Wiersze dla dzieci
O zaczarowanej królewnie i kropelce wody
Wędrowały krasnoludki:
Duży, mały i malutki.
Mały wiecznie spał w podróży;
Brodę nosił krasnal duży,
Zaś najmłodszy bez ustanku
Kroplę wody nosił w dzbanku.
Nikt nie wiedział tego wcale,
Dokąd idą trzej krasnale,
Lecz mówiono po cichutku,
Że pragnieniem krasnoludków
Wyswobodzić jest zapewne
Śpiącą pośród mórz królewnę.
Ją to kiedyś w morskiej fali
Zły pogrążył król krasnali.
Pogodziłaby się chyba
Pół-panienka, a pół-ryba,
Że jej zimna, szorstka fala
Być królewną nie pozwala,
Gdyby w gęstej, morskiej pianie
Czyjeś serce biło dla niej;
Gdyby serce jej dziewicze
Mogło spotkać królewicza...
Lecz tymczasem – w morza głębi -
Żal syrenkę srogi gnębił:
- Czy ją z czarów ktoś wyzwoli?
- Któż podejmie się tej roli?
Wszak odwrócić dawne czary
Może tylko krasnal stary,
Który wątłych sił orężem
Sztorm okrutny przezwycięży;
Który pierwszy rzuci w morze
Dar świadczący o pokorze
I uroni łezkę rzewną
Nad syrenką – nad królewną.
Wtem odmienił swoje kształty
Nasz wspaniały, dumny Bałtyk
I – niepomny dawnej formy -
Sztorm przypuścił ponad sztormy.
Choć powstrzymać nie mógł burzy
Dzielnym sercem krasnal duży,
Wnet ukoił groźne fale
Śpiący smacznie i zuchwale
Wśród potężnej wód nawały
Śpioch okropny – krasnal mały.
Cichną nagle burzy dźwięki;
Cudny słychać śpiew syrenki.
Wśród spokojnej morskiej toni
Łezkę gorzką krasnal roni.
Tylko jeden z trzech krasnali
Twarz syrenki widząc w dali,
Z sercem czystym i w pokorze
Kroplę wody rzuca w morze...
Wędrowały krasnoludki:
Duży, mały i malutki.
Razem z nimi szła królewna -
Pełna wdzięku, śliczna, zwiewna.
Szły przez pola, lasy, bory,
By nauczyć nas pokory.
Zaś w nagrodę za ich męstwo
Dzielnych skrzatów leśne księstwo
Najmniejszego w tej gromadce
Uczyniło swoim władcą...
Jak to z Jasiem było...
Mały Jasio – wiercipięta
O zakazach nie pamiętał:
Rano w piłkę grał z kolegą;
Porozrzucał klocki lego;
Potem z Burkiem psem pospołu
Biegał dookoła stołu
I, jak każdy rozrabiaka,
Przekonywał, że to draka.
Wkrótce, kiedy się zasapał,
Odkrył w sobie nowy zapał
I, kołysząc się na drążku,
Wziął do ręki grubą książkę.
Według słów nauczycielki
Bywał z Jasiem kłopot wielki:
Zapominał o wyprawce,
Z kim powinien siedzieć w ławce;
Panu, który był nie w sosie,
W czasie lekcji grał na nosie
Et caetera, et caetera.
Los jednakże nie wybiera,
Lecz rozdaje swe talenty,
Więc dopowiem zamiast pointy:
Jaś był pierwszym uczniem w klasie.
Tak to było z owym Jasiem...
O tym, jak Jasio chciał być dorosłym
Cel stawiając sobie wzniosły,
Aby życie wieść dorosłe,
Jaś do pracy się sposobił,
Lecz od rana nic nie robił.
Czemu bowiem – któż to zgadnie -
Chociaż umiał czytać ładnie,
Gdy dawano mu lekturę,
Właził Jasio w mysią dziurę?
Gdy prosiła mama Jasia:
- Zacznij uczyć się, głuptasie,
Chłopiec kładł się na kanapie
Z pilotami trzema w łapie
I do góry leżąc brzuszkiem,
Z wolna stawał się leniuszkiem.
Cóż poradzić? Sercu chłopca
Chęć do pracy była obca.
Aby życie wieść dorosłe,
Być rolnikiem, sędzią, posłem,
Nie wystarczy – drodzy moi -
W i r t u a l n i e się uznoić,
Ani leżeć na fotelu
W w i r t u a l n i e szczytnym celu,
Bo pragnienie bez ofiary,
To jedynie czcze zamiary.
Mój przyjaciel ślimak
Ślimak oprócz ćmy i trzmiela
Nie miał wcale przyjaciela.
Świerszcz z nim przyjaźń zawrzeć pragnął,
Lecz ze wstrętem mijał bagno.
Żuk pilnował swego nosa;
Przeszkadzała musze rosa,
Zaś stonoga najwyraźniej
Żyć nie chciała z nim w przyjaźni.
Płakał ślimak, niczym dziecię:
Jak tu żyć na takim świecie?
Kret w dodatku, jak to krety,
Tak obrażał go, niestety:
- Ślimak śliski jest, jak olej.
Ślimakowi wody dolej,
A na Krecie, czy na Malcie
Będzie pełzał po asfalcie.
Słysząc takie słowa głupie,
Głębiej chował się w skorupie
I wyjawiał swoje credo:
Gdy się zejdą bieda z biedą,
Jedna na to jest recepta:
Nie dać innym się rozdeptać.
***
Kiedyś ślimak stracił głowę
Przez trudności finansowe.
Dnia pewnego kaczka podła
Złośliwości swej dowiodła,
Pisząc po raz ósmy z rzędu
Taki donos do urzędu:
- Ślimak rusza się ospale;
Nie pracuje zgoła wcale.
Oprócz tego od dni trzystu,
Mimo obaw urbanistów
I zdziwienia niedowiarków,
Nosi własny dom na karku.
Dziwił urząd się skarbowy:
- Dom na karku? Nie ma mowy!
I za domek (ładne kwiatki...)
Też naliczył mu podatki.
Długo ślimak spłacał kwoty -
Za dzień każdy – dziesięć złotych.
Gdy z długami się uporał,
Wysłał listem taki morał:
List od ślimaczka
Nie mam zgoła nic do kaczek.
Podpisano:
Twój ślimaczek.
* * *
Czasem tylko – po kryjomu
I nie mówiąc nic nikomu
Śnił, że kiedyś – dla zaczepki
Ktoś go dotknie łebkiem lepkim.
Przypuszczając, że to krety,
Krzyknie ślimak: - Gwałtu! Rety!
A to będzie paszcza pół-lwia
Dostojnego pana żółwia,
Który cały – oprócz miski
Jest podobnie, jak on, śliski.
Cała nawet kretów tłuszcza
Tego zgoła nie przypuszcza,
Czym być może dla ślimaka
Poufałość czyjaś taka,
Bo nikt nie wie, jak samotnym
Może stać się ślimak błotny.
Dnia pewnego – sam, jak zwykle,
Choć na żabach znał się nikle,
Chociaż pływał jeszcze słabo,
Zawarł wreszcie przyjaźń z żabą.
Od tej pory już nie płacze
Niezrównany nasz ślimaczek,
Lecz po prostu – tak to bywa -
Razem z żabą w stawie pływa
Z euforią absolutną.
Lecz, że w wierszu było smutno,
By uchronić się przed błędem,
Wiersz zakończę happy endem:
Kto zasiewa żniwo we łzach,
Ten w radości później pełza.
Bajka o Jasiu
Jasio co dzień czynił w szkole
Figle, harce i swawole.
Głośnym krzykiem podczas przerwy
Polonistce popsuł nerwy;
Wychowawcy zabrał klucze,
Mówiąc: - Ja tu teraz uczę!
I do Pana na wf-ie
Zwracał się per: - panie szefie;
Do woźnego per: - łaskawco.
Zrozpaczony wychowawca
Nie skorzystał z innych porad,
Lecz odwiedził Inspektorat.
Myślał długo pan Inspektor
Nad zachowań tych korektą:
- Rady na to nie ma wcale -
Stroi figle Jasio, ale
Pozostawić Jasia da się
Drugi rok w tej samej klasie!
... Wszystko było fikcją zgoła.
Nie istnieje taka szkoła,
Lecz czy czasem się nie zdarza,
Że ktoś klasy dwie powtarza?
Niech się stara dziatwa miła,
Żeby bajką bajka była.
Bajka o krasnoludkach
- Proszę Pana! Co Pan plecie?
Krasnoludki są na świecie?
- Kto nie zechce – bądźmy szczerzy -
Ten w nie nigdy nie uwierzy.
Bo po pierwsze: krasnoludki
Są nieśmiałe i cichutkie.
Stąd nie mając do nas siły
Gdzieś po prostu się ukryły
(Kto nie widział, ten nie zgadnie,
Gdzie ukryły się dokładnie).
A po drugie i po trzecie:
Bez nich smutno jest na świecie,
Któż albowiem, jak nie trolle,
Może krzyknąć: - Nie pozwolę,
By zabrano dzieciom właśnie
Mity, klechdy oraz baśnie!
Niech dobroci kwitnie siła.
Chcę, by bajka bajką była!
A po trzecie i po czwarte:
Chociaż wszystko było żartem -
Kto prawdziwych krasnoludków
Szukał będzie aż do skutku,
Ten z łatwością je odnajdzie -
Choćby w takiej, jak ta, bajdzie...
O najlepszej radzie dla prosiaczka
Dnia pewnego mama-świnka
Tak skarżyła się do synka:
- Mój prosiaczku! Mój tłuściutki!
Wielkim mnie napawa smutkiem
Odnoszący się do wieprzy
Wizerunek nie najlepszy.
Mam na myśli te niestety
Obraźliwe epitety:
- A ty świnio! A ty knurze(!),
Których zgoła nie powtórzę,
Nie jest bowiem tego warta
Cała sprośność w nich zawarta.
Więc, choć nikt tak nie zniesławia
Kota, żubra, czy żurawia;
Chociaż nikt się nie ośmieli
Drwić z tygrysa, czy gazeli;
Choć od myszy aż po dorsza
Zawsze świnia jest najgorsza,
Ignorując te kalumnie,
Wiedz, że świnia – to brzmi dumnie!
Mój najmilszy! Mój pulchniutki!
Wniosek stąd wypływa krótki:
Chociaż rada to niełatwa,
Gdy Ci życie się pogmatwa;
Kiedy ludzie Cię obwinią,
Że po prostu jesteś świnią,
A nie pawiem, lwem, czy kobrą,
Świnką bądź, lecz świnką dobrą.
O zajączku Kłapouszku i najpiękniejszej bajce
Gdy zajączek Kłapouszek
Nocą zwijał się w kłębuszek,
Las kołysał się na wietrze,
Gasły gwiazdki coraz bledsze
I szaraczek widział we śnie
Wszystkie bajki równocześnie.
Każda była trochę inna;
Każda mądra i dziecinna;
Wszystkie sercu czyniąc zadość,
Chciały dzieciom sprawiać radość.
W bajkach bowiem wszystko zawsze
Jest piękniejsze i ciekawsze.
Jakże zając kłapouchy
Nie doświadczyć miał otuchy,
Że pośrodku każdej bajki
Kwitną niezapominajki;
Że – co stanie się na pewno -
Paź ożeni się z królewną,
A zajączki i zające,
Których w bajkach są tysiące -
Od nasady do koniuszka
Wszystkie mają proste uszka!
Jednak spośród wszystkich baśni
Jedna tylko była właśnie
Bliską sercu kłapoucha.
Kto nie słyszał, niech posłucha:
- Dawno temu w pewnym kraju -
W Peru, Chile lub w Bombaju
Świetny pałac miał ze złota
Srogi władca – król Niecnota.
Ten – za rady złej zachętą
Wydał wojnę niemowlętom,
Widząc buntu w tym zarzewie,
Że nie znając się na śpiewie,
Kiedy tylko świat zobaczą,
Nie śpiewają, ale płaczą.
Jeden tylko król wyjątek
Miał uczynić dla dzieciątek,
Które płakać będą pięknie.
Niechaj króla lud się zlęknie...!
Niechaj zginie ten, kto nie wie,
Że się władca kocha w śpiewie.
Od tej pory więc w Bombaju
Oraz w każdym innym kraju,
Jaki tylko jest na świecie,
Miłość nieci każde dziecię.
Ten albowiem jest największy,
Kto miłością świat upiększy.
Gdy zajączek dumał o tym,
Gasły gwiazdki szczerozłote;
Mocą dziwną i tajemną
Zapadała wokół ciemność,
Las zaś patrzył, niby w tęczę,
W kolorowe sny zajęcze.
O tym, jak szpaczek nauczył się mądrości
To, co zowie się głupotą,
Nie jest męstwem, ani cnotą.
Dnia pewnego mały szpaczek
Połknął dziesięć wykałaczek.
Każdy inny szpak, jak wiecie,
Zaraz poddałby się diecie,
Wezwał ptasie pogotowie
I, chcąc chronić cenne zdrowie,
Nic by więcej nie jadł raczej.
Nasz postąpić chciał inaczej.
Nasz w ogóle się nie przejął,
Lecz z niezwykłą galanterią
Zbierał ziarna i okruszki,
Łykał strąki, łowił muszki
I, nie martwiąc się zbyt wiele,
Smażył obiad na niedzielę.
Kpiąc z powagi sytuacji,
Nadzwyczajnej pełen gracji,
Leczył brzuszek z dziarską miną
Bajerowską aspiryną.
… I dopiero, kiedy ciało
Boleć szpaczka nie przestało;
I dopiero, kiedy bóle
Nasiliły się w ogóle,
Rzekł do siebie: Od tej pory
Będę uczył się pokory.
Kto nie troszczy się o zdrowie,
Ten zwyczajnie pstro ma w głowie.
Potem dzielny mały szpaczek
Wdział kapelusz i kubraczek;
Spojrzał w lustro, zmrużył oko,
Westchnął cicho, lecz głęboko
I szepnąwszy: pełna gala,
Poszedł pieszo do szpitala.
O krasnoludkach, czarach i o dobrym serduszku Ani
Znam z krasnalich opowieści
Bajkę takiej właśnie treści:
Dawno temu, na polanie -
W lesie ciemnym niesłychanie
Wiodły żywot byle jaki
Sympatyczne dwa szaraki.
Choć nie wątpię ani chwili,
Że krasnale to zmyślili,
Żyła w lesie także sowa -
Owych krain zła królowa.
Drżał ze strachu każdy zając,
Bowiem sowy srogość znając,
Bały się jej nawet lisy,
Lwy, pantery i tygrysy.
Hu! - Krzyczała – Hu, hu, hu, hu!
Idź na pole, kłapouchu!
Zjadaj ludziom grochu strąki,
Liście, bulwy i korzonki!
Ty zaś, hu, hu, hu, hu, hu, hu,
Idź na zagon, kłapouchu!
Rzucam urok, jakem sowa -
Owych krain zła królowa:
Gryź na sieczkę i na wiórki
Groch, fasolę i ogórki!
Hejże! Dalej! Do zagrody!
Więcej szkody! Więcej szkody!
... Wiem skądinąd, choć krasnale
Nie mówili tego wcale,
Że się zaraz potem stało
To, co stać się nie musiało:
Mała Ania wzięła w rączki
Zatrwożone dwa zajączki
I, jak mądra, dobra wróżka,
Przytuliła do serduszka.
Jeśli wierzyć krasnoludkom,
Wbrew zaklęcia swego skutkom
Sowa uschła z żalu cała,
Potem zaś abdykowała,
Gdyż pojęła w wieku kwiecie
W wielkim żalu i rozterce
Najważniejszą rzecz na świecie:
Czym być może ludzkie serce.
O sroce złodziejce
- Proszę Pana! Sroka kradnie!
- Fe! Niegrzecznie! Fe! Nieładnie!
Jaki blamaż i ohyda
I wstyd jaki, gdy się wyda!
Czegóż nie ma w sroki gniazdku:
Srebro ukradzione gwiazdkom,
Dwa pierścionki, jeden grosik,
Złote zęby babci Zosi,
Dwa guziki, trzy lusterka
(Właśnie do nich teraz zerka),
Czyjś zegarek, jak perełka,
Wprost z jarmarku świecidełka...
Gdyby jeszcze co ukradła,
Bodaj z hukiem z dachu spadła!
… Lecz choć fama zła się szerzy
W kwestii ptasich tych kradzieży,
Sroka pełna jest przekory -
Kradnie tak, jak do tej pory
Wszystko, co jej wpadnie w oko.
- Nie wstyd Pani, Pani sroko?
O pewnym rozrabiace
Trudna rada: Jaś się wciela
W rozrabiakę co niedziela.
Iść na spacer nie chce zgoła
I nie pójdzie do Kościoła;
Nos misiowi urwie z pluszu;
Nie umyje sobie uszu;
Klocków Lego nie pozbiera;
Nie wyłączy komputera;
Dzień przeleży na tapczanie -
Wszystko dzisiaj robi na „nie”.
Jaś jest leniem. Ani słowa.
Kogo gorszy bajka owa;
Kogo martwi byle jaki
Los takiego rozrabiaki,
Ten już dzisiaj, zanim zaśnie,
Niech sam siebie spyta właśnie,
Czy przypadkiem się nie wciela
W rozrabiakę. Co niedziela.
O krasnalu z całkiem innej bajki
Jak fałszywe głoszą plotki,
W starej szafie mojej Ciotki
Już od siedmiu lat bez mała
Mieszka krasnal Hałabała.
Czemu siedmiu? Któż to zgadnie?
Dość, że krasnal leży na dnie,
Układając, zanim zaśnie,
Co dzień inne, dziwne baśnie.
Z wiecznym piórem w dłoniach obu
Szuka drogi i sposobu,
By w maluchach i maluszkach
Otworzyły się serduszka;
By raz jeszcze słuchać chciały
Dawnych baśni Hałabały.
Oj! Nie bywa sprawą łatwą
Świat otwierać swój przed dziatwą!
Poznał krasnal smak niewiary
W śpiewy syren, wróżek czary,
W dobrych zbójów, złych rycerzy,
W to, co spisał i, co przeżył.
Krasnoludki cierpią bardzo,
Kiedy dzieci nimi gardzą,
Zatem cierpiąc niesłychanie
(Co ma stać się, niech się stanie!),
Postanowił Hałabała
Siedem temu lat bez mała,
Wziąwszy pióro w dłonie obie,
Ową bajkę zmyślić sobie...
… Lecz czy można wierzyć właśnie
W tym podobne, dziwne baśnie?
Parada gwiazd
Czy to było, czy nie było,
Czy to tylko nam się śniło:
Pewnej nocy uroczyście,
Przy potężnych braw asyście
Ogłoszono w całym świecie
Gwiazd tysiąca milion-lecie.
Już świętować rozpoczęto,
Za Syriusza więc zachętą
Ułożono plan nie lada:
- Musi odbyć się parada!
Jak przystało na Jowisza,
Jowisz krzyknął: - Ma być cisza,
Kiedy będzie grała marsza
Gwiazda z wszystkich gwiazd najstarsza!
Uran cicho rzekł: - Saturnie!
Dziś świętować mamy górnie,
Niech więc Saturn mi obieca,
Że zapłonie, niczym świeca.
Sprawmy wreszcie mocą własną,
Żeby nocą było jasno!
… Ile gwiazd na firmamencie,
Tyle było ról przy święcie:
Chcąc wyglądać, jak generał,
Księżyc w mundur się ubierał,
Gdyż inaczej nie wypada
(Jak parada, to parada!).
Pluton świecił tak, jak zawsze;
Saturn światło dał jaskrawsze;
Cichy Uran błyszczał dumny
Z owej świetnej gwiazd kolumny,
Bowiem gwiazdki srebrnookie
Szły po niebie równym krokiem.
Księżyc tylko był nie w sosie:
- Nieporządek jest w kosmosie!
Gwiazdy wyszły na spacerek.
Tak wyglądać ma dwuszereg? -
Rzekł – i zaraz smacznie zasnął,
Obietnicę łamiąc własną.
… Kto jednakże się nie zdrzemnął,
Ten już wie, że nocą ciemną
Wyglądały, jak iskierki
Wszystkie owe fajerwerki.
Gwiazdki bowiem, jak to gwiazdki,
Migotliwe sieją blaski:
Najpierw świecą – potem giną
Z nadzwyczajną dyscypliną.
Wczesny ranek zatarł ślady
Całej hucznej ich parady
I pośrodku mej planety
Już nie widać ich, niestety...
Mysie smutki
Dnia pewnego mała myszka
Zapragnęła mieć braciszka:
- Żeby kochał mnie, jak siostrę;
Ząbki miał, jak szpilki, ostre,
A serduszko miał ze złota;
By się nie bał wcale kota,
Zachowując minę krzepką
Wbrew pościgom i zaczepkom.
Tłumaczyła mama mysia:
- Jak wiadomo nie od dzisiaj -
Przedsięwzięciem jest niełatwym
Wychowanie takiej dziatwy.
Ani ganek, ani stryszek
Nie pomieszczą więcej myszek.
Myszka jednak (któż tam zgadnie,
Co chowała w sercu na dnie...),
Mnożąc owe: „by” i „żeby”,
Wyliczała swe potrzeby.
… Wiem, że wierszyk był za krótki,
By wyrazić mysie smutki.
Mysich cierpień nie zrozumie,
Kto zrozumieć ich nie umie,
Bo, kto tęskni sercem całym
Za prawdziwym ideałem,
Ten do niego – moim zdaniem -
Nigdy tęsknić nie przestanie.
Zapłakany krasnoludek
- Proszę Pani! Proszę Pani!
