Wiersze dla dzieci

 

O zaczarowanej królewnie i kropelce wody



Wędrowały krasnoludki:

Duży, mały i malutki.

Mały wiecznie spał w podróży;

Brodę nosił krasnal duży,


Zaś najmłodszy bez ustanku

Kroplę wody nosił w dzbanku.

Nikt nie wiedział tego wcale,

Dokąd idą trzej krasnale,


Lecz mówiono po cichutku,

Że pragnieniem krasnoludków

Wyswobodzić jest zapewne

Śpiącą pośród mórz królewnę.


Ją to kiedyś w morskiej fali

Zły pogrążył król krasnali.

Pogodziłaby się chyba

Pół-panienka, a pół-ryba,

Że jej zimna, szorstka fala

Być królewną nie pozwala,


Gdyby w gęstej, morskiej pianie

Czyjeś serce biło dla niej;

Gdyby serce jej dziewicze

Mogło spotkać królewicza...


Lecz tymczasem – w morza głębi -

Żal syrenkę srogi gnębił:

- Czy ją z czarów ktoś wyzwoli?

- Któż podejmie się tej roli?


Wszak odwrócić dawne czary

Może tylko krasnal stary,

Który wątłych sił orężem

Sztorm okrutny przezwycięży;


Który pierwszy rzuci w morze

Dar świadczący o pokorze

I uroni łezkę rzewną

Nad syrenką – nad królewną.


Wtem odmienił swoje kształty

Nasz wspaniały, dumny Bałtyk

I – niepomny dawnej formy -

Sztorm przypuścił ponad sztormy.



Choć powstrzymać nie mógł burzy

Dzielnym sercem krasnal duży,

Wnet ukoił groźne fale

Śpiący smacznie i zuchwale


Wśród potężnej wód nawały

Śpioch okropny – krasnal mały.


Cichną nagle burzy dźwięki;

Cudny słychać śpiew syrenki.

Wśród spokojnej morskiej toni

Łezkę gorzką krasnal roni.


Tylko jeden z trzech krasnali

Twarz syrenki widząc w dali,

Z sercem czystym i w pokorze

Kroplę wody rzuca w morze...


Wędrowały krasnoludki:

Duży, mały i malutki.

Razem z nimi szła królewna -

Pełna wdzięku, śliczna, zwiewna.


Szły przez pola, lasy, bory,

By nauczyć nas pokory.

Zaś w nagrodę za ich męstwo

Dzielnych skrzatów leśne księstwo


Najmniejszego w tej gromadce

Uczyniło swoim władcą...























Jak to z Jasiem było...



Mały Jasio – wiercipięta

O zakazach nie pamiętał:

Rano w piłkę grał z kolegą;

Porozrzucał klocki lego;


Potem z Burkiem psem pospołu

Biegał dookoła stołu

I, jak każdy rozrabiaka,

Przekonywał, że to draka.


Wkrótce, kiedy się zasapał,

Odkrył w sobie nowy zapał

I, kołysząc się na drążku,

Wziął do ręki grubą książkę.


Według słów nauczycielki

Bywał z Jasiem kłopot wielki:

Zapominał o wyprawce,

Z kim powinien siedzieć w ławce;


Panu, który był nie w sosie,

W czasie lekcji grał na nosie

Et caetera, et caetera.

Los jednakże nie wybiera,


Lecz rozdaje swe talenty,

Więc dopowiem zamiast pointy:

Jaś był pierwszym uczniem w klasie.

Tak to było z owym Jasiem...





















O tym, jak Jasio chciał być dorosłym



Cel stawiając sobie wzniosły,

Aby życie wieść dorosłe,

Jaś do pracy się sposobił,

Lecz od rana nic nie robił.


Czemu bowiem – któż to zgadnie -

Chociaż umiał czytać ładnie,

Gdy dawano mu lekturę,

Właził Jasio w mysią dziurę?


