podopieczny.

































Kołysanka



Ponad miastem księżyc złoty zapadł w słodką drzemkę.

Wdział kogucik z kutej blachy szalik i ciżemkę

I spogląda kosym okiem, pchany wiewem wiatru

Czasem w stronę pustych ulic, czasem zaś – teatru.


Już zastyga gwarne miasto w dziwnej, nocnej ciszy;

Śni się dziecku kołysanka, której nikt nie słyszy.

Właśnie Anioł, który teraz czuwa nad maluszkiem

Modlitwami wyprostował wszystkie jego dróżki.


Gdy spokojna minie nocka, kiedy zmówi pacierz,

Pamiętając kołysankę, jeszcze powie Tacie,

Że nad miastem każdej nocy, we dnie i o świcie

Czuwa Ten, co nas obdarzył nieśmiertelnym życiem.


… Jutro wstaje nowy dzionek, planów mam bez liku,

Ale teraz spać chcę jeszcze, złoty koguciku.

































Ptasie smutki



Smutno dzisiaj wróbelkowi – przyszła chmurna jesień.

Już nie śpiewa, ale płacze – echo skargę niesie

(Jak mu nucić, jak mu śpiewać, kiedy niebo płacze…):

- Już przez gęste krople deszczu wiosny nie zobaczę.


Nie powróci gwarna wiosna – wietrzyk chłodny wieje.

Nie zaćwierkam nigdy więcej – co chce, niech się dzieje!

- Po jesieni przyjdzie zima – nie płacz, małe ptaszę.

Nie ma życia bez odmiany. Próżne skargi nasze.


Lód spowije deszczu krople; szron pokryje drzewa,

A kto czeka na przedwiośnie, niechże o tym śpiewa!

Przyjdzie znowu cudna wiosna – ten, kto na nią czeka,

Niechaj śpiewem budzi zachwyt Boga i człowieka!


Wszystko razem się pomieści w jednym Bożym planie

I po każdym Wielkim Piątku przyjdzie Zmartwychwstanie.

































Zaszumiały stare drzewa



Zaszumiały stare drzewa na prastarym globie.

O czym szumią? Za czym tęsknią? Ja opowiem Tobie:

Najpierw korzeń zapuściły mocno w żyzną glebę,

Zaś korony modrzewiowe tańczą ponad niebem.


Żaden wietrzyk ich nie złamie – szumią światu wszemu,

Wspominając to, co było bardzo dawno temu.

Czasem tylko gną się cicho – lekkie ich pokłony

W noc jesienną odbierają wszystkie świata strony.


Żadna moc ich nie zwycięży, bo na samym szczycie

Śpiewa wiatrem kołysane jedno ptasie życie.

Choćby w gniazdo uderzyły wiatry oraz burze,

Nigdy wichrom nie ulegną owi ptasi stróże.


Bóg, co hołdy swe odbiera w słodkim ptasim śpiewie,

Dał człowieka człowiekowi, ptakom zaś – modrzewie…

































Czego słowik nie zaśpiewa



Usiadł słowik na gałęzi, skacze, tańczy, śpiewa;

Wyśpiewuje chwałę Stwórcy i potęgę drzewa.

Bożą radość nam ogłasza – same dobre wieści.

Tyle piękna nosi w sobie, że go nie pomieści.


Po to – rzecze – stworzył Pan Bóg kolorowe piórka,

By nie marzła w czasie mrozu moja licha skórka.

Drzewa po to są wysokie, aby ptasie trele

Jak najdalej mogły ponieść pokój i wesele.


Głosik cudny mam zaś po to, aby bladym świtem

Przed człowiekiem odkrył piękno jeszcze nie odkryte.

Przy tym wszystkich co dzień witam swoim ptasim krzykiem,

Bo mnie dobry Pan Bóg stworzył ptakiem i muzykiem.


Lecz wszystkiego nie wyśpiewam – kto chce, niech nie wierzy –

Byście dzieci chciały słuchać swoich duszpasterzy.

































Kto to są Franciszkanie?



Choć minęło wieków wiele,

Wszyscy wiemy, że w Kościele

Pewien bogacz tym zasłynął,

Że był świętym biedaczyną.


Tenże bogacz w swej dobroci

Kochał pieska, który psoci;

Oferował przyjaźń bliską

Nawet wilkom i tygryskom.


By przed Bogiem być bogatym,

Nie potrzeba drogiej szaty.