Świat jest dziwny niesłychanie:
Krasnal trzyma dłoń na skroni;
Wieczne pióro trzyma w dłoni;
Z łezką w oku, minką rzewną
Patrzy na nas i na pewno
Pisze bardzo smutne baśnie:
O Księżycu, który gaśnie;
Kwiatku, który nie dojrzewa;
O słowiku, co nie śpiewa
I o strasznie gorzkim smutku
Zapłakanych krasnoludków.
- Proszę Pani! Proszę Pani!
Gdy ktoś kogoś bardzo zrani,
To jest na to jedna rada:
Rękę podać Mu wypada,
By nie płakał dłużej skrycie.
Może Wy Go pocieszycie?
Kto zobaczy krasnoludka?
Z krasnoludkiem sprawa krótka:
Nie zobaczy krasnoludka,
Kto z radością sam nie wkroczy
W pięknych bajek świat uroczy,
Gdzie topnieją wszystkie żale,
Przyjaciółmi są krasnale;
Gdzie Dratewka szewczyk łatwo
Pokonuje smoka dratwą
I, gdzie mądrość jest ukryta.
Ten, kto bajki nie przeczyta,
Nie uwierzy potem pewno,
Że ropucha jest królewną,
Która w żabę jest zaklęta,
Lecz, jak mówi bajki pointa
I, jak sami o tym wiecie -
Krasnoludki są na świecie.
Dlaczego Jaś nie napisał rozprawki?
Choć dotychczas w całej klasie
Nikt wytrzymać nie mógł z Jasiem,
Taka spadła nań dziś chłosta,
Że jej chyba Jaś nie sprosta:
Odpowiedzieć ma (o rety!),
Jakie szkoły są zalety.
Jasio myśli. Jasio duma;
Czas się ciągnie, niczym guma.
Sądną zda się owa chwila,
Bo, choć chłopiec się wysila,
Ciągle nie wie wszak – niestety,
Jakie szkoła ma zalety.
Trudne uczniów są, zaiste,
Drogi życia wyboiste.
Nie chcąc chłopcu bardziej dopiec
Trzeba tylko rzec, że chłopiec -
- Reprezentant szkolnej ławki -
Nie napisze tej rozprawki.
Z jakich przyczyn? Mówiąc ściśle,
Do tej pory nad tym myślę...
O szkodliwości ściągania
Nikt z nas tego nie ogarnie,
Jakie przeżył Jaś męczarnie;
Jak uprzykrzył szkolne życie
Urwisowi nauczyciel,
Zdobiąc znakiem zapytania
Cały tekst wypracowania:
Niech odpowie Jaś przy klasie,
Kto napisał je przed Jasiem!
To dopiero katastrofa -
Pracę ściągnął od Krzysztofa
(Dwóch autorów – jedna praca:
Ściągać już się nie opłaca)!
Udręk Jasia w owej chwili
Nie wyrazi – moi mili -
Najsmutniejsza wiersza strofa.
Wszystko! Wszystko przez Krzysztofa!
Kogo gorszą niecne sprawki
Dwóch autorów tej rozprawki,
Ten zaufać może święcie
Takiej oto wiersza poincie:
Prysnąć musi blefów magia,
Gdy się jawnym staje plagiat.
Lekcja historii
W mądrość Jasia wierząc skrycie,
Pytał chłopca nauczyciel
O powstańców polskich liczne
Wpływy ideologiczne.
Cisza. Rozpacz. Pustka w głowie.
Więcej zgoła nic, albowiem
Pozbawionym wszelkiej wiedzy
Nie pomogą i koledzy.
Czasem tylko dusza załka -
Lecz nie chłopca, a Marszałka.
Marszczy belfer brwi okropnie.
Gdybyż pytał nie na stopnie(!),
Albo gdyby tak dokoła
W inny wymiar weszła szkoła
(W jakiś karbon, czy eocen),
Rezygnując z wszelkich ocen...
Chwila chłopcu wieczną zda się;
Chichot się rozlega w klasie,
Lecz, choć trudno – moi mili -
O powagę w takiej chwili,
To przyniesie Jaś ze szkoły
Nastrój zgoła niewesoły:
Dziś w dzienniczku będzie lufa.
Tylko belfer ciągle ufa
W męstwo chłopów i żołnierzy.
Może Jasio też uwierzy?
Kocie wykręty
Dnia pewnego mały kotek
Połknął wiersza dziesięć zwrotek.
Autor brodę rwał z rozpaczy:
- Powiedz, kocie, co to znaczy,
Bowiem wierszyk jest za krótki.
To łakomstwa twego skutki!
Moja twórczość – owoc ducha -
Tkwi we wnętrzu twego brzucha!
Zginął, przepadł geniusz twórczy,
Bo ci – kocie – w brzuchu burczy!
Kot z uśmiechem odrzekł słodkim:
- Co się tyczy wiersza zwrotki,
To jej walor literacki
Doskonalszy był, niż placki.
Smakowały mi okrutnie
Rymy, pointa i przerzutnie,
Zaś poznawszy myśli głębię -
Doświadczyłem miodu w gębie.
Kto się nie zna na poezji,
Za nic w świecie wiersza nie zje...
O tym, jak skrzat ukrócił gołębie plotki
Od około lat piętnastu
W starej szopie, pośród chwastów
Uprawianych ku ozdobie
Krasnoludek mieszkał sobie.
Krasnal dobre miał serduszko,
Jeden grosik pod poduszką,
Lecz – przez głupie ptasie plotki -
Jego żywot nie był słodki,
Gołąb bowiem – chociaż siwy -
Był krasnalom nieżyczliwy.
Często, w swoim złym zapale
Krzyczał, że ich nie ma wcale,
Lub (nie wiedzieć skąd i po co),
Że rzucają czary nocą.
Cóż poradzić? Krasnoludek
Odpowiadał bez ogródek,
Że jedynie Baba Jaga
Przed czarami się nie wzdraga.
Dnia pewnego w leśnej chatce
Małych dzieci cnej gromadce
Krasnal owe plotki właśnie
Porozgłaszał... jako baśnie.
Teraz sami rozumiecie,
Jak rozeszły się po świecie...
Nie opowie wiersza zwrotka,
Jak się złościł gołąb – plotkarz,
Lecz, że wpadł we własne sidła,
Zazdrość odtąd mu obrzydła.
W taki oto sposób właśnie
Skrzat ukrócił wszystkie waśnie.
Zmartwień teraz nie ma wcale,
A – ponieważ jest krasnalem -
Nie zważając na pogłoski,
Żywot może wieść beztroski.
O ćmie zazdrośnicy
Gdy nastała gwarna wiosna,
Ćma – o wygląd swój zazdrosna -
Taką krewnym dała radę:
- Nie ma to, jak być owadem!
Ja na przykład chwalę sobie,
Że mam skrzydła ku ozdobie,
Bystre czułki, zdobne blaszki -
Nie, jak świerszcze, albo ważki.
Zresztą, wcale się nie silę,
By być taką, jak motyle.
Na te słowa dwa motylki,
Nie czekając ani chwilki,
Wzięły pędzle i na skrzydłach
Umieściły malowidła.
Od tej pory zazdrośnica
Już się sobą nie zachwyca,
Bowiem ważki i motyle
Mają w sobie wdzięku tyle,
Że aż ćmom odbiera mowę -
Tak są całe kolorowe.
Zegar Jasia
Mały Jasio – ancymonek
Śpi beztrosko cały dzionek,
Lecz – choć sen oznacza: zdrowie,
Śpi „beztrosko” w cudzysłowie.
Ciąży jaś Mu i kołderka;
To w zegara stronę zerka,
To fantazja Jego bystra
Ciapów sięga i tornistra,
To znów (jakaż jej potęga!)
Ku wyprawce szkolnej sięga,
Aż Jasiowi prawdą zda się,
Że klasówkę pisze w klasie.
Ten, kto w końcu Mu pokaże
Siedemnastą na zegarze,
Sprawi wszakże (nie do wiary!),
Że się skończą te wagary:
Wstanie raźnie, jak skowronek
Rozespany ancymonek
I ku szkole wnet pobieży.
Kto chce wierzyć, niechaj wierzy...
Szkolna dezercja
Ten, kto wierszyk ów przeczyta,
Lepiej Jasia niech nie pyta,
Jakie chłopiec miał zamiary,
Inicjując te wagary...
… Bo, choć przyczyn było kilka,
Dziś po prostu spotkał wilka.
Cóż! Niekiedy los złowrogi
Zsyła na nas czworonogi.
Jasio drapie się za uchem
(Był od zawsze przecież zuchem)
I, choć widzi, co się święci,
To uciekać nie ma chęci.
Patrzy twardo w oczy bestii;
Nie ulega żadnej kwestii:
Śmiercią skończy się wyprawa.
Kogo lękiem nie napawa
Taki widok – taka chwilka,
Ten nie widział nigdy wilka:
Ostre zęby i pazurki,
Brzuch, łaknący mysiej skórki,
Wąsy straszne wokół pyska.
Gdy to ujrzał dzieciak z bliska,
Czmychnął, o nic nie pytając.
Jak dezerter? Nie. Jak zając.
Tak się skończył cały wyczyn,
Choć nie wiemy, z jakich przyczyn,
Widząc w ZOO okaz wilczy,
Do tej pory Jasio milczy.
Bajka dla Jasia
Czy Wy wiecie, że krasnale
S ł u s z n e mają do nas żale:
- Że chodzimy na wagary...
- Wygłupiamy się bez miary...
- Że nas wcale nie obchodzi
Żaden szkolny rozkład godzin...
- Że w ogóle nie słuchamy
Ani Taty, ani Mamy...?
Trzeba zatem – moi mili -
Nie zwlekając ani chwili,
Solidarnie, całą grupą,
Dość – powiedzieć – tym wygłupom!
Niech najpóźniej wczesną wiosną
Mądrzy ludzie z nas wyrosną!
Niechaj ujrzą kransoludki,
Starań naszych dobre skutki;
Win wybaczą naszych wiele
I, jak dobrzy przyjaciele -
Miast się gniewać nie na żarty -
Znów na bajek wrócą karty...
Podwórkowa przygoda
Pies to zwierzę, które szczeka,
Tudzież warczy na człowieka.
Bryś jest dumą swego pana.
Z tej przyczyny już od rana
Siedzi w budzie całej z desek
I, jak żaden inny piesek
Zasługuje na pieszczoty.
Dobrze jednak wiemy o tym,
Że gdy spotka Bryś intruza,
Zmięknie intruz, jak meduza
I bez wiedzy gospodarzy
Więcej przyjść się nie odważy.
Bryś spod oka na nas zerka.
Gdyby spojrzał do lusterka
Takim wzrokiem, to zwierciadło
Wnet by w drzazgi się rozpadło.
Chociaż dziś jest na łańcuchu,
Ja się boję i w bezruchu
Marzę o tym, żeby psisko
Nie podeszło do mnie blisko.
Choć intencje miałem czyste,
Nawet własny swój tornister
Oddam temu, kto pogłaszcze
Półotwartą Brysia paszczę.
Androny Jasia
Jaś jest dzisiaj zamyślony -
Pochłaniają Go androny.
Jaś rozmyśla i się biedzi,
Poszukując odpowiedzi:
- Co w rosole robią oka?
- Czemu zapiać nie chce kwoka?
- Ile godzin liczy sjesta?
- Czemu kot się drapać przestał?
Chociaż rozum mówić zda się:
- Zejść na ziemię czas, głuptasie (!),
To Jasiowi się udziela
Los każdego myśliciela.
Dłubie w nosie (co za strata!);
Właśnie stygnie Mu herbata.
Tak wyglądać musi właśnie
Śpiący rycerz, kiedy zaśnie.
… I, choć czasem już się zdaje,
Że odmienia obyczaje,
Nim dokończę wiersza strofę,
Jaś zostanie filozofem.
Zimowa kołysanka
Mroźnej zimy biel urocza
Ślad zostawia na warkoczach.
Rozpędzone, miękkie sanie
Wiozą dzisiaj małą Anię
Do krainy dawnych baśni.
Noc Jej szepce: „Tylko zaśnij!”
Jakże jednak zasnąć Ani,
Gdy rycerze malowani
W gęstym śniegu przycupnęli,
Cali w blasku – cali w bieli?
Suną sanie; pędzą konie;
Serce dziwnie w Ani płonie.
Co ma stać się – niech się stanie!
Rozpędzone suną sanie -
Nim na niebie gwiazdka zgaśnie,
Wpadną dzisiaj między baśnie.
Po to bowiem Pani zima
Twarz przybrała białą mima,
By dziewczynka owa mała
Choć na chwilę zapomniała,
Że to bajka tylko właśnie...
Wiosenny wierszyk
Sprzeczała się róża z kaczeńcem i makiem
(Bo z nimi urody nie była jednakiej),
Kto piękniej zakwita; kto mocniej urzeka;
Kto sobą najbardziej zachwyca człowieka.
Kto piękniej rozkwita? Ja nie wiem. Wy wiecie?
Nie. Tego na pewno nikt nie wie na świecie.
Czy, zamiast wybierać zdobniejszych w tym gronie,
Nie lepiej podziwiać ich barwy i wonie?
… Lecz przecież najmilszą ze wszystkich artystek
Jest wiosna, a wiosną – biedronka i listek.
Biegnijmy więc wiosną na pola i łąki,
By szczęście odnaleźć, jak uśmiech biedronki!
W obronie dobrego imienia bociana
Proszę Państwa! Powiem szczerze:
Ja w ogóle w to nie wierzę.
Bocian wrzuca za pazuchy
Myszy, żaby i ropuchy?
Wie, kto wiersze moje czyta,
Że to bujda całkowita!
Jeśli jednak – trudna rada -
Bocian za to odpowiada,
Niechaj winę udowodni
Inny świadek owej zbrodni,
Nie zaś psotne te głuptasy:
Jaś i Krzysio z naszej klasy...
Sen Jasia
Zasnął Jasio. Jego dusza
Jest w ramionach Morfeusza.
Jakby jakaś siła obca
Przemieniła życie chłopca
I nastała wokół Jasia
Cisza, niby makiem zasiał.
Mądrym chłopcem Jaś jest zgoła;
Śnią się lekcje Mu i szkoła.
W owej szkole On wszelako
Już nie będzie rozrabiaką:
Już nie nazwie gęsią Zosi;
Za wygłupy swe przeprosi
(Marzył zgoła o tym skrycie
Zatroskany nauczyciel).
Doczekają – moi drodzy -
Zachwyceni pedagodzy,
Że – błysnąwszy intelektem -
Pochwał stanie się obiektem
Ów – powiedzieć nic nie wzbrania -
Wzór dobrego wychowania.
Pewnie macie (Cóż! Niestety...)
Taki zarzut do poety,
Że się dzisiaj nazbyt łudzi?
Cii! Niech Jasia nikt nie budzi...
Wróbelek
Wróbel – żwawy, jak iskierka,
Na gałęzi siedząc świerka
Piosnkę śpiewa głosem wielkim:
Nie ma! Nie ma, jak wróbelki!
Nie ma! Nie ma to, jak wiosna!
Któż na śpiewie mym się pozna?
… Przystanąłem. Słucham ptaszka.
Taki koncert - to nie fraszka.
By wyśpiewać tak libretto,
Trzeba zgoła być poetą!
Co za słodycz w ptasim alcie!
„Chwalcie wiosnę! Wiosnę chwalcie!”
Niesie radość i zachwyca;
Brzmi, jak ptasia obietnica,
Że zaśpiewa jeszcze głośniej -
Jeszcze wdzięczniej i radośniej!
Przeziębiony bałwanek
Rzekł do siebie raz bałwanek:
- Dość mam takich niespodzianek!
Nie wytrzymam! Daję słowo!
Czuję zgoła się niezdrowo,
Zaś największa moja troska
Ma na imię: katar z noska.
Chociaż nosek mam z marchewki,
Leje mi się, jak z konewki.
Nieciekawy los w ogóle
Czeka moje śnieżne kule,
Sądząc bowiem po kałuży,
Słońce wcale mi nie służy.
Słońce na to tak odrzekło:
- To dopiero mi dopiekło!
Kto na zdrowie chucha, dmucha,
Ten wygląda na zmarźlucha.
Jeśli zatem – drodzy moi -
Tak bałwanka niepokoi
Poziom rtęci w termometrze,
Niech od dzisiaj chodzi w swetrze.
Bajka nieprawdziwa
Po złotej, słonecznej polanie
Obłoki sunęły, jak sanie -
Niedbale, przeciągle, ospale.
W obłokach mieszkali krasnale.
Cieszyli się latem i tęczą,
Muchami, co nudzą i brzęczą.
Zarazem – na co dzień i w ferie -
Czynili okropne brewerie:
- Po złotych promykach się pięli;
- Rozgrzani w słonecznej kąpieli
Robili wśród chmur fikołajki;
- Kpiąc sobie z poety i z bajki,
Jak wróble sfruwali na ziemię.
Dziwili się temu, że drzemię.
Na koniec Wam powiem nieszczerze
(Bo w to, co widziałem, nie wierzę),
Że – chociaż na drzemkę za wcześnie -
Ja przecież spotkałem je we śnie.
Naprawdę.
O kurzej dumie
Najdumniejsza w świecie kura
Szczerozłote nosi pióra.
Wierna kurzej swej naturze
Dzielnie znosi jaja kurze;
To pazurem w piachu grzebie,
To ogląda się za siebie,
Przekrzywiając łepek kurzy.
Czas jej nigdy się nie dłuży,
Żyje bowiem każdą chwilką -
Dumna, że jest kurą tylko.
Uśmiechy dzieciństwa
Dziś Jasiowi się udziela
Los każdego marzyciela:
Marzy o tym, że już wkrótce,
W kolorowej płynąc łódce
I uroki chłonąc lata,
Zwiedzi wszystkie strony świata;
Że zostaną za Nim zgoła
Książki, lekcje, dzwonki, szkoła -
Wszystko, co jak szkolna włócznia
Drążyć zwykło serce ucznia;
Że zakończy raz ostatni
Dzień, jak co dzień w szkolnej szatni
I od książek Go oderwie
Wytęskniony miesiąc czerwiec!
Czegóż będzie trzeba więcej
Duszy czystej i dziecięcej?
Gdy pod niebo Go uniesie
To, co smakiem życia zwie się,
Niechaj chłopcu siły doda
Wakacyjna ta przygoda!
... Bo, jak wiecie, pora letnia
Serca dzieci uszlachetnia!
Bajka – nie bajka
Wszystko będzie bajką tylko
(Wymyśliłem to przed chwilką).
Płoć w imieniu każdej płotki
Wychwalała strumyk słodki,
Taki morał prawiąc musze:
- Ja bez wody się uduszę!
Kot jej odrzekł: - Proszę płoci!
Pani tylko o wilgoci.
Wilgoć słona, ani słodka
Nie nadaje się dla kotka.
Mucha z miną rodem z piekła
Na te słowa tak odrzekła:
- By się lepiej żyło światu,
Na to trzeba temperatur.
Ja na przykład w chłodnym stawie
Nigdy długo nie zabawię.
Wolę słuchać świerszcza skrzypiec.
Nie ma! Nie ma to, jak lipiec!
Wtem od ucha aż do ucha
Uśmiechnęła się ropucha:
- Najpiękniejsze, jak się zdaje,
Są nie lipce, ale maje.
Muchy tylko w głowie mącą -
W lipcu bywa za gorąco!
Mucha z brzękiem rzekła gniewnym:
- Maj miesiącem jest niepewnym!
Znam się na tym, jakem mucha.
Niech ropuchy nikt nie słucha!
W taki oto sposób kłótnie
Wieść ze sobą mogą butnie -
Jak powiada bajki pointa -
Muchy, żaby i zwierzęta...
O nieposłusznym krasnoludku
Powiem o tym bez ogródek:
Źle postąpił krasnoludek,
Wyruszając bez opieki
W świat nieznany i daleki
I kupując dla przechwałki
Zimnych lodów cztery gałki.
Długo leczył wątłe ciało;
Głos Mu całkiem odebrało.
Gdy lekarza prosił szeptem
O ratunek i receptę,
Doktor – niedźwiedź z plastrem w łapie
Taką zlecił Mu terapię:
- Krasnal ma się napić miodu!
Ma nie lizać więcej lodów!
Ma przez tydzień, co dzień w kółko
Pić to samo gorzkie ziółko!
Nie wychodzić na powietrze,
Lub wychodzić, ale w swetrze!
... Nie wiadomo, z jakich racji
Krasnal dosyć miał kuracji,
Nie chciał ziółek pić na raty,
Lecz wybierał się w zaświaty,
O czym tatę oraz mamę
Zawiadamiał telegramem:
- Mamo! Tato! Chyba zginę!
Jestem chory na anginę!
Czuję w gardle dziwne kłucie.
Wieść rozeszła się po drucie,
Wywołując – nie bez racji -
Owoc smutku i sensacji.
Tak mówili po miesiącu
Tata z mamą: - Mały brzdącu!
Upragnione swe wakacje
Przeleżałeś jako pacjent.
Niech to zatem, w samej rzeczy
I z łakomstwa Cię wyleczy...
O wytrwałej Krysi
Rysowała Krysia pieska -
Jedna kreska, druga kreska;
Wyszedł Krysi zamiast Burka
Jakiś kotek, czy wiewiórka.
Tata z Krysi się natrząsa:
Trzeba kotu dodać wąsa,
Łapki dłuższe, brzuszek gładszy -
Wilczur wyjdzie, jak się patrzy.
Rysowała Krysia wilka.
- Jeszcze, Tato, tylko chwilka.
- Co tam wyszło? - Trudno orzec.
Chyba, Tato, nosorożec
(Chociaż Tata drwi okropnie,
Krysia dzisiaj swego dopnie).