Gdy prosiła mama Jasia:

- Zacznij uczyć się, głuptasie,

Chłopiec kładł się na kanapie

Z pilotami trzema w łapie


I do góry leżąc brzuszkiem,

Z wolna stawał się leniuszkiem.

Cóż poradzić? Sercu chłopca

Chęć do pracy była obca.


Aby życie wieść dorosłe,

Być rolnikiem, sędzią, posłem,

Nie wystarczy – drodzy moi -

W i r t u a l n i e się uznoić,


Ani leżeć na fotelu

W w i r t u a l n i e szczytnym celu,

Bo pragnienie bez ofiary,

To jedynie czcze zamiary.





















Mój przyjaciel ślimak



Ślimak oprócz ćmy i trzmiela

Nie miał wcale przyjaciela.

Świerszcz z nim przyjaźń zawrzeć pragnął,

Lecz ze wstrętem mijał bagno.


Żuk pilnował swego nosa;

Przeszkadzała musze rosa,

Zaś stonoga najwyraźniej

Żyć nie chciała z nim w przyjaźni.


Płakał ślimak, niczym dziecię:

Jak tu żyć na takim świecie?

Kret w dodatku, jak to krety,

Tak obrażał go, niestety:


- Ślimak śliski jest, jak olej.

Ślimakowi wody dolej,

A na Krecie, czy na Malcie

Będzie pełzał po asfalcie.


Słysząc takie słowa głupie,

Głębiej chował się w skorupie

I wyjawiał swoje credo:

Gdy się zejdą bieda z biedą,


Jedna na to jest recepta:

Nie dać innym się rozdeptać.


***


Kiedyś ślimak stracił głowę

Przez trudności finansowe.

Dnia pewnego kaczka podła

Złośliwości swej dowiodła,


Pisząc po raz ósmy z rzędu

Taki donos do urzędu:

- Ślimak rusza się ospale;

Nie pracuje zgoła wcale.


Oprócz tego od dni trzystu,

Mimo obaw urbanistów

I zdziwienia niedowiarków,

Nosi własny dom na karku.


Dziwił urząd się skarbowy:

- Dom na karku? Nie ma mowy!

I za domek (ładne kwiatki...)

Też naliczył mu podatki.


Długo ślimak spłacał kwoty -

Za dzień każdy – dziesięć złotych.

Gdy z długami się uporał,

Wysłał listem taki morał:



List od ślimaczka



Nie mam zgoła nic do kaczek.

Podpisano:

Twój ślimaczek.

* * *


Czasem tylko – po kryjomu

I nie mówiąc nic nikomu

Śnił, że kiedyś – dla zaczepki

Ktoś go dotknie łebkiem lepkim.


Przypuszczając, że to krety,

Krzyknie ślimak: - Gwałtu! Rety!

A to będzie paszcza pół-lwia

Dostojnego pana żółwia,


Który cały – oprócz miski

Jest podobnie, jak on, śliski.

Cała nawet kretów tłuszcza

Tego zgoła nie przypuszcza,


Czym być może dla ślimaka

Poufałość czyjaś taka,

Bo nikt nie wie, jak samotnym

Może stać się ślimak błotny.


Dnia pewnego – sam, jak zwykle,

Choć na żabach znał się nikle,

Chociaż pływał jeszcze słabo,

Zawarł wreszcie przyjaźń z żabą.


Od tej pory już nie płacze

Niezrównany nasz ślimaczek,

Lecz po prostu – tak to bywa -

Razem z żabą w stawie pływa


Z euforią absolutną.

Lecz, że w wierszu było smutno,

By uchronić się przed błędem,

Wiersz zakończę happy endem:


Kto zasiewa żniwo we łzach,

Ten w radości później pełza.












Bajka o Jasiu



Jasio co dzień czynił w szkole

Figle, harce i swawole.

Głośnym krzykiem podczas przerwy

Polonistce popsuł nerwy;


Wychowawcy zabrał klucze,

Mówiąc: - Ja tu teraz uczę!