Trzeba serce mieć na dłoni

Dla grzeszników i nicponi,


Dla tych także, co nie wierzą,

Dla maluczkich i dla zwierząt,

Bowiem Miłość nic nie traci,

Gdy we wszystkich widzi braci!


Ten, kto wiarę ma Franciszka,

Choćby biedny był jak myszka,

Żyje tak, jak ludzie prości:

W Prawdzie, Dobru i Miłości.


Teraz zatem – drogie dzieci -

Same sobie odpowiecie

Na niełatwe to pytanie,

Kim są dla nas Franciszkanie...





















Przed Matczynym obliczem



Wtedy, kiedy naszą Panią

Bluźnierstwami swymi ranią

Ci, co kochać nie umieją,

Ja chcę Bożą żyć Nadzieją!


... Bo, choć chadzam drogą krętą,

Wiem, że Miłość niepojętą

Tego, który za mnie skonał

Kryje każdy konfesjonał.


Gdy zaś mówię, że nie słyszę

Takich, którzy w swojej pysze

Słowa kłamstwa w Prawdy szacie

Wymawiają ku zatracie,


Wtedy – w smutnym owym tłumie -

Siebie zgoła nie rozumiem,

Gdyż uległość wobec ludzi

Własne serce moje brudzi.


... Lecz, choć bywa tak nierzadko,

Chcę o jedno prosić, Matko:

Niechaj Miłość Twego Syna -

Ta najświętsza i jedyna,


Zetrze ze mnie grzechu piętno -

Mą postawę obojętną

I, niech w każdej ziemskiej próbie

Nadal, Matko, tym się chlubię,


Że z bliźnimi swymi społem

Bożym stałem się Kościołem.


















Modlitwa przy żłóbku



Przyniosłeś nam Panie nadzieję

Tam, gdzieśmy na Ciebie czekali -

Do żłóbka w maleńkim Betlejem,

By serc jak najwięcej ocalić.


Witali Cię potem królowie;

Osiołek stał w stajni na straży,

Korony nie miałeś, albowiem

Cierniową Cię człowiek obdarzył.


Choć wtedy mieszkałeś nasz Panie

Wśród zwierząt na sianku i w żłobie,

Ja dzisiaj chcę inne mieszkanie

W swym sercu spragnionym dać Tobie.




































Wiosenna modlitwa



O Panie, moc Twoja i piękno

Tak z wiosny obliczem się splata,

Że chciałbym przed Tobą uklęknąć,

By ujrzeć Cię w słońcu i w kwiatach.


Odnaleźć Cię w ptasim pogwarze,

Jak w pieśni śpiewanej na wejście

I zanieść przed Twoje ołtarze

Skowronków melodię i szczęście.


Zachwycić się różą i mniszkiem,

Posłuchać, jak wielbi Cię wiosna

I razem ze świętym Franciszkiem

W Twych dziełach Cię znowu rozpoznać.




































Przed Spowiedzią



Ukryty samotnie wśród ludu

Oślepłem już Panie na blaski.

Ni spełnień pożądam, ni cudu,

Lecz Twojej brakuje mi łaski.


Pożądań mnie bałwan pokalał,

Zbrukało pieniądza bożyszcze

I gniew Twój się ku mnie zapala,

Nim serce swe w ogniu oczyszczę.


Choć czoło me troski ślad znaczy,

Ty wiesz, że nie lękam się wcale,

Bo wiem, że Cię znowu zobaczę

Na drodze do Jeruzalem...




































Prośba



Nim Słowo Twojego Pokoju

Tęsknotę jak łódź ukołysze;

Nim spełnią proroctwa się Twoje,

O, pozwól nasycić się ciszą.


I spraw, żebym stanął na progu

Najpiękniej spełnionej Miłości,

I żebym powierzył się Bogu,

Dziękując Mu życiem za Kościół.


Ty możesz ukoić me żale

Milczeniem potężnym jak Słowo,

Więc pozwól w tej ciszy odnaleźć

Me serce – zrodzone na nowo.




































Historia z obrazka



- No, powiedz mi słów jeszcze parę -

Z obrazka spojrzałeś tak z troską

(… Za karę. Na pewno za karę!

- Naprawdę się czułem nie-bosko...).


O Panie! Za minut tych kilka

Masz prawo, bym czuwał noc całą.

Ty pytasz, czy to nie pomyłka.

Ty życzysz, by dobrze się spało?


A jutro w anielskiej asyście

Noc szybko przesypie się krucha -

Dopełni się cud rzeczywiście

(„Mów Panie, bo sługa Twój słucha...”).