Rysowała, jak umiała,
Cały długi dzień bez mała,
Aż na koniec (ani słówka!)
Wyszedł Krysi spod ołówka,
Jak powiada bajki pointa,
Pies... i nawet trzy szczenięta.
O ukrytym trollu
Jaś nie wierzy w krasnoludki.
Powyższego zgubnym skutkiem
Jest nadzwyczaj ciężka dola
Ukrytego przed Nim trolla.
Już przekonać ma nadzieję,
Że pomaga, że istnieje,
Kiedy Jasio... Cóż, no właśnie:
Jaś nie wierzy w takie baśnie.
Choć nikt nie wie, jak i po co,
Troll się stara dniem i nocą:
Zmywa, sprząta, dopomaga...
On zaś mówi, że to blaga.
... Wrócił Jasio dziś, jak co dnia
Ze spaceru w brudnych spodniach.
Wieczorową, późną porą
Już się same nie wypiorą.
Któż uwierzy, że o świcie
Ktoś je wyprał znakomicie?
Chodzi, myśli dzionek cały -
Czyżby same się wyprały?
Skąd się bierze miód?
Nikt nie widział dotąd jeszcze,
Żeby cukier padał z deszczem.
Kiedy zatem wreszcie spadł,
Każdy mówił, że to grad.
Słód się sypał na ulice;
W krąg trzaskały okiennice
I przelewał się przez rynny
Słodki napój miodopłynny.
Tylko jeden mały skrzat
Deszczu napił się... i zgadł.
Słodki deszczyk! Co za gratka!
Że okazja była rzadka,
Nie przegapił jej, bo gdzieżby?
Zaraz gruszkę zerwał z wierzby;
Ścisnął w dłoniach, zmiął i zgniótł -
I stąd właśnie wziął się miód...
Sposób na buty
Chodzi Jasio dziś, jak struty,
Bo choć ładne nosił buty,
Z butów przecież się wyrasta.
Nie pomoże tutaj pasta.
Jeden Jasio przewiduje,
Że kto bucik wypucuje,
Ten od razu – bez boleści -
Stopę wciśnie weń i zmieści.
... Kto się przyjrzy entuzjaście,
Ujrzy nosek cały w paście,
Czarne spodnie i – niestety -
Czarny krawat i skarpety
(Ponoć właśnie tak się zdarza
W twardym życiu kominiarza...).
Taki zapał – to nie żarty,
Lecz, choć chłopiec jest uparty,
Szkoda przecież nieboraka.
Kto by nad Nim nie zapłakał,
Temu zgoła nic nie mówi
Na mankietach pasta Buwi...
Choć o trudu tego skutki
Trudno winić krasnoludki;
Choć, jak mówi całe miasto,
Tak się - biedny - upstrzył pastą,
Że aż teraz ledwo żyje,
But jak pił, tak nadal pije...
Jesień
Przechadzała się po lesie
Zabłocona Pani Jesień.
Parasolka i kalosze
Przemakały Jej po trosze.
Obudziła się o świcie
Cała w pąsach i w zachwycie:
- Czuję zapach świeżych liści.
Może wiosna mi się ziści?
... Lecz lunęło i zagrzmiało;
Burza przyszła, jakich mało.
Sino. Buro. Mroczno. Dżdżyście.
Poszarzały nawet liście.
Nic już teraz nie odmieni
Barwy świata i Jesieni.
... Upłynęła czasu rzeka,
A tu Jesień wiosny czeka!
Pośród wichrów i zawiei
Jesień, wierna swej nadziei,
Niezrażona nawet deszczem
Spaceruje ciągle jeszcze...
Niespodzianka
Wiele dzieje się, jak wiecie,
Bardzo dziwnych spraw na świecie,
Bo – na przykład – tego właśnie,
Że na warcie żołnierz zaśnie;
Że półnutki, jak wróbelki
Zaśpiewają głosem wielkim,
Czy, że małpa spadnie z drzewa -
Nikt się wcale nie spodziewa.
Ciągnąc dalej – tego jeszcze,
Że cukierki spadną z deszczem
(A do tego takie słodkie,
Jak najsłodsza w świecie rzodkiew!);
Że na przykład ja – w Sylwestra
Zagram dzieciom, jak orkiestra,
Albo może i zaśpiewam -
Sam się także nie spodziewam.
Niech się zatem nikt nie dziwi,
Że słodziutki, niczym kiwi
(Z miną tęgą i nielichą
I tak bardzo, bardzo cicho,
Że aż słychać ową ciszę)
Jaś dyktando w szkole pisze...
Ile piękna jest na świecie...
Gdy obwieści radio światu
Znaczny przyrost temperatur;
Gdy wybuchnie w sercu wiosna,
Każde z dzieci ją rozpozna:
- Po słoneczku - jasnym takim;
- Że zakwitną w polu maki;
- I, że rzeki lodem skute
Spławne staną się w minutę.
Gdy w ogródku wonny jaśmin
Przyodzieje się jak w baśni,
Zobaczymy - właśnie wiosną,
Jak nam wszystkim serca rosną!
Wtedy – z mocnym serca biciem -
Przekonamy się w zachwycie,
Ile piękna jest na świecie.
Chyba, dzieci, o tym wiecie?
Rozmarzony Jasio
Śnieg – to małe, białe płatki
Niby cukier do herbatki.
Tafla lodu to zwierciadło,
Które dzieciom z nieba spadło;
Biel zaś kolor ma pościeli.
Gdybym zasnął w takiej bieli,
To obudziłbym się rankiem
Już nie Jasiem, a bałwankiem
Z miotłą w ręku, minką gniewną,
Bo zobaczyłbym na pewno,
Jak się Tata na mnie zżyma.
A wszystkiemu winna zima...
O lekkomyślnej królewnie
Za górami, w ciemnym borze
Król krasnali mieszkał może,
Może książę i królewna -
Rzecz jednakże jest niepewna
(Kryje zresztą w sobie dziwy
Każdy wierszyk nieprawdziwy).
Rzecz to nie jest do pojęcia,
By królewna – żona księcia
Pogubiła buty w rzece.
Stąd nie dziwmy się dalece,
Że krasnale – leśne grajki
Obwieściły koniec bajki.
Cóż poradzić? Nikt nie zgadnie,
Gdzie też bucik leży na dnie...
Komu buty fale niosą,
Ten po świecie chodzi boso.
Wtedy właśnie król krasnali
Nad królewną się użalił:
Westchnął razy pięć i zaraz
Lewy bucik się odnalazł;
Ziewnął cicho dla zabawy
I odnalazł bucik prawy.
Wiedzą bowiem krasnoludki,
Gdzie się mogą podziać butki.
By uczynić prawdzie zadość,
Powiem: wielka była radość
W sercu księcia i we dworze.
Tu się bajka skończyć może.
W tym jest każdej bajki siła,
Że się dobrze zakończyła.
Rozśpiewane przedszkolaki
Rozśpiewane przedszkolaki
Ułożyły wierszyk taki:
Nasza Pani tra la la la
Już nam śpiewać nie pozwala.
Dyna dyna ole ole
Pani mówi, że przedszkole
To nie jarmark (koniec świata!)
Ra ta ta ta ra ta ta ta.
A my na to pampa rampa -
Jeszcze chociaż tylko samba!
Zaśpiewajmy esta esta
I po sambie będzie sjesta.
Przecież cisza hopsa hopsa
Może znudzić nawet Mopsa.
... Pani tego je je je je
Nie chce słuchać i się śmieje,
Tak Jej bowiem uszy puchną,
Że o mało nie wybuchną.
Bęc.
O tym, co wymyślił Jasio
Liczył Jasio drzewa w lesie
Cały lipiec, cały wrzesień.
Liczył długo i wytrwale.
Nikt nie widział tego, ale -
Ku zdumieniu innych osób -
Zliczył wszystkie w dziwny sposób.
- Niech się na mnie Jaś nie gniewa,
Lecz, przepraszam, jakie drzewa:
Buki, dęby, czy modrzewie?
... On, niestety, tego nie wie.
Nie rozpoznał jeszcze zgoła
Sensu pracy w pocie czoła.
W życiu bowiem – nie bez przyczyn -
Trzeba wiedzieć, co się liczy...
O mądrym Jasiu
Żadnej nie ma na to rady -
Jaś nie lubi czekolady.
Jada wszystko: zupę z pora,
Ryż, marchewkę, kalafiora.
Spożyć może bez obawy
Wszelkie dania i potrawy,
Czekolady zaś – jak wiecie -
Nie zje Jasio za nic w świecie,
Choćby wziąć Go we dwa kije.
Wobec tego Jaś nie tyje;
Zdrowe ząbki ma i brzuszek,
I nie martwi się o tuszę.
Gdy się czasem przed Nim kładzie
Pyszne wafle w czekoladzie,
On się tylko z tego śmieje.
Z tej przyczyny mam nadzieję,
Choć jest na to szansa nikła,
Że weźmiecie z Niego przykład.
Przepis na jabłka
W restauracji w mieście Jaśle
Jabłka smaży się na maśle
I dodaje – moi mili -
Soli, pieprzu oraz chili;
W garnku się układa w kulki
Obok grzybków i cebulki;
Razem parzy je na wrzątku,
Po czym smaży od początku.
Gdy się kładzie na półmiski
Owe lobo i elizki,
Wszyscy robią kwaśne miny
Na te kpiny z witaminy...
O skrusze Jasia...
Choć sądzono Go pochopnie,
Jaś poprawił w szkole stopnie.
Tak należy. To się chwali.
Dobrze Państwo przeczytali:
Zmienił swoje zachowanie
(Można teraz ręczyć za nie!),
I nikogo od miesiąca
Z równowagi nie wytrąca
Żaden szkolny figiel chłopca.
Błazenada jest Mu obca -
Nikt zamącić się nie waży
Ciszy szkolnych korytarzy
I ucichły w całej szkole
Figle, harce i swawole.
Wszystkim, których niepokoi
Owoc Jasia metanoi,
Dedykować tedy muszę
Taki oto wiersz o skrusze...
Wakacyjne marzenie
Jeszcze przyjdą, jak się zdaje
Takie lipce, takie maje,
Kiedy dzielnej zagra duszy
Szum indiańskich pióropuszy.
W kraju przygód czarnoksięskich
Boje ziszczą się i klęski,
Których nigdy nie wybaczą
Biali Siuksom i Apaczom.
... I choć straszne wojen tryby
Toczyć będą się na niby,
Niechaj z oczu łzy wyciska
Dym, co ściele się z ogniska.
Nim przeminie i opadnie
Gdzieś głęboko w sercu – na dnie,
Chwila wspomnień przed kolacją
Pełny nada sens wakacjom...
Kocie refleksje
Jaś od środy aż do wtorku
Przechowywał kota w worku.
Trzeba przyznać to otwarcie:
Kot nie poznał się na żarcie.
Pewno pojąć nie był w stanie,
Że za takim zachowaniem
Przemawiało dobro kocie.
Jedno wszakże pojął w locie:
Jaś jest w sposób oczywisty
Antywzorem humanisty!
... Parzy chłopca, jak pokrzywa
Ta ocena nieprawdziwa.
Wszak przez wzgląd na dzikie wrzaski
Dawał kotu dowód łaski:
Czyniąc psotę mniej okrutną,
Czule głaskał go przez płótno...
Cóż! Jak mówi bajki pointa,
Kto posiadać chce zwierzęta
Żywe, zdrowe, nie kalekie,
Niechaj staje się człowiekiem!
O owadzim sporze i pszczole - rozjemcy
Rzekł raz truteń: - Trudna rada!
Jestem wzorem cnót owada:
Mam kużuszek w barwach tęczy;
Piękniej w ulu nikt nie brzęczy
I nie buczy absolutnie!
Mucha na to rzekła butnie:
- Ten, co chwali się co chwila;
Kwiatków wcale nie zapyla;
Nie zarabia sam na życie,
Ten się leni pospolicie!
Żaden truteń – stwierdzić muszę -
Nie dorówna nigdy musze!
Na to wszystko rzekła pszczoła:
- Rozejrzyjmy się dokoła -
Zasługuje na pochwały,
Kto pracuje dzionek cały.
Kogo zatem nie zachwyca
Zwykła pszczoła – robotnica,
Ten w najświętszym nawet sporze
Żadnej racji mieć nie może.
Słów takiego darmozjada
Nawet słuchać nie wypada.
Marzenia poety
Kogóż czasem nie olśniewa
Pochyłego widok drzewa;
Szpaków, które gdzieś wysoko
Wieczny wiodą spór ze sroką?
To, że dla nas w ciemnym borze
Właśnie teraz – o tej porze
Niosą zapach przebogaty
W leśnym runie skryte kwiaty?
Dla nas rodzą się najszczersze,
Zwiastujące radość wiersze,
Kiedy wznoszą się ze świstem
Pieśni ptaków uroczyste.
Te krzyczące wniebogłosy
Szpaki, wróble, zięby, kosy
To są moi przyjaciele.
... Lecz, choć słodkie ptasie trele
Są jak wiersza strofy bratnie,
Słowa brzmią nieadekwatnie.
Zanurzony w ptasim gwarze,
Już nie piszę więcej. Marzę...
Laurka dla Ciebie
Jakże piękne są laurki
Całe w kwiatki, kotki, chmurki,
Ptaszki, które gdzieś na niebie
Pokrzykują: Kocham Ciebie!
... Te przedszkolne i dziecięce,
Których oby jak najwięcej
Trafić mogło w ręce Matki -
Całe w chmurki, kotki, kwiatki.
Zachwycają i te zgoła
Pobazgrane w pocie czoła,
Wykonane niestarannie -
Te dla Ciebie i te dla mnie;
Te niemądre i te, które
Wykrzykują zgodnym chórem:
To dla Ciebie – bardzo proszę -
Tylko Ciebie w sercu noszę!
Najpiękniejsze są laurki
Te od wnuczka, synka, córki -
Te, od których serce bije
Moje, Twoje i niczyje.
Bajka o dżemie
Kiedyś, bardzo dawno temu
Stał na szafie słoik dżemu.
Wytłumaczyć nie potrafię,
Czemu właśnie stał na szafie,
Skoro mógłby – w pewnym sensie -
Stać na przykład na kredensie.
Szafa stała w przedpokoju;
Słój – na szafie; dżem zaś – w słoju.
Nie odpowie wiersza zwrotka,
Kto do domu wpuścił kotka.
... Patrzy niemo kot Filutek
Na hultajstwa swego skutek:
Owe ostre, jak igiełka
Kolorowe, małe szkiełka...
- Któż powiedział – dumnie parska -
Że kolacja ma być jarska?
O głodnej lalce
Moja lalka, proszę Pana
Śpi spokojnie już od rana,
Zaś wieczorem, kiedy wstanie,
Zje arbuza na śniadanie
(Będzie smutno mi, jeżeli
Ze mną nim się nie podzieli).
Po obiedzie będą pączki,
Więc jej jeden dam do rączki.
Potem jeszcze danie trzecie,
Bo jest żywą lalką przecież:
Rusza rączką i powieką;
Bardzo lubi świeże mleko
(Trzeba sprawdzać, czy pielucha
Jest pod lalką całkiem sucha!).
Bardzo, bardzo jest kochana!
Bardziej od niej, proszę Pana
Lubię tylko słodkie wiśnie.
Kiedy z wiśni soczek pryśnie,
Lalka bluzkę mi wypierze.
... Pan nie wierzy? A ja wierzę!
Szkolny samobój
Jaś się dzisiaj na nas boczy.
Gadać z chłopcem nie ma o czym,
Bowiem dzisiaj – z dziwnych przyczyn -
Jaś nie mówi, ale krzyczy:
- Jest to rzeczą niesłychaną,
Ile w szkole mi zadano!
Utrapiła dziecię szkoła...!
Nie wiadomo, czy podoła.
... Lecz, choć zajęć ma bez liku,
To uwagę chłopca przykuł
Styl ataku i obrony
Ulubionej Barcelony.
Chociaż dobrze jest, jak wiecie,
Mecz obejrzeć w Internecie,
Plącze mi się taka pointa:
- Niechaj Jasio zapamięta,
Że jutrzejsze jego dwóje
To są szkolne samobóje...
Wzór (dla) Jasia
- ... Wiersz o Jasiu? Drodzy moi!
Czy ten Jasio ciągle broi,
Że zawitał między wiersze?
- Czas wyjaśnić, że: - Po pierwsze -
Niech się ze mną każdy zgodzi -
Nie o imię tutaj chodzi.
Kto rodziców swych nie słucha;
Kto rechoce, jak ropucha,
Gdy kolega nie potrafi
Znaleźć Chin na geografii;
Kto był w szkole raz ostatni
Pięć dni temu (ale w szatni)
I czaruje – czary mary,
Że to wcale nie wagary,
Ten jest w całej swojej krasie
Takim właśnie małym Jasiem.
Kto pomaga w domu mamie;
Nie przeklina i nie kłamie;
W szkole oraz na boisku
Umie dawać z siebie wszystko;
Kto, jak owa boża pszczółka
Słów nauczy się: gżegżółka,
Tętent, chutor i rzeżucha;
Kto od ucha aż do ucha
Bywa w szkole uśmiechnięty,
Tego właśnie – w ramach pointy -
Chciałbym w porę, czy nie w porę
Ustanowić Waszym wzorem.
Dla przypomnienia
Rzekł Jacenty raz do Reksa:
- Z ciebie to jest taka beksa!
Choćbyś chodził razy szereg
Ze swym panem na spacerek,
Gdy zapomnę o tym czasem,
Zaraz szczekasz na mnie basem.
Odrzekł Reksio w ramach pointy:
- Szczekam basem, mój Jacenty,
By dotarło do Twych uszu,
Że nie jestem pieskiem z pluszu.
Z listów do Świętego Mikołaja
Drogi Święty Mikołaju!
Przyjdź najwcześniej do mnie w maju!
Teraz zimno jest okropnie:
Pełne mrozu cztery stopnie;
Puch się sypie z nieba jakby...
Ja chcę z Tobą zagrać w rugby!
Wobec tego wierzę święcie,
Że mi lato dasz w prezencie.
Latem można przez pomyłkę
Do jeziora wrzucić piłkę;
Wspiąć na drzewo się po śliwki.
Lato pełne jest rozrywki!
Zima „nuda” ma na imię.
Czym się można zająć w zimie?
- Tort najwyżej zjeść i bezę.
Stawiam taką hipotezę:
- Już niedługo (co Ty na to?)
Upragnione przyjdzie lato.
Senna nocka
Gdy krasnale – leśne duszki
Kładą głowy do poduszki
I niedźwiadek z plastrem w łapie
Utulony do snu chrapie,
Sen udziela się Anusi -
Ona także zasnąć musi.
Drzemią miasta już i wioski;
Drzemie cicho świat beztroski,
Zaś na cudne oczy Anki
Sen spędzają kołysanki.
... I choć nie wie Ania, po co
Księżyc czuwa ciemną nocą,
Przecież pokój pełen cieni
Tajemniczo Jej się mieni,
Niby nocy i Księżyca
Dziwna jakaś tajemnica.
Kto ją poznać zechce właśnie,
Ten na pewno już nie zaśnie -
Zamknie oczka i jedynie
W dal nieznaną gdzieś popłynie...
Figlarny wietrzyk
Nikt tak pilnie się nie krząta;
Nie wymiata śmieci z kąta;
Nie zagina kapelusza,
Jak ten wietrzyk hulaj-dusza.
Woła, krzyczy za nim Ciocia:
- Nowy szalik leży w błocie!
Nie ma kary dla złodzieja!
Jak zawieja, to zawieja...
To się wokół siebie kręci,
To rozrabia bez pamięci,
To znów hula dniem i nocą.
Łapać wiatru nie ma po co,
Bo, choć wyje i podwywa
(Z wiatrem tak już właśnie bywa),
To po prostu – drodzy moi -
Sam się kiedyś uspokoi.
Zamiast bajki
Hen, za siódmą górą, rzeką
Krowa daje świeże mleko;
Słowik śpiewa takie pieśni,
Że się ludziom nawet nie śni;
Zając żywi się co lato
Seradelą i sałatą;
Kotek miauczy, piesek szczeka;
Człowiek tęskni do człowieka;
Bez co roku wiosną kwitnie;
Lis urządził się tak sprytnie,
Że – choć brzmi to niezbyt ładnie -
Żyje z tego, co ukradnie.
W tej krainie – próżne żale -
Krasnoludków nie ma wcale;
Nie ma smoka i królewny.
Ja jednakże jestem pewny,
Że piękniejsze jest od baśni
Samo życie – takie właśnie...
Kłopot Zosi
Kto na nosie nosi krostę,
Tego życie nie jest proste.
Nieproszony gość (o losie!)
Przyozdobił dzisiaj Zosię
I choć groźny nie jest w sumie,
Któż dziewczynki nie zrozumie?
Nos – to atut w naszym ręku.
Nos – to główny probierz wdzięku.
Nos – niech każdy zapamięta -
To jest Zosi reprezentant.
Nic zaś lepiej nie odpowie,
Jak ratować trzeba zdrowie,
Humor, dumę, wygląd noska,
Niż Zosina właśnie troska:
Jak przystało więc na damę,
Smarowała nos balsamem;
Nakładała okulary;
Wachlowała się bez miary
Chustą, szalem, czym popadło.
Chciała w domu stłuc zwierciadło.
Nie pomogło – proszę dzieci!
Nos, jak świeczka nadal świeci;
Nadal kształtem swoim złości;
Nadal źródłem jest przykrości.
Rzec by można: - To drobnostka -
Taki feler, taka krostka,
Lecz próżności – w samej rzeczy -
Żaden lekarz nie uleczy.