I do Pana na wf-ie

Zwracał się per: - panie szefie;


Do woźnego per: - łaskawco.

Zrozpaczony wychowawca

Nie skorzystał z innych porad,

Lecz odwiedził Inspektorat.


Myślał długo pan Inspektor

Nad zachowań tych korektą:

- Rady na to nie ma wcale -

Stroi figle Jasio, ale


Pozostawić Jasia da się

Drugi rok w tej samej klasie!

... Wszystko było fikcją zgoła.

Nie istnieje taka szkoła,


Lecz czy czasem się nie zdarza,

Że ktoś klasy dwie powtarza?

Niech się stara dziatwa miła,

Żeby bajką bajka była.





















Bajka o krasnoludkach



- Proszę Pana! Co Pan plecie?

Krasnoludki są na świecie?

- Kto nie zechce – bądźmy szczerzy -

Ten w nie nigdy nie uwierzy.


Bo po pierwsze: krasnoludki

Są nieśmiałe i cichutkie.

Stąd nie mając do nas siły

Gdzieś po prostu się ukryły


(Kto nie widział, ten nie zgadnie,

Gdzie ukryły się dokładnie).

A po drugie i po trzecie:

Bez nich smutno jest na świecie,


Któż albowiem, jak nie trolle,

Może krzyknąć: - Nie pozwolę,

By zabrano dzieciom właśnie

Mity, klechdy oraz baśnie!


Niech dobroci kwitnie siła.

Chcę, by bajka bajką była!

A po trzecie i po czwarte:

Chociaż wszystko było żartem -


Kto prawdziwych krasnoludków

Szukał będzie aż do skutku,

Ten z łatwością je odnajdzie -

Choćby w takiej, jak ta, bajdzie...





















O najlepszej radzie dla prosiaczka



Dnia pewnego mama-świnka

Tak skarżyła się do synka:

- Mój prosiaczku! Mój tłuściutki!

Wielkim mnie napawa smutkiem


Odnoszący się do wieprzy

Wizerunek nie najlepszy.

Mam na myśli te niestety

Obraźliwe epitety:


- A ty świnio! A ty knurze(!),

Których zgoła nie powtórzę,

Nie jest bowiem tego warta

Cała sprośność w nich zawarta.


Więc, choć nikt tak nie zniesławia

Kota, żubra, czy żurawia;

Chociaż nikt się nie ośmieli

Drwić z tygrysa, czy gazeli;


Choć od myszy aż po dorsza

Zawsze świnia jest najgorsza,

Ignorując te kalumnie,

Wiedz, że świnia – to brzmi dumnie!


Mój najmilszy! Mój pulchniutki!

Wniosek stąd wypływa krótki:

Chociaż rada to niełatwa,

Gdy Ci życie się pogmatwa;


Kiedy ludzie Cię obwinią,

Że po prostu jesteś świnią,

A nie pawiem, lwem, czy kobrą,

Świnką bądź, lecz świnką dobrą.
















O zajączku Kłapouszku i najpiękniejszej bajce



Gdy zajączek Kłapouszek

Nocą zwijał się w kłębuszek,

Las kołysał się na wietrze,

Gasły gwiazdki coraz bledsze


I szaraczek widział we śnie

Wszystkie bajki równocześnie.

Każda była trochę inna;

Każda mądra i dziecinna;


Wszystkie sercu czyniąc zadość,

Chciały dzieciom sprawiać radość.

W bajkach bowiem wszystko zawsze

Jest piękniejsze i ciekawsze.


Jakże zając kłapouchy

Nie doświadczyć miał otuchy,

Że pośrodku każdej bajki

Kwitną niezapominajki;


Że – co stanie się na pewno -

Paź ożeni się z królewną,

A zajączki i zające,

Których w bajkach są tysiące -


Od nasady do koniuszka

Wszystkie mają proste uszka!