Popatrzysz tak na mnie z obrazka,

Pokręcisz, pokiwasz Swą głową...

Uwierzę, że kochasz! To łaska.

I w drogę wyruszę na nowo.































Nawiedzenie



Świt położył się nad wioską -

Świerszcz przygląda się ołtarzom.

Chodzi obraz z Matką Boską

I z Dzieciątka jasną twarzą.


Noc się dziwi barwom nieba;

Biel oszrania okiennice -

Dziś przywitać godnie trzeba

Świętą Matkę i Dziewicę!


Trzeba zebrać białe róże,

Bratki, lilie i bławatki -

Małe – większe – całkiem duże

Dla Dzieciątka i dla Matki!


Najpierw zebrać bujne kwiecie,

Potem zanieść je pod strzechy -

Może śliczne Boże Dziecię

Też przebaczy ludzkie grzechy...


Ciszę nagły zgiełk przerywa -

Serca biją, albo dzwony.

Wieś obiegła wieść prawdziwa:

- Obraz idzie. „- Pochwalony!”


























Na Krzyżowej Drodze


I

Za cóż Ciebie osądzono,

O Miłości, wiecznie żywa,

Uwieńczono Cię koroną,

Która bólem Cię przeszywa!

Czemu, w Swoim Majestacie

Nie uciekasz się do cudu;

W purpurowej stoisz szacie;

Słuchasz głosów Swego ludu?

Za tę chwilę, gdy krzyczałem,

By wypuścić Barabasza;

Za to, że w tym tłumie stałem,

Teraz, Panie, Cię przepraszam…!


II

Od początku owej drogi

Krzyż jest znakiem Twej udręki.

Za ten znak Twej męki srogiej

Składam Tobie, Jezu, dzięki!

Bo, choć wszystkie grzechy świata

Twoim stały się ciężarem,

Krzyż, co Ciało Twe przygniata,

Dziś utwierdza moją wiarę.

Krzyż mój wziąłeś na ramiona,

Zdjąłeś ze mnie me cierpienie.

Niech przez Niego się dokona

Także moje Odkupienie.


III

Oto teraz Twój upadek

Ludzkich szyderstw jest przyczyną.

Stoję w tłumie jako świadek

Zawstydzony swoją winą.

Widzę, Jezu mój kochany

Posiniałe Twoje dłonie,

Krew płynącą z Twojej rany,

Lecz nie staję w Twej obronie.

Gdy do ziemi Cię przygniecie

Smutnych grzechów moich ciężar,

Daj mi poznać, że na świecie

Miłość wszystko przezwycięża!


IV

Wbrew kroczącym w tym pochodzie

Trwa przy Tobie do ostatka

Ta, co nigdy nie zawodzi -

Ukochana Twoja Matka.

Starczy czasem oczu piękno,

Ich spojrzenie choćby jedno,

Od którego serca miękną

I żołdaków twarze bledną.

Powiedz Jezu, co to znaczy

Wsparcia doznać w poniewierce

I na drogach swych zobaczyć,

Czym jest wierne Matki serce.


V

Położyli mu żołnierze

Krzyż Twej męki na ramiona.

Krzyż na siebie zatem bierze -

To przywilej jest Szymona.

Ileż razy w pysze swojej

Krzyż odtrącam Twój ze złości,

Gdy przede mną dobro stoi,

Gdy je czynię z konieczności.

Wzmocnij, Panie, we mnie cnotę!

Czasem trzeba tak niewiele,

Aby w drodze na Golgotę

Stać się Twoim przyjacielem…


VI

Siła była w Niej niezwykła,

Jakby chciała ową siłą

Dać odważny ludziom przykład

Czym być może ludzka Miłość…

Wbrew rachubom i unikom

Szła naprzeciw Swego Mistrza.

Naucz, proszę, Weroniko,

Czym jest Wiary moc najczystsza!

Udziel, Panie, cnoty męstwa!

Ukaż Prawdę w moim życiu,

Abym ujrzał znak zwycięstwa

W skromnym chusty tej odbiciu!


VII

Raz przyjąwszy postać sługi,

Na którego spadła chłosta,

Ty upadasz po raz drugi,

Bym ja także umiał powstać.

Wbrew słabości i pokusie,

Która zdradna jest i słodka,

Ktoś ukazać drogę musi,

Abym Prawdę w życiu spotkał.

Kto pokona moce wraże,

Prawdy w kłamstwo nie zamieni,

Ścieżkę życia mi ukaże

I potrzebę odkupienia.