Radość Frania
Franek dzisiaj nam udziela
Entuzjazmu i wesela:
Biega, skacze, nuci, śpiewa;
Tańczyć chciałby wokół drzewa;
Uśmiechnięty tajemniczo
Ciepłem darzy i słodyczą.
Coś po prostu niesie Frania!
Rzec by można bez wahania:
To nie chłopiec jest radosny -
Tak wygląda uśmiech wiosny.
- Rozbłysnęła, wybujała;
Tyle cudów okazała,
Że aż Franek od nich rośnie.
Podziękujmy zatem wiośnie
Za ten zachwyt, który nieci
W rozmarzonych sercach dzieci...
Wiersz o poetach
Jacyż dziwni są poeci!
Ledwo księżyc Im zaświeci,
Zaraz – z miną przeokropną -
Nos wlepiają w zimne okno
I, zdumieni nocną ciszą,
Zachwycone wiersze piszą.
Potem budzą się o świcie;
Zeszyt biorą... - Jak myślicie:
Co w zeszycie zapisano?
Sonet? Fraszkę? Tryptyk? Ano:
Wierszyk ledwie rozpoczęty.
Kto dla niego szuka pointy,
Niech ją sobie dzisiaj doda.
... A poetów trochę szkoda,
Bo, choć piszą nie na stopnie,
Męczą dla nas się okropnie...
Zapał Ani
Któż uwierzyć byłby w stanie,
Co spotkało dzisiaj Anię?
Chociaż próżno szukać luki
W Jej zapale do nauki,
Przecież zapał ów Anusi
Kiedyś kresu sięgnąć musi.
Kto klasówkę ma z biologii;
Kto chce byka wziąć za rogi,
Musi – według mego zdania -
Przeżyć moment zawahania.
Zawahanie, moi mili,
Bywa kwestią jednej chwili:
W klasie – widać to przez okna -
Żmija wije się okropna,
Główne wejście zaś do szkoły
Zagradzają cztery woły.
Wobec przeszkód oczywistych
Zapał dziecka całkiem wystygł,
Gdyż – jak mówi bajki pointa -
Pokonały go zwierzęta...
Argument Ali
Mamo! Mamo! Twoja „mała”
Już dorosła i dojrzała.
Wszyscy widzą we mnie stale
„Drobiazg”, „lalkę”, „małą Alę”.
Nie pomyśli nikt o skutkach
Słów „kruszynka” i „malutka”,
A ja jestem taka duża,
Jak tulipan albo róża.
Wiedz, Mamusiu, że tymczasem
Ala nie jest już głuptasem
I nie można mówić: „potem”,
Gdy na loda ma ochotę...
Rozmarzona Ania
Nic tak Ani nie rozmarza,
Jak bałtycka, cicha plaża.
Gdy rozlega się w oddali
Niewstrzymanej poszum fali,
Albo kiedy mewy krzyczą
Głośno, groźnie, tajemniczo,
Chciała Ania by na wieki
Tak pokochać świat daleki,
By oswoić raz na zawsze
Mórz sekrety najciekawsze.
... Kto dziewczynki nie rozumie -
Nie dostrzega w morskim szumie
Żadnej mocy i potęgi,
Ten, czytając z życia księgi
Nie potrafi trwać w zachwycie
Nad żywiołem i nad życiem...
Sekretne lato
Nie wie tego nikt niestety,
Czym jest radość dla poety.
Nie wie księżyc... Wy nie wiecie...
Powiem zatem Wam w sekrecie:
Znam – i właśnie tym się szczycę -
Wszystkie lata tajemnice.
Gdy zmęczycie się rozłąką
Z kłosem, chabrem i biedronką;
Gdy – jak zgoła nigdy przedtem -
Zmierzch przemówi do Was szeptem,
Albo kiedy – na ostatku -
Pod Lublinem, za rogatką
Bujna zieleń Was otoczy,
Spójrzcie! Spójrzcie latu w oczy!
W kapeluszu, śniadych licach,
W jego sercu i źrenicach,
W pysznej, lekkiej, barwnej szacie
Sekret lata wyczytacie.
- Prawda? Ile w nim radości?
Mówcie o tym jak najprościej,
By poznały sekret lata
Wszystkie dzieci tego świata!
Gdy kto radość tę zaniesie,
Gdzie króluje chmurna jesień,
W Jego sercu też zakwitnie
Słodko, dumnie, aksamitnie...
Rozmowa z kłamczuszkiem
Koleżanki i Koledzy!
Według mojej pewnej wiedzy,
W okolice Nowej Huty
Zawitały trzy mamuty!
- Co? Nieprawda? Niemożliwe?
Ja widziałem je jak żywe:
Przyodziane futrem z pańska
Szły do Pucka, czy do Gdańska
Tajemniczą, niesłychaną
Egzotyczną karawaną.
- Że zmyślone? Że to plotki?
Szkoda na nie wiersza zwrotki?
O, przepraszam! To jest ścisłe:
Przeprawiały się przez Wisłę.
Rzeki poziom był tak niski,
Że włożyły do niej pyski
I wypiły całą duszkiem...
- Że kim jestem? Że kłamczuszkiem?!
Znowu wakacje
Jeszcze z lipcem się przeplata
Sierpień strojny barwą lata;
Jeszcze wrzesień a tymczasem
Jesień – jesień już za pasem.
Dni wrześniowych już dotyka
Ciepłe słońce października,
Lecz ustąpić mu wypada
Chłodnej aurze listopada.
Coraz krótsze popołudnia;
Idą święta. Koniec grudnia -
Czas Narodzin i czas życzeń...
Oto mamy mroźny styczeń.
Upływają dni, miesiące -
Lato skwarne i gorące
Lip zapachem, głosem świerszcza
Czas wakacji znów obwieszcza...
Dziura w płocie
Oj! Doprawdy niewesoło
Bywa czasem w miejskim ZOO!
Żadnej jednak nie ma rady
Na zwierzęce eskapady,
Kiedy w płocie świeci dziura
I pawiany krzyczą: - Hurra!
Dziura w płocie to jest szansa
Dla goryla i szympansa,
Bo szympansy – moi mili –
Są gotowe w jednej chwili
Miast na wybieg, wpaść na serio
Wprost do sklepu z galanterią.
Jakież figle tam i harce
Wyprawiają przy przymiarce
Kurtek, butów, kapelusza…!
W pelerynie (hulaj dusza!)
Tańczy z nimi zaś fokstrota
Rozbrykany hipopotam.
… Lecz, choć ubrań pełna szafa,
W co się odziać ma żyrafa?
Przyznać trzeba to ze smutkiem:
Wszystko dla niej jest za krótkie…
Skacze w górę lew (a co tam!);
Tupie nogą hipopotam,
Lecz zrozumieć nie potrafię,
Skąd się wzięły na żyrafie:
Szal na trzy lub cztery metry,
Tudzież dwa zimowe swetry –
Wszystko razem szyte z bluszczy.
Rozpasaniu owej tłuszczy
Kres położy teraz karna
Ochotnicza straż pożarna,
Bo magazyn ów z odzieżą
Był w ogóle nie dla zwierząt…
Stubarwny wrzesień
Idzie jesień i już wkrótce
Wiatr na złotej zagra nutce;
Żółte liście strąci z drzewa;
Wszystko wokół porozwiewa.
Idzie jesień po kałużach
Przez ulice, przez podwórza
I, choć smętna jest po trosze,
Kolorowe ma kalosze -
Pełne błysków i pasteli,
Że aż serce się weseli.
Kto je nosi - drodzy moi -
Słót wrześniowych się nie boi.
Przyodziany złotą szatą,
Zaplątany w babie lato
Wrzesień płaszczem nas okrywa,
Jak jesienna mgiełka siwa...
Powrót Pracusia
Dawno temu, w kraju dziatwy
Żywot ponoć wiódł niełatwy
Dobry władca – Pracuś III,
Który bardzo kochał dzieci.
Jak to czasem w życiu bywa,
Dziatwa owa przeszczęśliwa
Dokuczała Mu, niestety,
Kiedy dla Niej prał skarpety,
Bawił, śmieszył, robił zupy
I wychodził po zakupy.
Jak świat światem, król zaś królem,
Nie zdarzyło się w ogóle,
Aby jakiś król na świecie
Mógł uchybić etykiecie.
Jak król królem, świat zaś światem,
Nie widziano tego zatem,
Żeby władca znakomity
Za plecami dworskiej świty,
I nie wiedzieć w jakim celu
Skrył się w jednej z komnat wielu.
Poszukują Go pospołu
Entuzjaści protokołu,
Ministrowie tudzież pazie -
Nigdzie nie ma Go na razie...
Gdzie Go szukać – swoją drogą?
Może dzieci dopomogą?
Rozpoznają Go po stroju
W baszcie, lochach, w przedpokoju?
... Bo, choć cenny czas ucieka,
Nie ma króla – lud narzeka;
Skarb dochody swoje traci;
Gorzko płaczą dyplomaci...
Dzieci jednak niech nie płaczą -
Jeśli władcy nie zobaczą
W żadnym zgoła z tych pomieszczeń,
Kiedyś do Nich wróci jeszcze...
Pimpek optymista
Kiedy
deszczyk po cichutku
Popłakuje
pełen smutku,
Pogrążając
nas powoli
We
wrześniowej melancholii,
Pimpek
– dumny niesłychanie –
Słodko
mruczy na tapczanie.
Nie
odpowie wiersza zwrotka,
Skąd
się bierze nastrój kotka
Pełen
ciepła i słodyczy,
Gdyż
nie wiemy, z jakich przyczyn
W
czas jesiennej, szarej słoty
Na
tapczanach mruczą koty
(Ja,
choć jesień mnie nastraja,
Jak
przymrozek w końcu maja,
To
sekretów owych właśnie
Również
dzieciom nie wyjaśnię).
Uderzając
w kocie tony,
Pimpek
– niczym nie zrażony,
Dumny
z własnej tajemnicy
Kpi
z szarugi na ulicy.
Temu
bowiem, kto tak mruczy,
Nawet
jesień nie dokuczy...
O lisiej przyjaźni
W skwarne, letnie popołudnie,
Lis
zmartwiony tym, że chudnie,
Że mu w brzuchu ciągle
burczy,
Powziął plan obrazoburczy:
- Muszę – co chce, niech się
stanie -
Zdobyć gęsi zaufanie.
Mym ratunkiem – przyjaźń
szczera,
Jakem rudy lis przechera.
Wkradł się chyłkiem na
podwórko -
Tam, gdzie gęsi skubią piórka
I, gdzie zasnął
z wielkiej nudy
Burek – równie, jak on, chudy.
Widząc taki obraz
sielski,
Uśmiechnięty przyjacielsko
Lis pazury swe zaciera:
-
Jakem rudy lis przechera –
Co za uczta! Obiad
suty!
Połknąłbym go w trzy minuty,
Nawet mimo Burka
pieczy...
Zaś do gęsi głośno rzecze:
– Tylko w lesie, miłe
panie,
Gęś się wreszcie gęsią stanie,
Oswojoną, pulchną,
tłustą,
Sytą ziarnem i kapustą.
Wszak wiadomo nie od
dzisiaj:
Czym dla gęsi jama lisia,
Tym jest dla mnie przyjaźń
szczera,
Jakem rudy lis przechera…
Co wyrzekłszy, okiem
błyska,
Pianę przy tym tocząc z pyska;
Wszystkie gęsi zaś
zachwyca
Tania lisa obietnica.
Na głupoty gęsiej dowód
Sunie
poprzez wieś korowód.
Z wielkim triumfem go otwiera
Wiecznie
głodny lis przechera.
Gęsia próżność gęsi
niesie.
Niosła. Bowiem w gęstym lesie
Lis na cztery łapy
kuty
Zjadł je ponoć w trzy minuty,
Kres przyjaźni kładąc
lisiej.
Wszak wiadomo nie od dzisiaj:
Czym dla gęsi przyjaźń
szczera,
Tym dla lisa… Et caetera.
Pierwsza prośba
... Chociaż jeszcze jestem w drodze,
Kiedyś, kiedy się urodzę,
Będę jednym z Twych „okruszków”.
Ty położysz mnie na brzuszku
I już odtąd, moja Mamo,
Nic nie będzie takie samo:
Ujrzysz, jaka jestem mała.
Choćbym nawet zapłakała,
To Ty będziesz mym azylem.
Pomyśl, Mamo, choć przez chwilę
O sukience całej w bieli,
A już nic nas nie rozdzieli!
Obejmiemy się za szyje
I mnie, Mamo, nie zabijesz...
O dzielnym Franku
Choć od kwietnia do tej pory
Franek w łóżku leży chory,
Nikt z nas nie wie – mówiąc szczerze,
Skąd się siła chłopca bierze.
Gdyby kazać Mu w potrzebie
Jeszcze bardziej dbać o siebie,
To, choć słaby jest i blady,
Tak odpowie na te rady:
„- Jestem dumny i bogaty,
Bo za oknem kwitną kwiaty;
Bo codziennie – daję słowo -
Spełniać może się na nowo
Słodkich moich marzeń kilka:
Widzę trawkę i motylka...
Mama z Tatą wiedzą o tym:
Ledwo słońce szczerozłote
Rankiem wyjrzy zza firanek,
Już radosnym bywa Franek” -
Tak odpowie uśmiechnięty...
Nie potrzeba innej pointy:
Niechaj smucą się mazgaje -
On się nigdy nie poddaje!
O tym, co Jasio zobaczył przez mikroskop...
Nikt doprawdy, jak świat światem,
Nie był takim abnegatem…
Jaś do wody wstrętem pałał
I, jak każdy świszczypała -
Nie umywszy się w ogóle,
Wkładał spodnie i koszulę.
Załamywał dłonie tata:
- Co za brudas! Koniec świata!
Spędzasz ojcu sen spod powiek!
Jasiu! Umyj się, jak człowiek!
… Na nic prośby i monity;
Chłopiec chodził nieumyty,
Gdyż, jak stwierdził raz ukradkiem:
- Czystość zbędnym jest dodatkiem.
Można myć się – tak to ujął -
I zwyczajnym być niechlują...
Dnia pewnego – zimą – w ferie –
Spojrzał chłopiec na bakterie...
… Nie przez palce. Przez mikroskop.
Jeśli wiarę dać pogłoskom,
Wtedy właśnie – moi mili –
Nabył chłopiec w jednej chwili
(Rzec by można: naukowo)
Mądrość trudną, ale zdrową:
- Brud - to chorób jest siedlisko.
Kto pochyla się nad miską;
Kto się co dzień dzielnie myje,
Czyste ząbki ma i szyję.
Kto z Was, dzieci – mówiąc szczerze –
Jasia w sobie nie dostrzeże,
Ten (choć pointa to niezwykła)
Niechaj bierze z Niego przykład:
Od tej pory, proszę dzieci,
Jaś nie brudzi i nie śmieci…
O starej przyjaźni
Każda przyjaźń znaczy wiele.
Krzyś i Grześ to przyjaciele.
Grzegorz celnie piłkę kopie;
Do Krzysztofa mówi: „- Chłopie!
Gdybym ja miał tyle wzrostu,
Strzelał z główki bym po prostu”.
W takich chwilach Krzyś z Grzegorzem
Chce wytrzymać, lecz nie może.
Tylko czekać a odpowie:
„- Lewandowski... w cudzysłowie!
Raz poczytałbyś Norwida!
Spróbuj wreszcie. To się przyda.”
Tym sposobem – moi mili -
Zamieniają się po chwili
W obrażone, pełne buty,
Nasrożone dwa koguty
(Stoi oto – rad czy nie rad -
Tu: sportowiec – tam: literat;
Ten pokpiwa, ten się droczy
I, choć patrzą sobie w oczy,
Nie wiadomo, jaka siła
Dwóch urwisów połączyła).
... I dopiero, gdy Rocznica
Rozpogadza dzielne lica,
Jedna druhów nie na żarty
Tamten rok czterdziesty czwarty...
Wtedy obaj razem miękną.
Przyjaźń bywa rzeczą piękną,
Stąd dziękują Krzyś i Grzesio,
Że przetrwała lat sześćdziesiąt.
Bajka o krasnoludkach i czarodziejach
Hen, daleko, w kraju baśni -
Tam, gdzie słońce świeci jaśniej;
Deszcz – nie pada; wiatr – nie wieje,
Zamieszkali czarodzieje.
Według sztuki swej prawideł
Wytwarzali soki z mydeł;
Przywracali zieleń listkom
I troszczyli się o wszystko.
Choć umieli – moi mili -
Zaczarować w jednej chwili -
Piotrka, aby nie był mały;
Ferie, aby dłużej trwały,
To nie mogli (próżne żale!)
Jednej rzeczy zrobić wcale:
Sprawić, żeby (czary mary...)
Nastał w bajce dzionek szary
(Stąd nie było nigdy końca
Dniom spędzonym w blasku słońca).
... W baśni jednak, jak to w baśni -
Chwil zwyczajnych trzeba właśnie...
Czasem trzeba, by krasnale
Podzielili ludzkie żale
(Przez to więcej dla nas znaczą,
Że i cieszą się, ... i płaczą).
Morał z bajki będzie krótki:
Wiedzą o tym krasnoludki,
Że w prawdziwej bajce zawsze
To jest tylko najciekawsze,
Co wyraża samo życie.
... A Wy, dzieci, jak myślicie?
W
szkolnym roku
Spójrzmy
czasem na to z boku,
Co
się dzieje w szkolnym roku!
W
szkolnym roku w każdej klasie,
W
każdym sercu kwitną – zda się –
Kwiaty,
szczęścia, wiosny, maje:
-
Niech nam Pani nie zadaje,
Bo
– jak stwierdził Jaś przed chwilką –
My
jesteśmy dziećmi tylko!
W
szkolnym roku w każdej szkole
Wyprowadzić
trzeba w pole
Wielu
„sorów” – bardzo wielu...
Ratuj
się, nauczycielu,
Bowiem
wszyscy na tej sali
Na
naukę są za mali.
… Gdy
odrabiać nie ma komu
Pracy
w szkole... Pracy w domu...,
Ty
po prostu weź do ręki
Główny
motor Ich udręki:
Dziennik
ocen – cudo rzadkie –
Ów
ratunek przed upadkiem
(Wiedz,
że zginąć musisz marnie,
Kiedy
litość Cię ogarnie).
… Jeśli
jednak szmer na sali
Zniszczy
nerwy Twe ze stali
I
zawiodą argumenty,
Powiedz.
Powiedz dla zachęty
(Chociaż
serce Ci się kraje):
-
Nic Wam dzisiaj nie zadaję.
W
takich chwilach my – uczniowie –
Przeżywamy
wiosnę, bowiem
Trosk
przysparza nam bez liku
Ta
nauka w październiku...
Lew
Po ogrodzie chodzi lew;
Groźnie marszczy kocią brew.
Niech ktoś wreszcie udobrucha
Drapieżnego tego zucha,
Zanim wpadnie w srogi gniew...
Żyrafa
Wcale nie jest tak wyniosła,
Tylko szyja jej urosła.
Bardzo dziwię się żyrafie -
Ja tak rosnąć nie potrafię...
Zebra
Jakie futro nosi zebra?
- Białe...? - Czarne...? Tak, czy siak,
Choć hipotez różnych nie brak,
Odpowiedzi ciągle brak.
Taka historia
Kto powinien łowić myszy?
Kto udaje, że nie słyszy,
Kiedy Pani mu zabrania
Miętoszenia, harcowania,
Małych oraz większych psot?
Kot.
Kto odnosi się nieładnie:
Patrzy z góry, parska, kradnie,
Gdy okazja się nadarzy?
Kto mnie – wreszcie – lekceważy,
Konsumując cudzy wikt?
Nikt?
Kto skrupuły mając w nosie,
Zachowuje się jak prosię
I ukradłszy płoć z talerza
Własnej winie nie dowierza?
Kto za swoje będzie miał?
- Miau?
... Kto tak słodko mruczeć umie?
Kto jest fajnym kotem w sumie?
Kogo lubię tak w ogóle
I do niego się przytulę,
By polubił mnie ten zwierz
Też?...
Wigilijne życzenie
Ośnieżone aż po szyje,
Niczym bazi srebrne kije
Cichuteńko trwają drzewa.
Wiatr piosenki im nie śpiewa,
Tylko czasem powiew rzadki
Strąca miękkie, białe płatki.
Puch się sypie na ulice,
Zdobiąc spodnie i spódnice.
Dywan czysty jak aksamit
Skrzypi malcom pod stopami
I na jawie widzą właśnie
Takie dziwy – takie baśnie,
Że piękniejsze jest zaiste
Tylko czyjeś serce czyste!
Posłuchajmy! Czy to Dziecię,
Które rodzi się na świecie,
Czy osiołek ludziom życzy:
- W taki wieczór tajemniczy
Niechaj dzieciom w każdym kraju
Wszystkie bajki się spełniają!
Co zrobić z tą zimą?
Mróz okna oszronił i gniazdko na drzewie.
Co zrobić? Co zrobić z tą zimą? Nikt nie wie.
Biel dachy pokryła; spoczęła na lipie.
Śnieg w zaspy się zmienia, i sypie, i sypie.
... Gromadka maluchów zmarznięta i blada
Po pas na spacerze w tym śniegu zapada.
Gdy wróci do domu, to w telewizorze
Iskierka radości zaświeci jej może...
... A ja – proszę dzieci – mam plan niesłychany:
Że znowu na wiosnę przylecą bociany;
Uśmiechnie się słońce; świat buchnie zielenią.
Nadejdą dni cudne i nudę wyplenią.
Wyszedłszy na spacer – niech nikt się nie dziwi -
Spotkamy skowronka. Będziemy szczęśliwi -
To dla nas przemieni się świat w jednej chwili!