Jednak spośród wszystkich baśni

Jedna tylko była właśnie


Bliską sercu kłapoucha.

Kto nie słyszał, niech posłucha:

- Dawno temu w pewnym kraju -

W Peru, Chile lub w Bombaju


Świetny pałac miał ze złota

Srogi władca – król Niecnota.

Ten – za rady złej zachętą

Wydał wojnę niemowlętom,


Widząc buntu w tym zarzewie,

Że nie znając się na śpiewie,

Kiedy tylko świat zobaczą,

Nie śpiewają, ale płaczą.


Jeden tylko król wyjątek

Miał uczynić dla dzieciątek,

Które płakać będą pięknie.

Niechaj króla lud się zlęknie...!


Niechaj zginie ten, kto nie wie,

Że się władca kocha w śpiewie.

Od tej pory więc w Bombaju

Oraz w każdym innym kraju,


Jaki tylko jest na świecie,

Miłość nieci każde dziecię.

Ten albowiem jest największy,

Kto miłością świat upiększy.


Gdy zajączek dumał o tym,

Gasły gwiazdki szczerozłote;

Mocą dziwną i tajemną

Zapadała wokół ciemność,


Las zaś patrzył, niby w tęczę,

W kolorowe sny zajęcze.































O tym, jak szpaczek nauczył się mądrości



To, co zowie się głupotą,

Nie jest męstwem, ani cnotą.

Dnia pewnego mały szpaczek

Połknął dziesięć wykałaczek.


Każdy inny szpak, jak wiecie,

Zaraz poddałby się diecie,

Wezwał ptasie pogotowie

I, chcąc chronić cenne zdrowie,


Nic by więcej nie jadł raczej.

Nasz postąpić chciał inaczej.

Nasz w ogóle się nie przejął,

Lecz z niezwykłą galanterią


Zbierał ziarna i okruszki,

Łykał strąki, łowił muszki

I, nie martwiąc się zbyt wiele,

Smażył obiad na niedzielę.


Kpiąc z powagi sytuacji,

Nadzwyczajnej pełen gracji,

Leczył brzuszek z dziarską miną

Bajerowską aspiryną.


I dopiero, kiedy ciało

Boleć szpaczka nie przestało;

I dopiero, kiedy bóle

Nasiliły się w ogóle,


Rzekł do siebie: Od tej pory

Będę uczył się pokory.

Kto nie troszczy się o zdrowie,

Ten zwyczajnie pstro ma w głowie.


Potem dzielny mały szpaczek

Wdział kapelusz i kubraczek;

Spojrzał w lustro, zmrużył oko,

Westchnął cicho, lecz głęboko


I szepnąwszy: pełna gala,

Poszedł pieszo do szpitala.








O krasnoludkach, czarach i o dobrym serduszku Ani



Znam z krasnalich opowieści

Bajkę takiej właśnie treści:

Dawno temu, na polanie -

W lesie ciemnym niesłychanie


Wiodły żywot byle jaki

Sympatyczne dwa szaraki.

Choć nie wątpię ani chwili,

Że krasnale to zmyślili,


Żyła w lesie także sowa -

Owych krain zła królowa.

Drżał ze strachu każdy zając,

Bowiem sowy srogość znając,


Bały się jej nawet lisy,

Lwy, pantery i tygrysy.

Hu! - Krzyczała – Hu, hu, hu, hu!

Idź na pole, kłapouchu!


Zjadaj ludziom grochu strąki,

Liście, bulwy i korzonki!

Ty zaś, hu, hu, hu, hu, hu, hu,

Idź na zagon, kłapouchu!


Rzucam urok, jakem sowa -

Owych krain zła królowa:

Gryź na sieczkę i na wiórki

Groch, fasolę i ogórki!


Hejże! Dalej! Do zagrody!

Więcej szkody! Więcej szkody!