VIII

Lekceważąc ludzkie grzechy,

W swym współczuciu niewytrwałym

Płacz ten nie był Ci pociechą,

Ale zwykłym rytuałem.

Ten, nad którym gorzko płaczą,

Niechaj taki płacz wyjedna

Nieszczęśnikom i tułaczom,

By samego sięgnął sedna.

Niech się wonnym przyjrzą listkom

Ci, co uciec chcą przed gniewem -

Słusznym gniewem za to wszystko,

Co z zielonym czynią drzewem.


IX

Gdy upadek się dokona,

A upadam czasem nisko,

Bierzesz, Jezu, mnie w ramiona

i – jak zawsze – jesteś blisko.

Nad zranionym czuwasz ciałem,

Ufność dajesz mojej duszy,

I, choć upaść nie musiałem -

Żal mój zawsze Cię poruszy.

Tak się często to powtarza,

Że aż duszę ból przewierca...

Czy Cię, Jezu, nie przeraża

Ta niestałość mego serca?


X

Czy Ci, Panie, odebrano -

Przy szyderców brudnym wtórze -

Niewinności Twojej wiano,

Boskiej kładąc kres naturze?

Nie odbiorą Ci Twej Chwały,

Choćby zdjęto z Ciebie szaty!

Człowiek grzeszny jest i mały

Wobec Twego Majestatu.

Nałóż na mnie Prawdy szatę,

Pomóż ufać jak najprościej,

Bym przed złym potrafił światem

Bronić, Panie, swej godności.


XI

Krzyż wysoki i najświętszy –

Omadlany na ołtarzach

I w świątynnym chłodzie wnętrzy

Nieodmiennie mnie przeraża.

On mi zwykle towarzyszy

W modlitewnym, barwnym tłumie

I w codziennej serca ciszy,

I odrzucić Go nie umiem.

Z wysokości bowiem Krzyża,

Z niepojętych wyżyn męki

Bóg sam do nas się uniża,

By oddalić nasze lęki…

XII

Nim odejdziesz, świata Władco,

Zanim bok przeszyje włócznia,

Jeszcze tylko Bożej Matce

Dasz za syna Swego ucznia.

Jeszcze tylko w dobrym łotrze

Miłość Twoja żal obudzi.

Jeszcze Serce Twe najsłodsze

Objąć zechce wszystkich ludzi.

Potem już za Swoich braci

Ofiarujesz święte Ciało,

Bym Miłości nie utracił –

By się wszystko wykonało.


XIII

Kiedy Ciało z Krzyża zdjęto,

Odnalazłaś w Serca ranie

Ufność Matki niepojętą

W Jego rychłe Zmartwychwstanie

I, jak kiedyś w Galilei,

Gdy zabrakło młodym wina,

Trwałaś w Wierze i w Nadziei,

Że się spełnią słowa Syna.

Naucz, Matko, ufać Słowu,

W Jego Miłość wierzyć święcie,

Kiedy przyjdzie do mnie znowu

W Swym Najświętszym Sakramencie.


XIV

Nie pozostał w owym grobie.

Powstał z martwych i – o dziwy (!)

Swoje Ciało mi i Tobie

Jako pokarm daje żywy.

Prośmy zatem jak najprościej:

- Gdy nam duszę ból przewierci,

Naucz, Panie nas Miłości,

Która większa jest od śmierci!

Tych, co szukać będą radzi

Twego Ciała w śladach jaskiń,

Niechaj z grobów wyprowadzi

Dar najświętszy Twojej Łaski!
















ZASIEW                              

 

 

Oszczerstwem, dekretem, kamieniem –

Tym bodaj, co wpadło im w ręce

W kapłańskie ciskali sumienie.

Nie mogli uczynić nic więcej.

 

Liczyli: wyciszą, ośmieszą,

Odbiorą godności ostoję;

Obelgi miotali ku rzeszom,

By Wiarę w Nich skruszyć jak zbroję.

 

… A w sercu kapłańskim jak w Hostii

Rozżarzył się płomień modlitwy

I zapał pierwotny nie ostygł,

Choć wielkie toczyły się bitwy,

 

Więc ponad robotą ich marną,

Na rolę zdeptaną i biedną

Te słowa rzucono, jak ziarno:

- Spraw Ojcze, by stali się jedno…!
