... I znowu będziemy za zimą tęsknili.
Wiosna
Krzyczą wróble wniebogłosy;
Roztańczyły się motyle
- Wróżą ludziom lepsze losy.
Lato będzie już za chwilę!
Wróble płoche i skrzydlate
Wróżą: - wiosna przyszła wreszcie!
Będzie rządzić całym światem!
Spójrzcie wokół i uwierzcie!
Uroczyście wydzwoniła
Na cześć słońca swe peany;
Potem we mnie obudziła
Serce, biciem zwariowanym.
Teraz to już tylko czekać,
Aż się sama w tym pogubi
I przeszyje wskroś człowieka.
Kto z nas tego w niej nie lubi?
Dudnią deszcze, jak w symfonii;
Wystukują z wielką siłą,
Że już koniec monotonii:
Czas na radość! Czas na miłość!
Chciałbym chwilę się zatrzymać –
Zadumany i radosny,
By policzki ponadymać,
Biorąc w nozdrza zapach wiosny;
By raz jeszcze się zadziwić:
Słońcem, rosą, kwiatem, cieniem!
… Potem kogoś uszczęśliwić
Tym wiosennym zadziwieniem.
Pastorałka do poduszki
Gdy maluchy i maluszki
Kładą głowy do poduszki,
Ledwo do snu się ułożą,
Maszerują ku przestworzom.
Nocą każde serce płynie
Ku spełnionych snów krainie
I w krainę cudnych baśni
Serce nocą wkracza właśnie.
Nic dziwnego więc, że nocą
Tak mrugają i migocą
Gwiazdki z nieba – serca dzieci
A z nich każda miłość nieci,
By obetrzeć łzę spod powiek;
By nie płakał żaden człowiek;
Żeby wszystkie serca biły
Dniem i nocą z całej siły.
Nocą w malcach i maluszkach
Zamieniają się serduszka
- W myśl prastarej opowiastki -
W migotliwe, srebrne gwiazdki.
Ciesząc z tego się zjawiska
Księżyc wokół światłem tryska,
Zaś nad ziemską dzieci dolą
Czuwa anioł z aureolą.
Ludzie sądzą do tej pory,
Że dalekie gwiazdozbiory
Własnych mocy płoną blaskiem.
A to wcale nie są gwiazdki...
Lubię czasem sam w wakacje
Gwiazd oglądać emanacje
I, gdy tylko zmówię pacierz,
Też przyglądam się poświacie,
Zanim srebrnych gwiazd kobierce
Ukołyszą moje serce...
Jak biedronka odzyskała kropeczki
Gdy biedronka była mała,
Wcale mamy nie słuchała:
Chciała wzorem dzikiej osy
Brzęczeć głośno wniebogłosy.
Radził ślimak jej powoli:
- Spróbuj jąć się swojej roli.
Każdy winien na polanie
Odkryć własne powołanie.
Pliszki, pszczółki, nawet wrony -
Każdy po coś jest stworzony:
Człowiek jest dla Bożej chwały;
Świerszcze – aby cudnie grały;
Osy – aby brzęczeć sobie,
A biedronki – ku ozdobie.
Prawda była w tym morale,
Lecz jej nie słuchała wcale.
Aż zdarzyło się biedronce
Zgubić kropek sześć na łące.
Gdy szukała ich biedaczka
Na gałązkach i na krzaczkach,
Chudy świerszczyk w słońcu lipca
Koncert cudny grał na skrzypcach.
Zasłuchały się dokoła
Motyl, chrabąszcz, bąk i pszczoła.
Milkną skromnie żuk i osa;
Dźwięki płyną pod niebiosa.
Wszystkich teraz serc dotyka
Bratnia przyjaźń i muzyka.
Dziś biedronka wierzy święcie,
W to, że dzięki pięknu świata
Znów jest cała piegowata...
W czym pomagają nam krasnoludki?
Hen, za siódmą górą, rzeką,
Od Krakowa niedaleko
Serc złamanych leczą smutki
Wymyślone krasnoludki.
W leszczynowym żyją lasku;
Domek mają cały z piasku.
Skry na czołach im się złocą.
Pomagają ludziom nocą,
Zanim srebrny księżyc zblednie.
Nie wie nikt, co robią we dnie.
Nocą, kiedy nic nie wiemy,
Dosładzają kwaśne dżemy;
Dolewają olej rzadki
Do skwaśniałej oranżadki
Obciosują z kolców róże;
Przecierają starte kurze.
Gdy zasypiasz, jak zabity,
Otwierają Ci zeszyty
I, cichutko siedząc w szafie,
Poprawiają ortografię.
Potem - bardzo utrudzone -
Idą każdy w swoją stronę
Z sercem pełnym utrapienia,
Nikt ich bowiem nie docenia.
Rankiem tata, wujek, ciotki
Zajadają dżemik słodki,
Popijając dżem ów hurtem
Oranżadką, jak jogurtem.
Posileni na ostatku,
Tulą w dłoniach różę gładką
I trzymając nos w zeszycie
Przekonują się niezbicie
Tata, ciotki, Ty i wujek,
Że się przekręciły dwóje.
Mimo takich dobrych skutków
Działań owych krasnoludków,
Nikt im za nic nie dziękuje
I nie pomni nikt, niestety,
Na niezwykłe ich zalety,
Kiedy pójdą w swoją stronę.
Szkoda, że są wymyślone...
O niebezpieczeństwie kłótni
Dwie kaczuszki obok rzeczki
Straszne wiodły z sobą sprzeczki.
Miast prowadzić dyskurs miły,
Co dzień brzydko się kłóciły:
O listeczki, o okruszki
I o pierze na poduszki;
O to, która z obu kaczek
Najdonioślej: „kwa, kwa” kwacze;
O to nawet, czy ich dzioby
Są jedynie dla ozdoby.
Chciały czasem inne kaczki
Przerwać głupie ich utarczki –
Nic i nigdy absolutnie
Nie pomogło na te kłótnie!
Gdy krzyczały, idąc dróżką,
Innym było wstyd kaczuszkom.
Kaczor stary – pradziad kaczek
Bardzo cierpiał, nieboraczek,
A w sąsiedztwie wokół całym
Starsze kaczki narzekały.
… Lecz cóż zrobić – to pytanie –
Z takim kaczek zachowaniem?
Cóż poradzić, gdy na przykład
(Arogancja to niezwykła)
Kaczkę żółtą kaczka biała
W taki sposób wyśmiewała:
- Kwa, kwa, jestem królem kaczek;
Kwa, kwa, z tobą jest inaczej:
Brzydka jesteś, niczym wrona,
Chociaż żółto upierzona!
Żółta na to: Proszę kaczki
Ty nie jesteś z mojej paczki!
Co tu, kwa, kwa, dużo kwakać:
Ty wyglądasz, jak pokraka!
Brzuch ci urósł, jak trzy brzuszki –
Nie widziałam takiej gruszki!
W taki sposób dzionek cały
Jedna drugą wyśmiewały.
Aż pewnego dnia kaczuszki,
Widząc swoje brudne nóżki,
Odezwały się w te słowa:
Brudny dziobek, brudna głowa…
Wyglądamy coraz smutniej;
Wszystko, kwa, kwa, przez te kłótnie!
Brud nas okrył, moja złota,
Kwa, kwa, grubą warstwą błota!
Zapałały żalem szczerym
Za swe wstrętne charaktery.
W tym momencie zaś w kaczuszkach
Obudziły się serduszka.
Zrozumiały od tej pory,
Że nieważne są kolory;
Że naprawdę wszystkie kaczki
Są z tej samej, kaczej, paczki!
Odtąd grzeczne już kaczuszki
Moczą w rzece skrzydła, brzuszki;
Gdy wiaterek wodę muska,
Chodzą razem się popluskać…
Piegowaty księżyc
Księżyc raz był popielaty,
Piegowaty – w żółte łaty,
Więc się kryjąc w swoim cieniu
Wzdychał w wielkim utrapieniu:
Czemu struna mego światła
Nieopatrznie tak pobladła?
Jakże blaskiem swym ogarnę
Gęste mroki nocy czarnej?
- Żegnaj, nocy księżycowa!
Mówił księżyc... i się chował
I ogarniał żal piegusa,
Że się cały umorusał.
Chciał, by – dumny z jego lica -
Westchnął cicho do księżyca
Zachwycony astronauta,
Wszakże w dawnych swoich kształtach
Rozpoznawał już nie blaski,
Lecz jedynie pozór maski.
Słowem: każda jego łata
To był istny koniec świata!
Próżno nocą srebrne gwiazdki
Układały opowiastki
O walorach estetycznych
Piegowatych sił kosmicznych.
Słysząc takie dyrdymały,
Księżyc tylko wzdychał cały;
Łzy wylewał aż po brzegi
Drogi mlecznej. Co za piegi!
Aż pod koniec owej nocy
Zaświeciły z całej mocy;
Zapałały tuż przed świtem
Słońca blaski w nim odbite,
Pokrywając srebrem gładkim
Księżycowe niedostatki.
Zląkł się księżyc swej poświaty.
Uciekł – cały piegowaty -
W gorzkim smutku, z miną beksy,
Pielęgnować swe kompleksy...
O tym, czy Jasio popłynął w rejs dookoła świata
Jasio chciał być kosmonautą,
Chciał od taty dostać auto,
Jeździć chciał na hulajnodze
I indiańskim zostać wodzem.
Powtarzała mama Jasia:
Nie wiem, Jasiu, czy to da się.
Ciężką pracą mamy, taty
Dom rodzinny jest bogaty.
Ten, co przylgnie bez wahania
Do każdego powołania,
Potem szuka zaś odmiany,
Ten ma zapał, lecz słomiany.
Chłopiec wszak pragnieniem dzikim,
Choć był przedtem podróżnikiem,
Sędzią, wodzem i sportowcem,
Inżynierem i wędrowcem,
Chciał wojaczki podjąć balast.
Chciał być w końcu wszystkim naraz.
Wciąż się wcielał w nową rolę;
Nie był tylko uczniem w szkole
(Martwił tata się okropnie:
- Niech gęś kopnie takie stopnie!).
Aż pewnego dnia – dość nagle -
Zamarzyły mu się żagle.
Odkrył wreszcie - niespodzianie -
Swe prawdziwe powołanie,
W rejs wypływał bowiem tata.
Rejs był dookoła świata:
Przez Maderę i Azory,
Przez Maputo i Komory,
Przez Seszele i Mombasę
I w o wiele dłuższą trasę.
- Przez spienione morskie fale
I najdalsze świata dale
Popłyniemy do Mombasy,
Tylko zdaj do szóstej klasy.
Trudna wielce spadła próba
Na to dziecię. Triumf i zguba,
Ciemna przyszłość, los otwarty:
Taki wybór – to nie żarty!
Nie odpowie bajki pointa,
Czy się Jasio opamiętał.
Czy popłynął w morskie dale?
Czy nie uczył Jaś się wcale?
By się zmienić lub uświęcić,
Nie wystarczą dobre chęci.
Nawet Jasia. Czas pokaże,
Czy zostanie marynarzem.
Wagary Jasia
Jaś miał zawsze predylekcje
Do spóźniania się na lekcje.
Dzisiaj problem miał nie lada:
- Pada deszczyk, czy nie pada?
Bo, choć gotów był na poły
Wziąwszy teczkę, pójść do szkoły,
Bał się nawet spojrzeć w okno,
Żeby cały nie przemoknąć.
Płonął Jasio zaś zapałem
Do nauki doskonałym:
Chciał na przykład siedzieć w szkole
Z rozpostartym parasolem,
Chroniąc umysł, jak koledzy
Przed najmniejszą kroplą wiedzy.
Pragnął zakryć nim tablicę,
Kiedy na matematyce
Lęk obudzi w nim bezbrzeżny
Układ równań współzależnych
I nie będzie wielkim blefem
Rzec, że tęsknił za wf-em.
Lecz przez wzgląd na owe lekcje
Nosił w sercu swym obiekcje:
Patrzył w okno, lecz z ukosa;
Nie wychylał za drzwi nosa.
Choć skończyły się przyroda
I fizyka (jaka szkoda!),
Wróżył Jasio ciągle jeszcze
Z małej chmury duże deszcze.
W taki właśnie dziwny sposób,
Ku zgorszeniu innych osób
Spędzi pewnie po kryjomu
Dzień nie w szkole, ale w domu.
Cóż poradzić? Nikt nie zgadnie:
Spadnie deszczyk, czy nie spadnie
I, kto nie był dziś na dworze,
Ten Jasiowi nie pomoże,
Więc na koniec tylko powiem,
Że nagrzeszył Jaś, albowiem
Chociaż dzień był całkiem szary,
Taki pośpiech – to wagary.
Przerwany wyścig
Zaplanował sobie Pawełek – pokraka,
Że wyścig urządzi jednego kajaka:
- Będę płynął sam (urlop dam załodze);
Pływać się nauczę na rzece. Po drodze.
Wyszedł późną nocą, nie mówiąc nikomu,
Dokąd się wybiera o tej porze z domu.
I wsiadł do kajaka, i odbił od brzegu;
I płynąć chciał – biedny – aż do Kołobrzegu.
A skoro go rzeka sama z siebie niosła,
Wyrzucił Pawełek niepotrzebne wiosła
I, niczym kapitan okrętu – zza burty -
Obserwował rzeki niespokojne nurty.
Zrazu szło mu nieźle – powymijał bale;
Na sam środek rzeki go poniosły fale
I płynął – samotny – wśród fal, jak rakieta.
Wzrastała w Pawełku do walki podnieta!
… A w domu rodzinnym – daleko (bo w Ełku)
Wołali rodzice: - Gdzie jesteś? Pawełku!
Strwożeni szukali. Pawełek im zginął.
Pawełek tymczasem w dal płynął… i płynął…
Jak lądów odkrywca, jak żeglarz samotny
Wpatrzony w toń rzeki, lecz trochę… markotny.
Bo kajak wciąż płynął (nie słuchał się wcale!)
Nie tam, gdzie Pawełek, lecz tam, gdzie chcą fale.
A kiedy wyminął chyba wszystkie mosty,
Kajak mu się wplątał między wodorosty.
(Szarpał się Pawełek między tatarakiem:
Nie było sposobu obrócić kajakiem!),
Bo ugrzązł Pawełek – zrobiły się kliny:
Trochę z wodorostów, a troszeczkę z trzciny.
Zakończył Pawełek tę jazdę szaloną;
Już sił nie starczało; już byłby utonął...
I nagle się skończył ów rejs niewesoły,
Bo budzik Pawełka obudził do szkoły.
O czym Jaś nie przeczytał w Atlasie
Dał Jasiowi dzisiaj tata
Atlas Wszystkich Grzybów Świata,
Wszakże Jaś o grzybach z lasu
Wiedział wszystko bez Atlasu:
Że gołąbki surojadki
Kapelusze mają gładkie;
Że na przykład taka kania
To fundament grzybobrania;
Że smak słodki lubią kleszcze.
Cóż potrzeba wiedzieć jeszcze?
Niech tam sobie tata czyta
O muscaria amonita.
Wie wszak o tym całe miasto:
Jaś jest przygód entuzjastą,
Zaś teorii nadmiar wszelki
Jest, jak morze bez muszelki;
Jak w kanapce nadmiar pieprzu,
Jak pogoda nie najlepsza.
Cóż! Lektura rzecz niemęska.
Wielka była taty klęska,
Gdy przejrzawszy fotografie
Złożył Jasio album w szafie.
Tu wyjaśnić jest już pora,
Że spożywszy muchomora
Spędzi Jasio – nie bez żalu –
Długi życia rok w szpitalu.
Bowiem między smakołykiem
A rumianym sromotnikiem
Jest doprawdy wielki przedział.
Jaś wszak o tym nic nie wiedział.
Ten, kto bowiem pstro ma w głowie
Nigdy o tym się nie dowie...
O humorku muchomorka
Gdy czerwony muchomorek
Byle jaki miał humorek,
Rzekł na ucho małej musze:
- Choć nikogo tym nie wzruszę,
Nie chcę dłużej dzielić losu
Ciast, marynat, tudzież sosów.
Mam już dosyć owej marnej
Perspektywy kulinarnej,
Tych rondelków i talerzy,
Wylizanych, jak należy,
Kompotierek, salaterek,
Skarg z powodu bólu nerek,
Więc najwyższa jest już pora
Uznać prawa muchomora!
Tak się żalił dwie minuty,
Po czym umilkł – cały struty...
Odtąd mając do wyboru
Choćby dziesięć muchomorów
Apetycznych jak pieczarka,
Nikt nie wrzuca ich do garnka,
Bo muchomor – każdy przyzna -
To najgorsza jest trucizna...
Zwierzyniec
– Kukuryku! – Kukuryku!
- Darła kura się w kurniku,
Kogut zaś, choć nie był kwoką,
Rzekł, że kury są: ko, ko, ko.
Baran, co miał bujną grzywkę,
Wziął na rogi rogatywkę
Niczym żołnierz – z taką miną,
Jakby był już... baraniną!
Kot tak bardzo zaś zubożał,
Że wyfrunął gdzieś w przestworza,
By tam – wśród najgłębszej ciszy -
Łowić fruwające myszy.
Świnia wlazła podczas burzy
Przerażona do kałuży.
Wielce dumna z tego dzieła
Zaraz potem utonęła.
Pies zaś kota tak obwiniał:
- Jesteś najzwyklejsza świnia.
Chrząkasz, jak tuczone prosię!
(Kot miał te uwagi w nosie).
Koń, choć nie był wcale kotem,
Też udawał poliglotę
Tak, jak dzisiaj każde zwierzę,
Choć ja wcale w to nie wierzę...
Dziadek i mucha
Raz łapał dziadek muchę,
A mucha mu nad uchem
Krążyła bez żenady -
Nie było na to rady.
Choć łapał dziadek muchę,
To mucha – na podpuchę -
Robiła lot z ukosa
Dziadkowi koło nosa.
Fruwała, jak królewna
(Złośliwie – to rzecz pewna),
Aż dziadek to fruwanie
Jej przerwał polowaniem.
Choć raźnie dziadek człapie,
To, zanim muchę złapie,
Już mucha się od nowa
Przed dziadkiem gdzieś uchowa
I nie ma muchy wcale!
Nareszcie nie ma, ale...
Na pewno się, psiajucha,
Schowała gdzieś ta mucha.
Przegląda dziadek kuchnię
I mało nie wybuchnie:
Bo – na żywego ducha -
Gdzie mucha jest?! Gdzie mucha?!!
- Nie lata pod sufitem
(Toż to niesamowite!),
Zniknęła! Koniec świata!
... A mucha znowu lata!
Więc dziadek – cały w męce -
Nad muchą klaszcze w ręce,
A mucha do ostatka
Wciąż krąży wokół dziadka.
Aż dziadek – pełen werwy -
Kompletnie stracił nerwy.
Rzekł: - Co tam durna mucha!
Jął łowić... karalucha.
O kociej cnocie
Szaro-bure duże koty
Uprawiają małe psoty:
Zlekceważą „kici, kici”;
Gdzieś zaplączą kłębek nici;
Wyginają w górę grzbiety;
Obsikają sień – niestety,
A wieczorem – w czasie sjesty -
Od południa raz czterdziesty
Okazują owe stwory
Wszystkie kocie swe humory.
Wpierw zaczepią Cię dla hecy,
Potem wskoczą Ci na plecy;
Przy tym pazur w kociej łapie
Zaraz strasznie Cię zadrapie.
Włażą potem wystraszone
Pod kanapę, za zasłonę...
Potem w swoim kocim stylu
Za nic nie chcą wyjść z azylu -
Kpiąc ze swojej kociej winy,
Wyjdą zeń za trzy godziny.
Nie dostanie nigdy klapa
Kot, co mocno Cię podrapał.
... Jednak, kiedy Ci jest smutno,
Przyjdzie z miną bałamutną
I o Twoją dłoń się otrze
Koci pieszczoch w kocim łotrze.
Wtedy, jeśli masz ochotę,
Możesz zawrzeć przyjaźń z kotem.
Mają bowiem swoje cnoty
Wszystkie szaro-bure koty.
O skutkach pewnej diety
Podjadając od lat paru
Czekoladki bez umiaru,
Sympatyczny nasz grubasek
Spodnie zapiąć chciał na pasek...
Jęczał, dyszał, wzdychał, stękał.
Co za boleść? Co za męka!
Ciasno, kuso, niewygodnie -
Groźnie trzeszczą stare spodnie;
Pasek krótki, brzuszek krągły -
Skutek tego jeden ciągły:
Na grubaska pulchne ciało
Spodni włożyć się nie dało...
Długo chodził zamyślony,
Problem ważąc z każdej strony.
Dumał, wątpił, myślał, zwlekał;
W końcu krzyknął: Eureka!
Nie zawinił pasek krótki -
To są mojej tuszy skutki.
Chyba będę musiał - rety!
Przejść na dobrodziejstwo diety.
Pewnie dzieci wiedzieć chcecie,
Co grubasek rzekł o diecie?
- Będę pościł dwa tygodnie;
Zamiar czynem udowodnię.
W czasie postu krótkiej przerwy
Zjem dwadzieścia dwie konserwy.
Zjem najwyżej trzy obiady;
Nie zjem piątej czekolady.
Nie zaszkodzi mi to wcale,
Gdy kalorie owe spalę
Robiąc potem dwa przysiady.
Wszyscy wiedzą, Boże drogi,
Jakie diety są wymogi.
Cóż tu dodać? Trudna rada.
Kpić z grubaska nie wypada.
Mądrzy ludzie wiedzą o tym,
Że do czynu trzeba cnoty.