... Wiem skądinąd, choć krasnale

Nie mówili tego wcale,

Że się zaraz potem stało

To, co stać się nie musiało:


Mała Ania wzięła w rączki

Zatrwożone dwa zajączki

I, jak mądra, dobra wróżka,

Przytuliła do serduszka.


Jeśli wierzyć krasnoludkom,

Wbrew zaklęcia swego skutkom

Sowa uschła z żalu cała,

Potem zaś abdykowała,


Gdyż pojęła w wieku kwiecie

W wielkim żalu i rozterce

Najważniejszą rzecz na świecie:

Czym być może ludzkie serce.

















































O sroce złodziejce



- Proszę Pana! Sroka kradnie!

- Fe! Niegrzecznie! Fe! Nieładnie!

Jaki blamaż i ohyda

I wstyd jaki, gdy się wyda!


Czegóż nie ma w sroki gniazdku:

Srebro ukradzione gwiazdkom,

Dwa pierścionki, jeden grosik,

Złote zęby babci Zosi,


Dwa guziki, trzy lusterka

(Właśnie do nich teraz zerka),

Czyjś zegarek, jak perełka,

Wprost z jarmarku świecidełka...


Gdyby jeszcze co ukradła,

Bodaj z hukiem z dachu spadła!

Lecz choć fama zła się szerzy

W kwestii ptasich tych kradzieży,


Sroka pełna jest przekory -

Kradnie tak, jak do tej pory

Wszystko, co jej wpadnie w oko.

- Nie wstyd Pani, Pani sroko?


























O pewnym rozrabiace



Trudna rada: Jaś się wciela

W rozrabiakę co niedziela.

Iść na spacer nie chce zgoła

I nie pójdzie do Kościoła;


Nos misiowi urwie z pluszu;

Nie umyje sobie uszu;

Klocków Lego nie pozbiera;

Nie wyłączy komputera;


Dzień przeleży na tapczanie -

Wszystko dzisiaj robi na „nie”.

Jaś jest leniem. Ani słowa.

Kogo gorszy bajka owa;


Kogo martwi byle jaki

Los takiego rozrabiaki,

Ten już dzisiaj, zanim zaśnie,

Niech sam siebie spyta właśnie,


Czy przypadkiem się nie wciela

W rozrabiakę. Co niedziela.




























O krasnalu z całkiem innej bajki



Jak fałszywe głoszą plotki,

W starej szafie mojej Ciotki

Już od siedmiu lat bez mała

Mieszka krasnal Hałabała.


Czemu siedmiu? Któż to zgadnie?

Dość, że krasnal leży na dnie,

Układając, zanim zaśnie,

Co dzień inne, dziwne baśnie.


Z wiecznym piórem w dłoniach obu

Szuka drogi i sposobu,

By w maluchach i maluszkach

Otworzyły się serduszka;


By raz jeszcze słuchać chciały

Dawnych baśni Hałabały.

Oj! Nie bywa sprawą łatwą

Świat otwierać swój przed dziatwą!


Poznał krasnal smak niewiary

W śpiewy syren, wróżek czary,

W dobrych zbójów, złych rycerzy,

W to, co spisał i, co przeżył.


Krasnoludki cierpią bardzo,

Kiedy dzieci nimi gardzą,

Zatem cierpiąc niesłychanie

(Co ma stać się, niech się stanie!),


Postanowił Hałabała

Siedem temu lat bez mała,

Wziąwszy pióro w dłonie obie,

Ową bajkę zmyślić sobie...


Lecz czy można wierzyć właśnie

W tym podobne, dziwne baśnie?













Parada gwiazd



Czy to było, czy nie było,

Czy to tylko nam się śniło:

Pewnej nocy uroczyście,

Przy potężnych braw asyście


Ogłoszono w całym świecie

Gwiazd tysiąca milion-lecie.

Już świętować rozpoczęto,

Za Syriusza więc zachętą


Ułożono plan nie lada:

- Musi odbyć się parada!