Modlitwa          

 

 

Cierpienie, które śmierć przerosło,

Czy tłumy ludzkich serc dokoła –

Czy amfiteatr, czy rzemiosło,

Któremu aktor nie podoła –

 

Co nas do Ciebie zbliża mocniej,

Papieżu z twarzą jak siwizna,

Której cień śmierci już nie dotknie,

Bo jest tak święta jak Ojczyzna?

 

Czy naszych mistrzów słowa wieszcze –

Wyryte piórem w sercach zgłoski,

Nierozumiane dotąd jeszcze:

Ty jesteś właśnie Papież polski!?

 

Pomóż nam wierzyć, że w Warszawie,

Gdzie Duch przemienił ludzkie dzieje,

Zrodzi się Polska – cała w sławie,

Brzemienna w wiarę i w nadzieję!

 

Papieżu z twarzą jak cierpienie,

Po którym widać, żeś Polakiem,

Przynieś nam nowe, Boże tchnienie,

By Krzyż się stawał światu znakiem!

 

Chcemy wypłynąć z Tobą barką,

Strumieniem z polskich Tatr – potokiem…

Ty dodaj mocy naszym wargom

I przed ciekawskich ukryj wzrokiem.
















Strajk

Uczniom z Miętnego

 

Źródłem dumy naszej bywa

Wiara w dzielnych, mądrych przodków,

Ich spuścizna – ciągle żywa,

Którą każdy nosi w środku.

 

Zasłuchanych  w głos pamięci

(Pamięć przeszłość każdą wieńczy)

Niech nas nigdy nie zniechęci

Słabość naszych serc młodzieńczych.

 

W znaku Krzyża ukochanym

Widzieliśmy znak Nadziei.

Krzyże zdjęto nam ze ściany,

Zostawiono zaś ateizm.

 

Źródłem była nam otuchy

Wiara mocna jak dynamit

I – mówimy to bez skruchy –

Dziś jesteśmy tacy sami:

 

Choćby przyszły czasy takie,

Że zawiodą Dom i Szkoła,

My staniemy pod tym znakiem,

Gdy nas tylko Pan powoła.

 

On to do tych się uniża,

Którzy serca mają chętne,

By w obronie stanąć Krzyża,

Jak stanęli kiedyś w Miętnem…! 


















Na skraju niwy…                   

 

 

Hen, na skraju żyznej niwy

Siedzi Chrystus frasobliwy.

Zatroskany o człowieka

Ukrył w dłoniach twarz – i czeka.

 

Może, jeśli czas pozwoli,

Ktoś po Bożej przejdzie roli:

Może dzieci, może ludzie

Spracowani w żniwnym trudzie?

 

Tacy Pana się nie zlękną,

Westchną cicho i uklękną –

Jeśli nie przed Jego władzą,

To dobroci hołd oddadzą…

 

Wszak w Pokoju i Miłości

Trwa od wieków Boży Kościół…

Lecz, choć dzieci drogą biegły,

Pana swego nie dostrzegły.

 

Szedł też bardzo młody człowiek –

Łza płynęła mu spod powiek,

Bo – jak sądził – w ludzkim tłumie

Nikt już młodych nie rozumie… 

 

Smagły drogą szedł gospodarz,

Mając w myślach popyt, podaż

I ze smętną nader miną

Pana swego też ominął.

 

Drogą ową szło bez celu

Innych jeszcze ludzi wielu,

O doczesnym śniących chlebie,

Zapatrzonych w samych siebie…

















     *          *          *


Wnętrza domów stroją ludzie -

Ład żywiołem jest człowieka.

Świat się zmienia w wielkim trudzie

I na Stwórcę swego czeka.

Gdy w dziecięcej Swej postaci

Bóg i Człowiek się narodzi,

Przyjściem Swoim ubogaci

Owoc pracy dni i godzin,

I ujrzymy w naszych dziełach

Trudów życia cud największy:

Pracę, co się rozpoczęła

Boże Dziecię nam upiększy.
















Niezwykła historia           

 

Wszystko to, co sercu drogie

Składać Jasio zwykł przed Bogiem:

Mamę, Tatę, kraj ojczysty…

Aby zapał w Nim nie wystygł,

 

W dni pogodne oraz szare

Jaś kształtował swoją wiarę

I prostował drogi kręte

Przed Najświętszym Sakramentem…

 

Czego zapał nie dokonał,

To uczynił konfesjonał,

Tak więc w sercu tym zagościł

Cnót ideał i świętości.