Potem już się tylko stało,
Co się zresztą stać musiało:
Bardzo zdziwił się grubasek,
Który spodnie miał na pasek,
Że na koniec takiej diety
Spodnie pękły mu, niestety...
Przeprosiny
Szara szafa z trzaskiem trzeszczy;
Słychać szafy zgrzyt złowieszczy.
Szczur o szafę trze szczecinę;
Kot pieszczoszek robi minę:
Wręcz do szczura pyszczek szczerzy.
Szczur uwierzy? Nie uwierzył -
Pierzchnął szybko aż do szafy.
Szkoda! Szkoda kociej gafy!
Szepce pieszczoch: Szczwana sztuka...
Czyż już szczura nie oszukam?
Zniósłszy koszmar szczurzej kpiny,
Złożył szczere przeprosiny.
Szok! Szczur przeląkł się przyjaźni
Przez przeczucie wyobraźni.
Kot wszak – mistrz nieszczerych pieszczot -
Szczerzy żuchwę, niczym brzeszczot.
O Rozejmie Jasia
Jaś dziecięciem był techniki
I, nie kryjąc się przed nikim,
Komputerem nowym zbrojny
Wirtualne wszczynał wojny.
Lekceważył geografię;
Twórczo zmieniał ortografię,
O „ż” z kropką w słowie „krzywo”
Tocząc wojnę sprawiedliwą.
Wytykała tę swawolę
Mamie Jasia pani w szkole;
Chory tata płacił zdrówkiem
Za przegrane wywiadówki.
Aż pewnego dnia – uwierzcie -
Nagle zmądrzał Jasio wreszcie.
Czy zły zapał ktoś ostudził?
Czy to Jasio się obudził?
Dość, że chłopiec nie otwiera
Bojowego komputera.
Lecz czy zmądrzał? Bądźmy szczerzy:
To od tego też zależy,
Czy zrozumie Jaś tymczasem,
Że po prostu był głuptasem,
Bowiem zło się przezwycięża
Mocą ducha – nie oręża!
Po co są dzieci?
Jestem pewny, że nie wiecie,
Po co dzieci są na świecie:
- Po to, aby wszczynać zwadę?
- Zjadać co dzień czekoladę?
- Po to, aby robić co dnia
Świeżą dziurę w nowych spodniach?
- By wykazać predylekcje
Do spóźniania się na lekcje?
- By uciekać, nie pytając
Przed klasówką, niczym zając?
- By uniknąć słusznej kary
Za spędzone tak wagary?
- Po to, aby z kimś w niedzielę
Przekomarzać się w kościele?
- By – nie myśląc o dyktandzie -
Z kolegami chodzić w bandzie?
Wszystko byłoby głupotą:
Nie są wcale dzieci po to.
Są zaś po to, by świat cały
Szczerym sercem pokochały!
Trudne pytania
Wszyscy wiedzą nie od dzisiaj
O zmienności dziwnej Krzysia.
Wiosną zima Mu się mieni;
Zimą myśli o jesieni.
Gdy nadejdzie jesień za to,
Wtedy... nie ma to jak lato!
... I choć męczy już Krzysztofa
Ta życiowa katastrofa,
Zmienić siebie nie jest łatwo.
Tak to właśnie bywa z dziatwą:
Zima – wiosną, jesień – latem
Budzi w chłopcu aprobatę;
Wszystko stale w Nim się zmienia
Prócz zmiennego nastawienia.
Czas postawić więc pytanie:
Co się z naszym malcem stanie?
W jaki sposób owo dziecię
Znajdzie miejsce swe na świecie
I, czy kiedy będzie duży
Znojnym trudem się nie znuży?
Niech stawiają pytań wiele
Wszyscy Jego przyjaciele,
Nim zostanie Krzyś ze szczętem
Notorycznym malkontentem.
O pewnym sąsiedzie
Każdy swego ma sąsiada.
Sąsiad Jasia – trudna rada -
Po mieszkaniu i po dworze
Jeździć przywykł na motorze.
Dom jest domem, zatem nie dziw,
Że martwili się sąsiedzi.
Choć szemrano wokół stale,
On w sportowym swym zapale
Generował decybele...
W piątek, świątek i niedzielę
Jakaś zgroza przeokropna
Wylewała się przez okna,
Płosząc ptaki już o świcie
Jazgotliwym, gromkim wyciem.
... Dziwny wierszyk – każdy powie.
Czuć zmyślenie w każdym słowie.
Komuż przyszłoby do głowy
Dom zamieniać w tor żużlowy?
Nikt nie jeździ przecież zwykle
Po mieszkaniu motocyklem...
Czytelniku, sam to zgadnij!
Wiersz najlepiej uzasadni
Taka pointa, jak się zdaje:
- Grunt to dobre obyczaje!...
O pewnym staruszku
Późny
wiek to nie igraszka.
Pytał
starzec młodzieniaszka –
Niech
odpowie nam, niebożę –
Co
Mu starość przydać może?
-
Przeminęła młodość licha.
Wieczna
starość na mnie czyha.
Ledwo
zrobię cztery kroki,
Już
poznaję jej uroki:
W
kręgosłupie tak mi chrupie,
Że
gdy wstaję co dzień rano,
Pobolewa
mnie kolano...
Zatem
starość – jak się zdaje –
Nic
nikomu nie przydaje,
Zaś
odebrać może zdrowie.
Przekonuję
się albowiem,
Że
gdy chodzę na wagary,
Chory
czuję się i stary.
Odpowiedział
na to starzec:
-
Mądrych ludzi cieszy marzec
Oraz
to, że w każdym wieku
Młodość
rodzi się w człowieku.
Kto
jednakże – trudna rada –
Ponad
radość tę przedkłada
Figle,
psoty oraz harce,
Ten
za młodu będzie starcem.
Do czego służy księżyc?
Nie
od dzisiaj, drogie dzieci,
Biedzą
nad tym się poeci.
Na
zadane tak pytanie
Żaden
jednak – moim zdaniem –
Odpowiedzieć
nie potrafi.
Tylko
znawca geografii
Wie,
do czego księżyc służy...
Mam
z nim zatem problem duży:
Kiedy
słońce blaski miota,
Wiem,
że całe jest ze złota;
Że
w świetlistą strojne szatę
Bardzo
musi być bogate
I
na całą Europę
Jest
największym filantropem...
Kiedy
ziemia się obraca,
To
jej znojna, trudna praca
Przypomina
trochę kierat.
…
Ale księżyc? Rad czy nie rad,
Przyznać
muszę – drogie dzieci –
Tyle
o nim wiem, że świeci,
Lecz
jak rolnik, który orze
Sam
osiągnąć nic nie może.
Księżyc
chyba jest zwierciadłem...!
Zgadłem,
dzieci, czy nie zgadłem?
Opowieść o żabce
Raz wybrał się Krzysio na łowy;
Sieć w wodę zarzucił... i z głowy:
W efekcie połowu do dzbanka
Trafiła nieszczęsna kijanka
(Ucieszył się urwis: od dzisiaj
Kijanka własnością jest Krzysia;
Niech w dzbanku dorasta i szybko
Dorosłą okaże się rybką,
Gdyż dobrze oglądać jest – niby -
Podrosłe tak ryby zza szyby).
Co na to – spytacie – kijanka?
Cóż... Czekać nie chciała do ranka:
Na przekór dziecinnym pułapkom -
Czmychnęła, bo stała się żabką.
Zmieniła swą postać i teraz
Nad stawem słyszymy ją nieraz,
Gdzie dni swe przeżywa i noce
Jak żaba – to znaczy rechoce
I żadne na świecie akwaria
Nie wiedzą, czym taka jest aria.
Dziecięcy bukiecik
Kto chciałby przekonać się o tym,
Że wiosna stanęła za płotem,
Niech spojrzy na fiołki i mlecze.
Konwalie są zgrabne – nie przeczę.
To prawda, że kwiatek konwalii
Przykładem jest kształtu i talii,
Jaśminy zaś – wonne jaśminy
Urokiem nas wabią jedynym,
Lecz kto by – przystąpmy do rzeczy -
Nazrywał raz fiołków i mleczy,
Do nosa je podniósł i słodko
Maleńką obwiązał stokrotką,
Niech zaraz – nie mówiąc nikomu -
Bukiecik zaniesie do domu!
Niech serce przekona się drogie,
Że wiosna stanęła za progiem...!
Humorki Jasia
Ma
Jasio humory, humorki
W
soboty, niedziele i wtorki:
...
Że upał. ...Że szkoła Go nudzi.
...
Że chyba nie wyjdzie na ludzi.
...
Że wiosną ćwierkają wróbelki,
A
z tego pożytek niewielki.
Ma
Jasio humorki, problemy.
...
Lecz jakie? - Niestety, nie wiemy.
Nikt
nie chce z Nim gadać w ogóle.
Na
lewo nałożył koszulę.
...
Lecz kto się nie boi ryzyka,
Ten
takich, jak On, nie unika,
Bo
przecież to kłopot malutki
Podzielić
z kimś żale i smutki.
Kłopoty złotej rybki
- Złota rybko! Złota rybko!
Moją prośbę spełnij szybko:
Niech o szybie zbitej w domu
Nie opowie Staś nikomu.
Złota rybko! Złota rybko!
Zrób coś, proszę, z ową szybką...
Powiedz Tacie, rybko złota,
Że to pewnie wina kota
(Kot to znany szaławiła),
Albo, że się sama zbiła,
Albo, że to rzecz nabyta...
I niech o nic mnie nie pyta.
Niechaj powie: „- To się zdarza.
Zresztą blisko mamy szklarza” -
Tak rozmowę tę poprowadź!
Przecież umiesz zaczarować...
Na prerii
Ferie, ferie i po feriach!
... A ja ciągle o tym marzę,
Że Ludowy Park – to preria
I, że ścigam blade twarze.
... Kowboj kryje się za krzakiem;
Koń ponosi Indianina
(Są na prerii dziwy takie -
Rodem z filmu albo z kina).
... Nagle słyszę, że w kanionie
Tumult wszczyna się i wrzaski...
Strzelam celnie w swej obronie
I uciekam w stronę jaskiń...
Ta decyzja była błędem -
Czuję śmierci widmo bliskie.
... Lecz na prerii happy endem
Kończą się przygody wszystkie.
Nim do parku znów wyruszę,
Spojrzę w lustro i zobaczę
Głowę strojną pióropuszem.
Jak to dobrze być Apaczem!
Sposób na grudzień
Idzie zima: Tup! Tup! Tup!
- Długi szalik sobie kup!
Szyję okręć: raz i dwa!
Nie jest straszna zima zła!
Wiemy jednak od lekarzy,
Że kto zdrowie lekceważy,
Tego brzydka spotka grypa,
A na grypę – tylko lipa…
Idzie zima: Hop! Hop! Hop!
- Przeziębieniu powiedz: Stop!
Gdy wychodzisz na ulicę,
Włóż zimowe rękawice;
Sprawdź, czy śnieżek mocno prószy!
Ciepłą czapkę włóż na uszy;
Potem kijki weź do nart!
Chuchnij w dłonie… Gotów…? Start!
W moim alfabecie
A
„A”, jak wiecie, w alfabecie
Nie jest drugie ani trzecie.
Przewodnictwa tej literze
Żadna inna nie odbierze.
… Ileż bowiem znaczy dla nas
„A” jak arbuz czy ananas!
B
Choć udźwignąć może brzuszki,
„B” okropnym jest bojuszkiem.
W tym jest owej sprawy sedno,
Że ma nóżkę tylko jedną.
„B” się bardzo, bardzo boi,
Że na nóżce nie ustoi.
C
„C” napisać jest łatwiutko.
„C” się pisze bardzo krótko.
Wielkie by wynikło zło,
Gdyby z niego zrobić „O”.
Takiej krzywdy tej literze
Nigdy czynić nie należy.
D
Drogie dzieci, czy Wy wiecie,
Co tak dudni w alfabecie?
„D” jak dłuto, „D” jak działo
Twardą głoską zadźwięczało.
Spójrzmy prawdzie prosto w oczy:
„D” się z nami ciągle droczy.
E
Bez literki skromnej „E”
Niechaj dzieje się, co chce!
Bez niej byśmy zapomnieli
I o Ewie, i o Eli,
I kontynent Europa
W zapomnienie też by popadł.
F
„F” jest miękkie jak futerko
I, choć rzadką jest literką,
Dzięki floksom, fiołkom, frezjom
Samo w sobie jest finezją.
Stąd też mali oraz duzi
Bardzo cenią je Francuzi.
G
„G” brzmi głośno niczym gong;
Występuje w grze ping-pong.
Grzmieć tysiącem gromkich ech
To dla niego gratka... Ech!
Najwyraźniej ma ochotę
Epatować takim grzmotem.
H
To od niego się zaczyna
„Hanka”, „Hela” i „Halina”.
Dzięki niemu humor Helki
Jest radosny jak wróbelki.
Bez literki śmiesznej „H”
Nikt by nie śmiał się: Ha! Ha!
I
„I” za honor sobie bierze,
Byśmy dzięki tej literze
W jednym zdaniu więcej treści
Mogli zawrzeć i pomieścić;
Byśmy zdania – moi mili -
Niepotrzebnie nie dzielili.
J
„J” jesienią, jak już wiemy,
Obiecuje smaczne dżemy.
Ja jednakże – mówiąc ściśle -
Jadam jabłka i nie myślę,
Gdy jesienią jabłko jem,
Czy nadaje się na dżem...
K
Bardzo dziwna to litera.
Jedną łapką się podpiera;
Drugą wzniosła hen – wysoko:
Ku przestworzom, ku obłokom...
Tak łapkami macha dwiema,
Bo po prostu trzeciej nie ma.
L
Dwa ramiona – prosty kąt...
Ileż znaczeń płynie stąd!
To od niego się zaczyna
Nazwa Lwowa i Lublina.
… „L” jak Lublin, „L” jak lew;
„L” jak luby ptaków śpiew...
Ł
Jedną łapkę w górę wzniosła...
Te dwie łapki to są wiosła.
„Ł” to łajba albo łódka,
Z czego pointa płynie krótka
(Trochę dziwna – to nie szkodzi...):
Łódką płynie się do Łodzi.
M
W samym środku alfabetu -
Ku zdumieniu wierszokletów -
Zaplątało się, jak wiem,
Przełamane trzykroć „M”:
„M” jak Miłość, „M” jak mowa,
„M” jak mądre Matki słowa...
N
„N” niezwykłe ma oblicze -
Niesłychane, tajemnicze.
Gdy nadchodzi nocą sen,
Wtedy właśnie owo „N” -
Nieznacząca nic litera -
Siódme niebo nam otwiera.
O
Gdy do setki dodać „O”,
Sto to nadal będzie sto.
Lepiej zatem – moi mili -
Niechaj nikt się nie pomyli:
„O” okrągłą jest literą;
„O” to wcale nie jest zero.
P
„P” jest bardzo ważnym znakiem,
Bo, kto czuje się Polakiem,
Ten na co dzień i od święta
Czci, szanuje i pamięta
O tym wszystkim, co jest „Naj...!”,
Co oznacza: Polski Kraj!
R
„R” jest bardzo chropowate.
Choć to tylko „P” z krawatem,
Rzeczą byłoby nie fair
Zlekceważyć owo „R”,
Gdy zatrąbi ta literka,
Dajmy na to – jako R-ka.
S
Gdy maluchów zgodny chór
„Szczur” wymawia jako „scur”,
Stasia śmieszy dziatwa, która
W szczurze właśnie widzi scura.
Staś się strasnie duzym mieni,
A tymczasem sam sepleni...
T
Nie od dzisiaj wiemy o nim,
Że to tylko jest pseudonim;
Że faktycznie to jest „I”,
Które z wszystkich sobie kpi.
„I” schowało się pod daszek.
Taki właśnie z niego ptaszek...
U
Będzie zuchem, co się zowie
Ten, kto pierwszy z Was odpowie,
Co oznacza ta literka.
To nie „upór” czy „usterka”,
Ani „upał” nagły w lecie,
Ale uśmiech w alfabecie!
W
Wyczekuje, pełne gracji,
By obwieścić czas wakacji
(Po wakacjach jeszcze raz
Wieścić zwykło szkolny czas).
Triumfuje wczesną wiosną,
Aż wróbelkom serca rosną.
Y
Rozpoczyna pewne imię...
Stwór – widziany (ponoć) w zimie,
Zamieszkuje – jak się zdaje -
Azjatyckie Himalaje,
Gdzie niezmiennie jest „na topie”.
Można poznać go po stopie...
Z
„Z” się martwi – drodzy moi,
Że na końcu prawie stoi;
Gdyby więc nie „Ż” i „Ź”,
Rozpłakałoby się wnet
(Jednak według mojej wiedzy
Pocieszają je koledzy).
Ż
Dawno temu dwa żurawie
Wędrowały po Warszawie.
Gdy dla żartu wsiadły w czółno,
Popłynęły aż na północ.
„Ż” zachęca do wyprawy
Nad Mierzeję, na Żuławy.
Ź
„Ź” stanęło na koniuszku.
Nie ma nóżek, ani brzuszków.
Źle się dzieje jednak bardzo,
Gdy ostatnim pierwsi gardzą.
Z wielkim żalem na nas zerka
Niepozorna ta literka.
O wagarów zgubnym skutku...
… Może dzieci o tym wiedzą,
Co porabia mysz pod miedzą?
- Czym zajmują się rolnicy?
- Skąd się bierze kurz w piwnicy?
- Kiedy lato się zaczyna?
- Jak się pisze słowo „krztyna”?
- Kiedy Unia była w Krewie?
… Może dzieci. … Bo ja nie wiem.
… Chociaż w wierszu z własnej woli
Występuję w takiej roli,
Choć to może nie wypada,
Wyznam jednak – trudna rada
(Nie pomogą tutaj czary):
Ja chodziłem... na wagary.
W cieniu wiosny
… Ktoś mi powie: - To niewiele
Mieć na działce takie ziele...
Niechaj mówi... Trudna rada -
Dyskutować nie wypada.
Tuż przy ziemi konwalijki
Kryją swoje smukłe szyjki,
Drżąc od wiatru, który płoszy
Krople deszczu i rozkoszy.
Ledwo moce tajemnicze
Zroszą kształtne ich oblicze,
Słodycz łodyg, dno kielicha,
A już zwykle na nie czyha
Jakaś stopa wielkoluda.
Może ukryć im się uda
Pod uroczo pochylonym,
Śnieżnobiałym, pysznym dzwonem?
… Ten, kto ujrzy jednak z bliska
Świat ukryty w kwiatów listkach -
Niedostępny świat konwalii,
Pewno zapach ich pochwali:
Delikatny, rześki, świeży,
Ulubiony przez harcerzy...
Ogłoszenie
Zgubiłem wiersz liryczny -
Niedługi, prosty, śliczny.
Gdy szedłem do fryzjera,
W kieszeni mnie uwierał
I przepadł mi bez wieści.
A wiersz był takiej treści:
- Że chmurka. - Że słoneczko;
Że pasły się nad rzeczką
Prześliczne trzy owieczki.
Pod chmurką! Obok rzeczki!
I były trzy! Uwaga!
Znalazcę teraz błagam:
Niech w swoim interesie
Natychmiast wiersz odniesie!
Bo ja takiego może
Już więcej nie ułożę...
Wiersz nie mógł zniknąć. Przecież
Nie ginie nic na świecie -
Nie wpada do czeluści,
Więc wiersz się nie rozpuścił...
Na pewno gdzieś na mieście
Dygoce i szeleści
Złożona wpół karteczka
Z mym wierszem o owieczkach.
Więc może ktoś rzetelny
Na spacer swój niedzielny
I po to się wybierze,
By znaleźć na papierze
Spisany wiersz liryczny -
Niedługi, prosty, śliczny,
Co bardzo mnie uwierał
Po drodze do fryzjera!
… Gdy kto w tej sielskiej bajdzie
Owieczki trzy odnajdzie,
Słoneczko, rzeczkę, chmurkę,
Niech dzwoni na komórkę!
Słodka chwila
… Taki wieczór – trudna rada -
Do niczego się nie nada.
Półmrok jakby w domu zaległ;
Nudzi Ania się i Marek;
Smutek w czasie kwarantanny
Rządzi sercem naszej Anny,
Żal zaś toczy serce Marka.
… I choć na Nich nikt nie sarka,
Nikt nie karci, nie poucza,
Dziś szczególnie Im dokucza
Brak zabawy w chowanego
Z koleżanką czy kolegą.
… W życiu Marka i Anusi
Tak tymczasem dziać się musi:
Będą nudzić się do czasu,
Gdy powróci do głuptasów
Ich mamusia – pielęgniarka.
Gdy przytuli się do Marka;
Gdy uściśnie małą Anię,
To zrozumieć będą w stanie
Coś, co będzie – moi mili -
Samym sednem owej chwili:
- Że, kto serce ma dla ludzi,
Ten w ogóle się nie nudzi...
Wierszyk o dobrym uczniu
Jeśli wierzyć mądrej sowie,
Uczeń „dobry” w cudzysłowie
Umie brać się do nauki,
Lecz nie bierze się dopóki...
Tutaj każdy z nas wyliczy
Sto tysięcy różnych przyczyn
(W jednym wierszu ich nie streszczę)
Tego, że się nie wziął jeszcze:
- Póki trochę jest „w temacie”;
- Póki kumpel jest „na czacie”;
- Póki „trudno ująć w słowach,
Jak mnie bardzo boli głowa”;
- Póki w domu „wolna chata”;
- Póki trwają młode lata;
- Póki wreszcie ma na głowie
„Ważną sprawę” w cudzysłowie,
Albo innych sto pomysłów...
Czas odrzucić ten cudzysłów:
Uczeń dobry – bądźmy ściśli -
To jest taki, który myśli (!)
Zasmuconym dzieciom
Wszystkim, którzy niczym sowy
Osowiali są, niestety,
Niechaj przyjdzie dziś do głowy,
By posłuchać słów poety:
Gdy się cietrzew zacietrzewi;
Kiedy byk się byczyć zacznie,
Chwast wśród krzewów się rozkrzewi,
Tchórz zaś stchórzy nieopatrznie;
Gdy krokodyl niby płaczka
Krokodyle łzy wyleje,
Rak ze wstydu spiecze raczka,
Baran całkiem zbaranieje,
Jeż najeży się, a słonie...
… A słoniami – zgodnie z planem -
Przed upałem się zasłonię
Niby wielkim parawanem -
Wtedy do nas przyjdzie lato
Szlakiem ponad tysiącletnim
I stubarwną strojne szatą
Czas wakacji nam uświetni...!
Cyka zegar...
Cyka zegar: Cyk! Cyk! Cyk!
Chłodny ranek wstanie w mig.
Słońce zaszło. Noc zapada -
Bajki dzieciom opowiada;
Do każdego - Tik – tak – tik -
Ciepły ranek przyjdzie w mig.
Ten, kto teraz smacznie zaśnie,
Późną nocą ujrzy właśnie
Księżyc, który już od lat
Bywa z ludźmi za pan brat.
… Bo księżyce i zegary
Po to są, by dzionek szary
Każde z dzieci – każde z Was -
Powitało jeszcze raz.
Taka w nich jest moc ukryta,
Że gdy nowy dzień powita
Wojtek, Ania albo Krzyś -
Jutro znowu będzie dziś...
Mruczuś pod pręgierzem
… - Niech się każdy dowie o tym:
Mruczuś zawsze będzie kotem!
Choć niekiedy jest – na trochę
Niewiniątkiem i pieszczochem,
To na kęsek patrzy żywy
Z kulinarnej perspektywy.
Kot z ofiarą ma się droczyć;
Jeśli trzeba – zauroczyć,
Nie na darmo jednak zerka
Na posiłek, który ćwierka
(Bardzo smaczny zresztą – w sumie…).
… Czy ktokolwiek z Was rozumie,
Co się stało Pani, która
Krzyczy dzisiaj na kocura,
I dlaczego na mnie sarka?
Kot ma prawo zjeść kanarka…
Ostatnie salto Jasia
Jaś był zuchem, co się zowie…
Ponad własne swoje zdrowie
Cenił skoki i ryzyko.
Kto fantazją żyje dziką,
Ten, jak Jasio – drodzy moi –
Konsekwencji się nie boi:
Wykonując salta, skoki
W bystrej wody nurt głęboki
Wie dokładnie o tym (hurra!),
Że to wyczyn i brawura.
… Mógłby wiedzieć Jasio w sumie,
Że nie wszystko jeszcze umie…;
Że (tu problem się zaczyna)
Kamień to nie trampolina…;
Że ten jeden skok do rzeki
Życiem skończy się kaleki…
Cóż! Niejednej smutnej chwili
Ten uniknie – moi mili,
Kto potrafi w dzionek szary
Mierzyć siły na zamiary…
Pierwszy dzień wakacji
Zapał wszystkim się udziela:
Oto łąki pełne ziela,
Ruch w pociągu i na stacji
Mówią: - Nadszedł czas wakacji!
Opalone w letnim skwarze,
Wypiękniałe czyjeś twarze
Wyrażają zachwyt niemy.
- … Dokąd? Dokąd pojedziemy?
Z tej tęsknoty za przygodą
Niespodzianą, wiecznie młodą;
Z najpiękniejszych lata godzin
Niechaj w sercach się narodzi
I na zawsze w Nich zagości
Wiecznotrwałej duch mądrości!
… A tymczasem – jak co roku -
Przyszedł czas, by z łezką w oku
(Tkwi w tym sens nie byle jaki)
Domknąć książki i plecaki.
… Co ma stać się, niech się stanie!
Najpiękniejsze jest czekanie.
Tajemnice dzikiej łąki
Łąka była, jakich wiele:
Wonna miętą, strojna zielem -
Zwykła łąka, lecz przy stawie
Sny spełniały się na jawie.
Dość powiedzieć, że ropuchy
Słyszał nawet dziadek głuchy.
Jaś, co chodził tu na łowy
Wracał z mądrą miną sowy -
Tym piękniejszy i bogatszy,
Co usłyszał i wypatrzył:
Krzykiem gęsi, żab rechotem,
Kręgiem słońca szczerozłotym
Zachodzącym uroczyście,
I łopianem z takim liściem
Jak ogromna globu miska -
Wszystkim, co zobaczył z bliska.
… Bo w przyrodzie, jak w teatrze
Można cudów moc wypatrzeć.
Trzeba tylko przejść się czasem
Polną dróżką, gajem, lasem...
Tylko między tatarakiem
Można spotkać dziwy takie...
Wyśnione wakacje
W najpiękniejszym śnie na świecie
Dziwne wróżka bajdy plecie:
O radości, co nad ranem
Tryśnie w sercu rozedrganym;
Polnym stawie i o łódce –
O tym, co się spełni wkrótce…
Sen się sączy bajki strużką.
- Opowiadaj bajdy, wróżko!
Powiedz, dokąd okręt płynie;
Czy nas radość nie ominie;
Kto zasiądzie z nas u steru;
Czy to statek nie z papieru!
Odpowiada wierna wróżka:
- Ten, kto poszedł już do łóżka
I we wszystko wierzy święcie,
Ten przemierzy na okręcie
Tajemniczą globu przestrzeń.
Trzeba tylko zasnąć jeszcze…
… Wszystko spełnia się na jawie –
Łódź kołysze się na stawie.
Staw się stanie dla nas Nilem…
Trudny zawód: nauczyciel
Ten, kto jest nauczycielem
Wiedzieć musi o nas wiele:
- Że zazwyczaj nas uwiera
Wszelka sztuczność i maniera;
- Że to nie jest żadną hecą,
Gdy się chcemy pośmiać nieco;
- Że niektórym w piątej klasie
Szkolna wiedza trudną zda się
(Bo ja także – szara myszka –
Właśnie po to tutaj przyszłam,
By się umieć przyznać gorzko
Przed rozsądną pedagożką:
- Myszka jeszcze nie potrafi
Opanować ortografii);
- Że się lękam srogiej miny
Entuzjastów dyscypliny
I, że ciepło w sercu czuję,
Gdy ktoś powie mi: - Dziękuję!
… Nim oceni mnie w zeszycie
Zatrwożony nauczyciel,
Niech w dziecięcej mojej duszy
Niepewności skałę skruszy,
Bym wiedziała, że nie kłamią
Orle skrzydła u mych ramion.
Skąd się biorą chmurki?
Chmurki lekkie są jak piórko.
Kto się cieszyć umie chmurką,
Temu wszędzie towarzyszy
Skarb bezcenny błogiej ciszy.
… Lecz wśród chmurek są i takie,
Które z ciszą są na bakier -
Te deszczowe i kłębiaste.
Gdy się zbiorą ponad miastem,
Wówczas dziwne ich oblicze -
Ciemne, groźne, tajemnicze,
Zapowiada frajdę dużą.
Jak uchronić się przed burzą?
Wiem od bardzo mądrych osób,
Że jest na to pewien sposób:
Trzeba tylko wziąć do ręki
Pogodnego nieba błękit;
Promyk słońca chwycić dłonią...
Niech przed deszczem nas osłonią!
Kto je chwyci dłońmi dwiema,
Żadnej chmurki w sercu nie ma.
Skąd się zatem chmurki biorą?
Muszę przyznać to z pokorą:
Tylko Pan od geografii
Wytłumaczyć Wam potrafi...
W rodzinnym albumie...
Kto nie tęsknił, nie zrozumie,
Ile w owym tkwi albumie
Najprawdziwszych niespodzianek...
Tu się z pieskiem bawi Janek.
Psotne szczenię (ponoć wyżeł)
Buzię brudną teraz liże...
A tu widok jeszcze słodszy:
To od moich lat najmłodszych
Dziecko swe ze światem brata
Droga Mama... Drogi Tata...
Oto z ufnych oczu Mamy
Płynie wszystko, co kochamy:
Uśmiech jasny niby tęcza;
Dobroć, której wszak zawdzięczam
Pewność niczym nie zachwianą,
Że mnie kochać nie przestaną...
Widzę w czystych oczach Taty
Blask geniuszu przebogaty -
Jest w nich wiara niepojęta,
Że na co dzień i od święta
Swoją troską będzie przy mnie;
Że serdecznie i intymnie
Miłość zamknie swą w albumie -
Tę, bez której żyć nie umiem...!
Jasio na tropach mądrości
Kto mądrości samej szuka
W starych księgach, białych krukach;
Kto przez jedną choćby chwilę
Pragnął zostać bibliofilem,
Arcydzieła niechaj czyta
I, jak zdarta dawno płyta,
Niech powtarza wciąż od nowa
Najważniejsze, wielkie słowa!
… Wszystko prawda! Twórczym zwie się
Ten, kto światło bliźnim niesie.
Lecz, choć dziwna tkwi potęga
W zakurzonych, grubych księgach,
Co do Jasia stawiam veto!
Jaś nie tylko jest ascetą
I uczonym, co się zowie,
Lecz naraża swoje zdrowie:
Krótko sypia, prawie nie je...
Trzeba tylko mieć nadzieję,
Że się mądrość w Nim obudzi,
Która wiedzie Go do ludzi;
Która innych uszczęśliwi
Tym, co chłopiec w sercu żywi.
Bo jest Piękno, które czeka
W najszczęśliwszych łzach człowieka...
O tym właśnie, jak okropne są oceny zbyt pochopne...
Gniewosz wcale się nie gniewa;
Sławek sławy próżno czeka;
Nie zgrzeszyła wcale Ewa;
Rafał wyrósł na człowieka.
Nie używa Czarek czarów;
Marek nie jest nocnym Markiem;
Nie ma dla nas Darek daru -
Sam dla innych jest podarkiem...
Niech się zatem od tej pory
Skończą dla nas względy błahe.
Nie ma miejsca na pozory
Pod rodzinnym, wspólnym dachem...
Bo choć Lilka – trudna rada -
Przypomina kwiat konwalii,
Każdy imię swe posiada,
Byśmy je uszanowali!
Żebyś babciu...
Kiedy Babcia weźmie włóczkę
I szydełko;
Kiedy skarbem nazwie wnuczkę
I perełką,
Wejdę Babci na kolana
Niczym kotka,
By powiedzieć, że kochana
Jest i słodka;
Że nie myśląc o nagrodzie
I prezentach
Odtąd grzeczna będę co dzień
I od święta.
Będę Mamy się słuchała
Cały styczeń,
Żebyś, Babciu, wypiękniała
Od tych życzeń.
Dzień z babcią
Na spacerek mnie zabierze,
Gdy nie mogą wziąć rodzice;
Potem strzeże na spacerze,
Gdy przechodzę przez ulicę.
Ona chipsy kupi w sklepie,
Gdy poproszę Ją przy kasie.
Ona dla mnie chce najlepiej;
Na marzeniach moich zna się.
Słysząc hałas zbitej szyby
Nie zapyta: „- Co to znaczy?”,
Bo mnie kocha nie na niby
I przed Tatą wytłumaczy.
Gdy obejmie mnie za szyję;
Powie: „- Nie płacz już, głuptasie...
Widzisz: przecież jeszcze żyję...!”,
Z Babcią wszystko przeżyć da się.
Przekorny Jasio
Styczeń, luty już za pasem;
Przyszła zima a tymczasem
Małych płatków barwy mleka
Nadal jeszcze każdy czeka.
Zerka w okno Jaś co ranka.
Jak ulepić ma bałwanka?
Można czekać cały wiek,
Nim zaprószy biały śnieg.
Nim pokryje dachy, drzewa,
Tak z przekorą Jaś zaśpiewa:
- Spieszy do nas śnieżna zima.
W drodze nic jej nie zatrzyma.
Kiedy wreszcie przyjdzie wiosną,
Długie brody nam wyrosną
I z upałem za pan brat
Będzie cały piękny świat...!
Pokora Autora
Pisują poeci
Wierszyki dla dzieci,
Lecz serce Ich boli,
Że nikt już i w trolli,
I w śpiących rycerzy
Po prostu nie wierzy.
Nie wierzą maluchy
W krasnale i duchy;
Nie wierzą zapewne
I w śpiącą królewnę.
Nielekko jest przeto
Dziecięcym poetom.
Kochane maluchy!
Dodajmy otuchy
Nieszczęsnym Autorom!
Namawiam z pokorą...
Grudniowa noc
Niebo się nad ziemią chyli.
Każda z gwiazdek ponad nami
Ma śnieżystą barwę lilii.
Tuli do nas się aksamit.
Noc jak czułe pożegnanie,
Jak najlepsze myśli własne
Serca koić nie przestanie,
Gdy znużony trudem zasnę.
… Spoza świateł nieboskłonu,
Mgieł, obłoków i firanek,
Zerknie czasem w moją stronę
Tajemniczy nowy ranek...
A tymczasem spać już pora.
Już grudniowy idzie święty;
Słodkie sny wyjmuje z wora
I rozdaje jak prezenty.
Kindersztuba
Moja Babcia to jest władza,
Która ciągle mi doradza:
Żebym słuchał swego Taty;
Czekoladę jadł na raty;
Żebym mówił od tej pory
„Jest mi przykro” zamiast „sorry”;
Bym polubił, na swą zgubę,
Tę – jak mówi – kindersztubę.
… A ja nie wiem – daję słowo,
Co zaklęcie znaczy owo.
Język mi się na nim łamie.
Chyba o tym powiem Mamie...
Mam nadzieję, że wysłucha
I nie spyta mnie – malucha:
- Czemu biegam? - Czemu wrzeszczę?
Przecież jestem dzieckiem jeszcze...
Z pamiętnika Jasia
Dużo myślę o Covidzie.
Marzę o tym, że za tydzień
Sejm Uchwałę taką wyda:
- Nie ma wcale już Covida,
Bo z wirusa tej niedzieli
Wszyscy naraz wyzdrowieli.
Dzisiaj (tak by napisali)
Pozwalniano ze szpitali
Ojców, matki, na ostatku
Naszych mądrych, dzielnych dziadków.
Wszyscy silni są i zdrowi,
Wobec czego Ministrowie
Zapraszają na ulice
Uczniów oraz uczennice.
Niech opuszczą mury jaskiń
Bez dystansu i bez maski!
W tłumie, w tłoku i w uściskach
Radość na nas czeka bliska...
Wtedy właśnie – w owym tłumie
Uznam pewno i zrozumiem,
Że prócz licznych wad niestety,
Miał ów wirus i zalety:
Choć nie wierzę w to na poły,
Zatęskniłem już do szkoły...
Historia pewnego obżarstwa
Kto, jak Jasio, się objada,
Musi wiedzieć, że to wada.
Czekolady, chipsy, mięska -
Zdaniem Jasia to nie klęska!
… Smakowały chłopcu krocie
Kęsków, smaczków i łakoci,
Te cukierków kilogramy -
Wszystko, oprócz uwag Mamy
(Nie pomoże nic, niestety,
Gdy ktoś taki ma apetyt.
Kto w jedzeniu nie zna granic,
Nawet Honor miewa za nic...).
Karmił kota buteleczką -
W buteleczce mleczka deczko.
Gdyby troszkę więcej było,
To by chętnie się wypiło...
Chwycił ją rekami dwiema -
I dla kotka mleczka nie ma!
Wracał Tata z drugiej zmiany
Umęczony, spracowany.
Już miał zasiąść do obiadu...
Po obiedzie nie ma śladu.
Ryż na obiad był i śledzie -
Zjadł je Jasio... po obiedzie.
Nie ma nic dla Taty Matka,
Jaś zaś mówi, że to gratka:
Przecież śledź to nie kaloria...
Taka właśnie to historia.
Prawdziwa wiosna
Marzec słynie z kocich harców
I, w surowym nawet marcu
Słońce – blade jak abażur -
Wiosnę wita w kalendarzu.
Oto mamy chłodny kwiecień -
Zima plącze się po świecie,
Lecz, pokryte cienia smugą
Bzy zakwitną już niedługo.
Już niedługo – może w maju -
Na piaszczystych dróg rozstaju
Najprawdziwszą wiosnę spotka
Bez, tulipan i stokrotka.
Chociaż twierdzą już niektórzy,
Że nie przyjdzie, że się znuży,
Przecież (wątpić w to nie wolno!)
Przyjdzie do nas drogą polną...
Niedoceniony Mruczuś
Nie wiedziałem – mówiąc szczerze -
Jakie to jest mądre zwierzę...
Szedłem wtedy – moi mili -
Szlakiem maków, łąk, motyli.
Wokół pola, las i tęcza...,
Gdy telefon mi zabrzęczał.
To był kotek. Mój! Nie z bajki.
Bez obuwia i bez fajki.
Koci pazur wbił w klawisze -
SMS-a do mnie pisze:
„Z kranu w kuchni leci woda.
Jeśli domu Ci nie szkoda,
To nie wracaj. Mam nadzieję,
Że mieszkania nie zaleje”.
Każdy w takiej sytuacji
Ulec mógłby konsternacji.
Każdy może – drogie dzieci -
SMS-a dostać z sieci...
Ale dostać go od kotka?
Łatwiej wygrać w totolotka!
Trzeba jednak – moi drodzy -
Trzymać nerwy swe na wodzy.
Otrzymawszy komunikat;
Dzwoniąc po hydraulika,
Nie myślałem, jaką pointą
Podsumować prawdę świętą...
Przydał kocur się. Nie przeczę,
Lecz mieszkanie ubezpieczę.
O pragnieniu, które nie mogło się ziścić...
Rzeczy taką miały postać:
Jaś od Taty pragnął dostać
Deskorolkę, dwa laptopy,
Podróż wokół Europy
I do kina trzy bilety.
Cóż poradzić, gdy (niestety!)
Na świadectwie – Jaś to czuje -
Będą chyba same dwóje...
By ucieszyć się prezentem,
By się stać beneficjentem
Tej – jak mówi – Ojca kasy,
Musi zdać do siódmej klasy.
Smutno chłopcu. Trudna rada!
Lipiec Mu się zapowiada
Zgoła taki sam, jak w maju:
Spędzi go w swym własnym kraju.
W każdym razie jutro w szkole
Jaś podkreśli swoją wolę:
- Mogę jechać, lecz nie muszę,
Gdyż obcięli mi fundusze.
Deszczowa udręka
Dziś za oknem w mieście lało
Dzień calutki i noc całą.
Ma więc Marek problem duży
I z powodu owej burzy
Zrzędzi zgoła przeokropnie:
- Gęś pogodę niechaj kopnie!
W takiej bowiem sytuacji
Lata nie ma i wakacji...
Taki dzionek szaro-bury
Sam zaprasza do lektury,
Proponując chłopcu właśnie:
- Może powieść? - Może baśnie?
Proszę Dzieci: - Nie ma mowy!
Nie przychodzi Mu do głowy,
Żeby książkę wziąć do ręki
I, choć trapią Go udręki,
Książki leżą – moi drodzy -
Pod kanapą, na podłodze...
Żadnej nie ma w ręku Marka.
Kto na Marka z Was by sarkał,
Niech sam siebie się zapyta,
Czy w wakacje często czyta,
Dajmy na to – po obiedzie...
Czekam Waszych odpowiedzi.
O zezie, piegach i prawdziwej Przyjaźni...
Wśród harców i figlów na łące
Bawiło się skrzatów tysiące,
I wokół słyszano krasnali,
Jak w bajce radośnie śpiewali.
Żar słońca im serca rozgrzewał,
Lecz jeden ze skrzatów nie śpiewał...
Nie cieszył go nawet śmiech bratni,
I czuł się w ogóle ostatni.
Pocieszał w ten sposób go zając:
- Od dawna kłopoty twe znając,
Doradzam ci, mały głuptasku,
Byś twarz swą ukrywał pod maską.
Z pociechą przyjść chciały mu żuki:
- Nie będziesz szczęśliwy, dopóki,
Bez względu na zeza i piegi,
Nie znajdziesz na łące kolegi.
Mówiła nam sowa przed laty,
Że każdy, kto był piegowaty,
Na koniec z tych piegów wyrośnie.
… A krasnal wyszeptał żałośnie:
- Na pewno mnie nikt nie wysłucha,
Nie przyjmie za brata ni druha...
Pocieszał go także i człowiek:
- Niedbałość o życie i zdrowie
To twoich problemów synteza.
Wiedz o tym, że źle jest mieć zeza.
… Jedynie niedźwiadek malutki,
Nie bacząc na żale i smutki
(Bo z zezem nie liczył się wcale),
Powiedział: - Nie jestem krasnalem,
Lecz chciałbym poprosić o wiele.
Chcę twoim się stać Przyjacielem.
… Gdy spojrzał Koledze skrzat w oczy,
Radośnie do góry wyskoczył
I odrzekł (słyszały to skrzaty):
- Nie czuję się już piegowaty,
Bo stało się coś... coś wielkiego!
Ty stałeś się moim Kolegą,
By było na świecie nam raźniej.
Niech zatem nad naszą Przyjaźnią
Słoneczko zaświeci jaskrawsze.
Będziemy już razem na zawsze!
Smutny czas Jasia
Kiedy nagły chłód owionął
Trawę bujną i zieloną;
Gdy uwagę Jasia przykuł
Liść brązowy na chodniku -
Jednym słowem, gdy we wrześniu
Jesień przyszła nazbyt wcześnie,
Pokropiona barwą rudą,
Uciec chłopiec chciał przed nudą.