 

Śmiali z Niego się koledzy,

Jednak według mojej wiedzy,

Mieniąc ludźmi się ze stali,

Sami też się nawracali…

 

Choć historia to niezwykła,

Wziąć wypada z chłopca przykład,

Który (marzę o tym skrycie)

Może zmienić czyjeś życie…
















Pokusa

 

„Będziecie moimi świadkami!”…

- Czy innych nie było obietnic?

Świat w oczach wiruje i mami,

Jak w tańcu szalonych baletnic…

 

Tak – umiem pacierze na pamięć

I lubię posłuchać Pasterki,

Lecz nic tak człowieka nie łamie,

Jak duszy nadmierne rozterki.

 

… Te słowa powiedział do tłumu

(Czy czasem nie nazbyt podniośle?),

Lecz żadnych nie było tam umów,

Że spojrzy, że wezwie i pośle…

 

Niech zatem mi na to pozwoli,

Bym Prawdę, co serca dotyka

Smakował ostrożnie, powoli

Ustami zimnymi laika.

 

… I tylko ta dziwna pokusa

Ogarnia mnie w sposób nierzadki,

By ujrzeć spojrzenie Chrystusa

W żebraczym spojrzeniu mej matki…
















Bracia, brońmy naszej wiary!         

 

Bracia, brońmy naszej wiary!

Strzeżmy mężnie Jej wymogów!

Weźmy sobie na Sztandary

Przykazania Dekalogu!

 

… Gdy przyjmiemy Ją z radością,

Ubogaci przeobficie

Naszych bliźnich i nasz Kościół

Oraz  całe nasze życie.

 

Chciejmy dostrzec w każdym z ludzi

Siostrę drogą albo brata!

Niechaj Miłość się obudzi

W sercach wszystkich dzieci świata!

 

W dziwnej sile Jej i mocy

Tkwi żarliwej duszy zdrowie.

Przewidzieli to prorocy,

Zaś wypełnił Bóg i Człowiek.

 

Jeśli ktoś jest jeszcze mały,

Niech w dziecięcym wytrwa trudzie!

Niech dla większej Bożej Chwały

Wielbią Pana wszyscy ludzie!

 

… Kiedy złożyć przyjdzie zatem

Dowód męstwa i ofiary,

Złóżmy, złóżmy go przed światem!

Bracia, brońmy naszej wiary!
















Jeśli możesz…              

 

Nie grzeszyłem nazbyt wiele. To nie tak.

Miałem prawo przecież wybrać własny szlak,

Raj na ziemi, życia sukces, cichy kąt.

Zresztą, każdy mógł popełnić taki błąd.

 

Niech nie pyta mnie przyjaciel, ani ksiądz,

Co zostało z dawnych planów oraz żądz.

Każdy wiek ma swoje prawa – ma swój blask –

Nie umiałem więc żałować Bożych Łask.

 

Dziś dopiero, kiedy opadł życia kurz,

Żal mi szczęścia, które czasem było tuż.

Gdybyś wtedy dał mi, Panie, jakiś znak…

Nie grzeszyłem, ale żyłem byle jak.

 

Nie zdradziłem. Obcy był mi taki krok.

Ja jedynie odwracałem twarz i wzrok

I czyniłem serce swoje niczym głaz…

Jeśli możesz, daj mi szansę jeszcze raz!
















Być Polakiem…                   

 

Polsko dzielna, Polsko prawa,

Jak Niezłomnych przodków Sława;

Kraju wiary, kraju Krzyża –

Sąd do Ciebie się przybliża.

 

W jakiej wyjdziesz zeń postaci?

Spytać winnaś swoich braci,

Zabijanych w łonach matek…

Nie chciej wierzyć na dodatek,

 

Że Ci Sędzia pełen Chwały

Grzech wybaczy tak zuchwały.

Głosząc prawdy byle jakie,

Lud dotykasz hańby znakiem

 

I w imieniu kłamstwa siewców

Pustym czynisz znak na drzewcu.

Nie chcesz wiedzieć pewnie o tym,

Że kto obrał niskie loty

 

I hołduje rozwiązłości,

Profanuje przodków kości…

Dwie przed Tobą stoją drogi:

Wybrać spokój grzechu błogi,

 

Lub zasilić czysty strumień

Staropolskich prawych sumień,

Które niechaj Cię otworzą

Na odwieczną Prawdę Bożą!








Komentarze

Wiersze Zygmunta Marka Miszczaka

Wiersze religijne

Wiersze patriotyczne

Inne wiersze

Wiersze dla dzieci

Informacje o stronie