… I choć własnych kroków echo
Napawało Go pociechą,
W serce dziecka po cichutku
Wkraść się zdołał nastrój smutku.
Nudny wieczór i wiewiórka...
Nudna nawet gęsia skórka...
Gorzkie myśli są malucha,
Który mamy nie posłuchał.
Z jakich przyczyn nosi w duszy
Echo smutku i katuszy?
Cóż! Powodów miałby szereg,
Żeby uciec na spacerek.
Stąd, choć wcale Go nie chwalę,
Wiem, że dla tych, którzy stale
Noszą w sobie zamiar butny,
Czas jesieni bywa smutny...
Słowa
… Są takie, do których przywykłem -
Uczone, dostojne, niezwykłe,
Lecz choćbym – uwierzcie na słowo (!) -
Dobierał je co dzień na nowo
Rozważnie, uważnie i dumnie,
By prawdy w nich zamknąć jak w trumnie,
To przecież i Hela, i Witek
Uczynią z nich lepszy użytek.
… Są także zwyczajne jak klucze,
I sam się z dnia na dzień ich uczę,
A skoro są proste i łatwe,
Zapoznać bym z nimi chciał dziatwę
(Choć znane są wszystkim po trosze):
- PRZEPRASZAM, DZIĘKUJĘ i PROSZĘ.
Spróbujmy – to kłopot nieduży -
Rodzicom je czasem powtórzyć,
Koledze, sprzątaczce, staruszce,
Są bowiem cenniejsze niż kruszce!
Spróbujmy! Spróbujmy raz jeszcze
Odmienić spojrzenia złowieszcze;
„- Dzień dobry!” - powiedzieć sąsiadom;
Uchronić świat słów przed zagładą,
Bo trwają w nich Prawdy zaklęte -
Spisane od wieków i święte...!
Pies i potęga retoryki
Niechaj sobie spory toczą różne mądre głowy,
Jakie w życiu ma znaczenie szczerość ludzkiej mowy –
Jaś ma w Swoim arsenale liczne piękne słówka.
- Nie ma to, jak dobry pijar. Nie ma jak wymówka!
Gdy, spaceru pozbawione, wyć zaczęło psisko,
Widząc, że przez owo wycie na jaw wyjdzie wszystko:
Że zgłodniało mocno zwierzę – nikt mu jeść nie daje
I, że jawnie podupadło, aż się serce kraje,
Jaś się chwycił retoryki. Ona wszak niweczy
Zdrowy ogląd sytuacji – każdy sąd człowieczy.
Niech sąsiadom tylko powie (nie drgnie Mu powieka):
- Patrzcie, jaki grzeczny piesek i, jak ładnie szczeka (!),
A już własną złą opinię zatrze i zagłuszy.
… Choć Mu pewnie pozostanie smutek jakiś w duszy…?
Wigilia Ali
… Wszystko, wszystko w owe Święta
Mała Ala zapamięta:
Na choince krzyż złocisty;
Zimny ogień, co nie wystygł;
Pierwszą gwiazdkę, która czeka,
Aż ujrzymy ją z daleka...
Już niedługo – po Pasterce,
Kiedy każde ludzkie serce
Nad Dzieciątkiem się użali,
Tak radośnie będzie Ali,
Tak Ją coś lub Ktoś poruszy,
Że zawoła z głębi duszy:
- Jak cudownie! Jak uroczo
Święta wszystkich nas jednoczą!
Wtedy buzię Jej pyzatą
Ucałują Mama z Tatą;
Pies przemówi ludzkim głosem,
Zaś nad ziemskim dziecka losem
Czuwać będzie w owej chwili
Ktoś czekany tej Wigilii...
Bunt Jasia
- Zakupy zrób w sklepie!
Do lekcji się bierz!
Przygotuj się lepiej
I spiesz się już, spiesz!
(…) Brakuje nam czasu -
Mówiłam nie raz.
Od takich głuptasów
Wymagać już czas.
(…) Już dosyć tych fobii!
Na więcej Cię stać.
Kto lekcje odrobi,
Ten kładzie się spać!
Pij mleko z kożuchem!
Do szkoły już idź!
- Coś brzęczy nad uchem
I nie ma jak żyć.
Z pewnością przesadza,
Kto żali się tak -
Rodzice to władza
I boli Ich brak...
Lecz co to za życie,
Gdzie czas wiedzie prym?
Mam dwóję w zeszycie
I dobrze mi z tym...!
Taki tam wierszyk...
Szły drogą zmęczone raz osły
W nastroju niezmiernie podniosłym.
- To ludzie im jacyś napletli,
Że film im właściciel wyświetli.
Gdy siądą w fotelach jak ludzie,
By zaznać spoczynku po trudzie,
To zaraz po pierwszej reklamie
(Reklama, jak wiemy, nie kłamie,
Lecz wielkie z niej płyną korzyści)
Filmowi zagrają artyści.
… Więc ciesząc się z tego ogromnie,
Ruszyły na seans. Co do mnie,
To nie wiem, czy owe fotele
Zapewnią spoczynku im wiele,
Bo filmy, jak wiecie, się kręci,
By osły do pracy zachęcić...
Deszcz
Stuka,
puka do okienka
I
w piosenki swojej dźwiękach
Skrywać
zda się motyw krótki:
-
Jestem smutkiem. Jestem smutkiem…!
…
A ja, grozy jego świadom,
W
oczy patrzę listopadom
Zwiastującym
złe nastroje,
Bo
się wcale ich nie boję.
…
A ja widzę, a ja słucham,
Bo
jesienna owa plucha,
Zakłócając
głuchą ciszę
Słodko
do snu mnie kołysze.
Ta
melodia senno-dżdżysta
Jest
jak trębacz i artysta –
Dla
mnie ona wszak obwieszcza
Pełen
słońca dzień – po deszczach.
W Twoim śnie
Trzaska
wesoło ogień z kominka
I
twarz osmala płomień uroczy.
Stoisz
przed lustrem – mała dziewczynka;
Zaplatasz
sobie śmieszny warkoczyk.
Stroisz
przed lustrem niewinne minki -
Buzię
wypukłą i oczy skośne.
…
To są ekscesy małej dziewczynki -
Małej,
a takiej dzisiaj nieznośnej.
Placek
z wiśniami jakże jest słodki
(Śpijże
spokojnie – niech Cię nie kusi!)!
Kręcą
się, kręcą trzy kołowrotki -
Trzy
kołowrotki Twojej Mamusi.
Za
piecem było dojście do stryszka
Schodami,
jakby drogą do piekła.
Tu
stare książki... Tu mała myszka
Spojrzała...
i zaraz sobie uciekła.
Potem
zabawa razem z braciszkiem.
On
teraz kryje (liczy do pięciu).
Ty
Mu się chowasz w skrzyni pod stryszkiem
-
Tu Cię nie znajdzie. Czekasz w napięciu.
Ten
widok wraca – sny są uparte.
Jak
dawniej płomień w kominku świeci...
Z
dzieciństwa swojego wyrywasz kartę
I
piszesz bajkę dla swoich dzieci.
...
W niej będzie Śnieżka i Mały Książę,
Kot
w butach będzie... ale bez fajki!
-
Może i ja się we śnie pogrążę?
Chciałbym
posłuchać tej Twojej bajki.
Piękny plan Jasia
Tyle
bólu… Tyle smutku…
Ktoś
zapłakał po cichutku;
Ktoś
niedolę dzielnie znosi;
Ktoś
dziś o nic już nie prosi…
Jeśli
czegoś nie uczynię,
Aby
pomóc Ukrainie,
Żal
serduszko moje zdławi,
Maksym
w nic się nie pobawi;
Nie
obetrze łzy spod powiek
Romanowi
inny człowiek
I
w mym sercu nie zagości
Nic
z wcześniejszej mej radości.
…
Wiem, co zrobię! Powiem tacie,
Żeby
za Nich zmówił pacierz,
Który
siłę da Mu taką,
Że
pomoże tym chłopakom,
Odda
pokój dla rodziny
Z
bohaterskiej Ukrainy –
Dla
tych miłych kilku osób.
Już
ja znajdę na to sposób!
Jeszcze
moment, jeszcze chwilka,
A
uśmiechnie się Wasylka;
Maksym
znajdzie w sobie wolę
Do
nauki w polskiej szkole
I
mamusia ma kochana
Zrobi
obiad dla Romana.
Bardzo
dużo na tym świecie
Może
zmienić małe dziecię.
Obietnica
Niedługo
po tej wiośnie
Pójdziemy
do przedszkola
I
serce Ci urośnie,
Dziewczynko
z Mariupola.
…
Bo pośród łun i zgliszczy
Zwycięskie
zabrzmią dzwony
I
życia już nie zniszczy
Zły
człowiek nieproszony.
Gdy
przemoc spocznie w grobie,
Wyjdziemy
na ulice,
By
spełnić dane sobie
Najświętsze
obietnice:
-
Nie będzie płakał wicher
Nad
marzeń Twych zatratą
I
szczęście Swoje ciche
Podzielisz
razem z Tatą.
Nikogo
nie przestraszy
Lecących
wróbli stadko.
Nad
nowym domem naszym
Będziemy
czuwać z Matką.
Nastroją
nas upojnie
Obsiane
zbożem pola.
…
Zapomnisz o tej wojnie,
Dziewczynko
z Mariupola!
Dziś
przede mną – tajemnica.
To
przede mną, co zachwyca:
Drzewa,
ptaki, świat daleki,
Jakieś
zioła obok rzeki,
Lat
dziecinnych wierne klisze –
Wszystko,
o czym nie napiszę.
Urok
lata, siła wspomnień
Przemawiają
tutaj do mnie,
Jak
ów świątek, co od wieków,
Wiernie
trwając przy człowieku
Mimo
wichrów i niepogód
Hołd
oddaje swemu Bogu.
Iluż
trzeba spotkać świątków,
Aby
wrócić do początku
Prawd,
co – jeszcze nieodkryte –
Nowym
darzą nas zachwytem!
Wszystko
to, co sercu drogie,
Znaleźć
można tuż za progiem.
W dziadkowej chacie
Pamięci Marii Konopnickiej
W mojej bibliotece -
W chacie dziadka właśnie -
Leżą tuż za piecem
Starodawne baśnie.
Jakże tam jest słodko,
Gdy się zasnąć uda,
W ślad za wiersza zwrotką
Wyśnić takie cuda:
W lesie ponad rzeczką -
Tak mi pięknie śni się -
Bawię się laleczką
Z Hanią albo Brysiem!
Czule tuli Brysia
Stefek Burczymucha –
Pewno jeszcze dzisiaj
Myszkę udobrucha.
Dziwy to nad dziwy -
Sny jak malowidła:
Bocian nieprawdziwy
Niesie mnie na skrzydłach!
Ten się o nich dowie,
Kto nad księgą ślęczy,
Bo Mu je opowie
Duszek cały z tęczy.
Gdy przewracam stronę
(Niech się spełni wszystko!),
Każde słowo chłonę,
Niby dziwowisko.
Tyle różnych cudów,
Barwnych opowieści
Spisał ktoś dla ludu
I je w księgach zmieścił!
… A za serce chwyta
Jeszcze ziemia żyzna,
Bujne łany żyta –
To nasz kraj: Ojczyzna
(Na tych łąk kobiercu
Kwitnie ciągle żywa,
Bo Ją w swoim sercu
Każdy z nas ukrywa).
Kiedyś, gdy dorosnę,
Pięknie namaluję
Każdy dąb i sosnę –
Wszystko to, co czuję.
Namaluję wszystko
Kolorową kredką.
Będę też artystką,
Chociaż nie poetką!
Uśmiechy na co dzień
Tym, którzy są głusi i niemi
Na wszystko, prócz pewnej pandemii,
Z przekornym – być może – zapałem
Ogłaszam, co gdzieś usłyszałem:
- Od dzisiaj są w cenie i w modzie
Uśmiechy – uśmiechy na co dzień;
Uśmiechy do Ojca i Matki,
Spotkanej na klatce sąsiadki,
Dozorcy, co dla mnie się trudzi;
W ogóle – uśmiechy do ludzi!
... Gdyż uśmiech od dziś w Europie
Jest ponoć po prostu na topie.
Uśmiechać się w domu i w szkole
To więcej, niż wczuwać się w rolę,
Bo kiedy ktoś kogoś obdarzy
Uśmiechem życzliwym na twarzy,
To owym uśmiechem, jak z baśni
Pochmurne oblicze rozjaśni
I wtedy, samotnie czy w tłumie
Tę prawdę niejeden zrozumie,
Że wielki to prestiż i wyczyn
Bez żadnych uśmiechnąć się przyczyn.
Polisa na życie
Na zielonym świetle przejdą wszystkie dzieci,
Ale kiedy później czerwień Im zaświeci,
Wtedy stanąć muszą nawet te mądrale,
Które się mandatem nie przejmują wcale.
... Wszak nie trzeba tutaj kary i nagrody -
Kiedy stoją piesi, jadą samochody,
Kto zaś czekać nie chce, pojmie w mgnieniu oka,
Że sygnalizacja nie ma być na pokaz.
Przy czerwonym świetle ten ma kości całe,
Kto nie pragnie sprawdzać, jak są wytrzymałe -
Mądry jest po szkodzie, kto zapomniał o tym,
Że z brawury smutki płyną i kłopoty...,
Kto zaś od małego wszystko to rozumie,
Daje dobry przykład w wielkomiejskim tłumie.
Przyszła zmora...
Przyszła zmora do doktora,
Przekonując, że już pora
O swe własne zadbać zdrowie:
- Ma Pan tyle spraw na głowie!
Musi wiedzieć Pan, doktorze,
Że Pan leczyć już nie może.
Płuca słabe, piasek w nerce;
Serce pewnie jest w rozterce -
Wiosna przecież jest na świecie,
A u Pana w gabinecie
(Niech Pan przyzna i nie kręci)
Wciąż pacjenci i pacjenci…
Na te słowa bałamutne
Lekarz spuścił oczy smutne
I, nie tracąc ani chwilki
Zażył gorzkie trzy pastylki.
Przyszła zmora do żołnierza:
- Czy Ci życia Twego nie żal?
Co dzień musztra albo warty…
Żołnierz wszystko wziął za żarty;
Ziewnął tylko parę razy –
Czekał bowiem na rozkazy.
Przyszła zmora do poety,
Przekonując, że niestety
Nie potrzeba dzieciom więcej
Słów poezji – tej dziecięcej.
- Słów poezji nie potrzeba?
Gwałtu, rety! Wielkie nieba!
Kto więc w sercach wszystkich dzieci
Wiarę w piękny świat roznieci?
Kto szacunek w Nich obudzi
I do życia i do ludzi?
Kto się swoich słów nie zlęknie;
Kto opowie Im o pięknie,
By w dziecięcym Swym zachwycie
Pokochały świat nad życie?
Idź już sobie precz i nie kłam!
… Zmora zbladła i uciekła,
Bowiem nawet w dzionek szary
Żadne gusła jej i czary
Nie odmienią serc, jak wiecie,
Mądrym dzieciom i poecie.
KOŁYSANKA POD PODUSZKĄ
Śpij, Julio. Dobre czekają losy
W sercach rodziców, wiernych jak dłoń.
Ona Twe jasne otuli włosy,
Bajkę dziecinną włoży pod skroń.
Ref.
Kołysanka pod poduszką
Niechaj ze mną zaśnie już.
Gdy przytulę do niej uszko,
Czuwać będzie Anioł Stróż!
Zaczarowana tańczy kołyska,
Czujny jest dotyk matczynych rąk.
Zaśnij, a jutro zobaczysz z bliska
Kwiaty i zioła z ojczystych łąk.
Ref.
Kołysanka pod poduszką
Niechaj ze mną zaśnie już.
Gdy przytulę do niej uszko,
Czuwać będzie Anioł Stróż!
Śpij, mała Julio. Serce Twej Mamy
Tej kołysanki wybija rytm:
Śpij, Julio. Skoro my Cię kochamy,
Szczęśliwy Cię jutro obudzi świt.
Ref.
Kołysanka pod poduszką
Niechaj ze mną zaśnie już.
Gdy przytulę do niej uszko,
Czuwać będzie Anioł Stróż!
GDYBYM ZNOWU…
Gdybym znowu był maluszkiem,
Słodki byłby ze mnie brzdąc.
Leżałbym do góry brzuszkiem,
Każdej nocy smacznie śpiąc.
W dzień bym bawił się z kolegą,
Z Astrid Lindgren czerpiąc wzór;
Miałbym pudło klocków lego
I zabawek pełen wór.
Szkół unikałbym usilnie;
Obowiązkom mówił: Nie!
Zresztą uczyłbym się pilnie
Strzelać z łuku itp.
W czarodziejskich przygód tryby
Każdy by mnie wciągał sen –
Spełniłby się nie na niby
Sielankowy wierszyk ten.
Ciemną bym wypływał nocą
Na ocean pełen mórz…
Tylko zaraz… Tylko po co,
Skoro dzieckiem byłem już?!
ŚWIĄTECZNE WYZWANIE
Przytrafiła
nam się zima –
Śniegiem
sypie już od ranka.
Jesień
fason jeszcze trzyma,
Ale
postać ma bałwanka.
Krok
za krokiem idą piesi;
Drżą
na mrozie małe psięta.
Kto
w nas wiarę świętą wskrzesi,
Gdy
grudniowe przyjdą Święta?
Gdzieś
tam ponoć gwiazdka świeci;
Sianko
wieczór gdzieś uświetnia.
…
Jest mi zimno, proszę dzieci,
I
tak będzie aż do kwietnia.
Strojąc
w domach sztuczne jodły
I
opłatek biorąc w ręce,
Dbajmy,
aby nie ochłodły
Wnętrza
naszych serc dziecięce…!
WIOSENNA IMPRESJA
Rankiem byłem na spacerze –
Spacerować jest przyjemnie.
Sny, jak szare nietoperze
Trochę jeszcze tkwiły we mnie.
… Aż tu nagle – cud natury,
Jak śpiewacze, płoche stadko,
Jak przedziwny teatr, który
Znamionuje chwilę rzadką:
Jakieś gwary i zaloty,
Zwiastujące wiosnę bliską,
Cudne walce i fokstroty…
Cóż to było za zjawisko!
Kiedy o tym wierszyk piszę,
Chłonąc życia smak i piękno,
Jeszcze w sercu swoim słyszę
Wyśpiewanych pogłos tęsknot.
… I choć owe chóry ptasie
Na marcowej grają nucie,
Wiosna. Wiosna w pełnej krasie
Na kolczastym siedzi drucie.
CZY TO
NIE JEST PIĘKNE, MAMO…
Czy to nie jest piękne, Mamo, że jesteśmy dwoje:
Ja, żyjący w Twoim brzuszku, Ty i Twe nastroje?
Kiedyś razem podążymy drogą przez aleje –
Kiedyś spełnić będę umiał wszystkie Twe Nadzieje…
Ja już czekam na tę chwilę – pierwszą w moim życiu,
Kiedy piękno świata ujrzę, niby w Twym odbiciu,
Gdy przytulę się do Ciebie, chwycę Cię za włoski,
Gdy się szczęście nasze ziści w Majestacie Boskim.
… Bo w tym życiu najpiękniejszą bywa Miłość Matki,
Która światu wynagradza wszystkie niedostatki.
Ja już marzę o tej chwili, kiedy się uwieszę
Na Twej szyi, na Twych dłoniach. Mamo, jak się cieszę!
… Co zrobiłaś, Mamo? Czekaj! Jaki mój uczynek
Sprawił, że za wybór taki płacę ja – Twój synek?
STRAJK
Uczniom z Miętnego
Źródłem dumy naszej bywa
Wiara w dzielnych, mądrych przodków,
Ich spuścizna – ciągle żywa,
Którą każdy nosi w środku.
Zasłuchanych w głos pamięci
(Pamięć przeszłość każdą wieńczy)
Niech nas nigdy nie zniechęci
Słabość naszych serc młodzieńczych.
W znaku Krzyża ukochanym
Widzieliśmy znak Nadziei.
Krzyże zdjęto nam ze ściany,
Zostawiono zaś ateizm.
Źródłem była nam otuchy
Wiara mocna jak dynamit
I – mówimy to bez skruchy –
Dziś jesteśmy tacy sami.
Choćby przyszły czasy takie,
Że zawiodą Dom i Szkoła,
My staniemy pod tym znakiem,
Gdy nas tylko Pan powoła.
On to do tych się uniża,
Którzy serca mają chętne,
By w obronie stanąć Krzyża,
Jak stanęli kiedyś w Miętnem…!
Recepta
na wierszyk
Jak uchronić się przed nudą?
Jedną na to mam receptę:
Wiersz jak żarcik – wiersz jak cudo,
Który czytać trzeba szeptem.
Aby zgrzebne jego słowo
Poruszyło wyobraźnię,
Trzeba dobrze ruszyć głową,
Pisać jasno i wyraźnie.
Trzeba użyć słów najprostszych:
Mama, Tata, dom i szkoła
(Niech się dzieciom słuch wyostrzy
Na najczystsze dźwięki zgoła).
… Bo poeta ciągle wierzy,
Że, gdy wierszyk mu się uda,
To przed dziećmi, jak należy
Rozpasana pierzchnie nuda.
… Tylko pisać trzeba cicho,
Tylko marzyć trzeba śmiało,
By nie przyszło jakieś licho
I wierszyka nie zabrało…
Co to
jest?
… Gdy turlają się do matki,
Wyglądają jak niedźwiadki.
Kiedy otwierają pyski,
Wyglądają jak tygryski.
Drzeć przywykły z pieskiem koty
I uprawiać inne psoty,
Gdy się zaś przytulą do mnie,
Mruczą. Mruczą nieprzytomnie…
Komentarze