Jak przystało na Jowisza,

Jowisz krzyknął: - Ma być cisza,


Kiedy będzie grała marsza

Gwiazda z wszystkich gwiazd najstarsza!

Uran cicho rzekł: - Saturnie!

Dziś świętować mamy górnie,


Niech więc Saturn mi obieca,

Że zapłonie, niczym świeca.

Sprawmy wreszcie mocą własną,

Żeby nocą było jasno!


Ile gwiazd na firmamencie,

Tyle było ról przy święcie:

Chcąc wyglądać, jak generał,

Księżyc w mundur się ubierał,


Gdyż inaczej nie wypada

(Jak parada, to parada!).

Pluton świecił tak, jak zawsze;

Saturn światło dał jaskrawsze;


Cichy Uran błyszczał dumny

Z owej świetnej gwiazd kolumny,

Bowiem gwiazdki srebrnookie

Szły po niebie równym krokiem.


Księżyc tylko był nie w sosie:

- Nieporządek jest w kosmosie!

Gwiazdy wyszły na spacerek.

Tak wyglądać ma dwuszereg? -


Rzekł – i zaraz smacznie zasnął,

Obietnicę łamiąc własną.

Kto jednakże się nie zdrzemnął,

Ten już wie, że nocą ciemną


Wyglądały, jak iskierki

Wszystkie owe fajerwerki.

Gwiazdki bowiem, jak to gwiazdki,

Migotliwe sieją blaski:


Najpierw świecą – potem giną

Z nadzwyczajną dyscypliną.

Wczesny ranek zatarł ślady

Całej hucznej ich parady


I pośrodku mej planety

Już nie widać ich, niestety...








































Mysie smutki



Dnia pewnego mała myszka

Zapragnęła mieć braciszka:

- Żeby kochał mnie, jak siostrę;

Ząbki miał, jak szpilki, ostre,


A serduszko miał ze złota;

By się nie bał wcale kota,

Zachowując minę krzepką

Wbrew pościgom i zaczepkom.


Tłumaczyła mama mysia:

- Jak wiadomo nie od dzisiaj -

Przedsięwzięciem jest niełatwym

Wychowanie takiej dziatwy.


Ani ganek, ani stryszek

Nie pomieszczą więcej myszek.

Myszka jednak (któż tam zgadnie,

Co chowała w sercu na dnie...),


Mnożąc owe: „by” i „żeby”,

Wyliczała swe potrzeby.

Wiem, że wierszyk był za krótki,

By wyrazić mysie smutki.


Mysich cierpień nie zrozumie,

Kto zrozumieć ich nie umie,

Bo, kto tęskni sercem całym

Za prawdziwym ideałem,


Ten do niego – moim zdaniem -

Nigdy tęsknić nie przestanie.


















Zapłakany krasnoludek



- Proszę Pani! Proszę Pani!

Świat jest dziwny niesłychanie:

Krasnal trzyma dłoń na skroni;

Wieczne pióro trzyma w dłoni;


Z łezką w oku, minką rzewną

Patrzy na nas i na pewno

Pisze bardzo smutne baśnie:

O Księżycu, który gaśnie;


Kwiatku, który nie dojrzewa;

O słowiku, co nie śpiewa

I o strasznie gorzkim smutku

Zapłakanych krasnoludków.


- Proszę Pani! Proszę Pani!

Gdy ktoś kogoś bardzo zrani,

To jest na to jedna rada:

Rękę podać Mu wypada,


By nie płakał dłużej skrycie.

Może Wy Go pocieszycie?




























Kto zobaczy krasnoludka?



Z krasnoludkiem sprawa krótka:

Nie zobaczy krasnoludka,

Kto z radością sam nie wkroczy

W pięknych bajek świat uroczy,


Gdzie topnieją wszystkie żale,

Przyjaciółmi są krasnale;

Gdzie Dratewka szewczyk łatwo

Pokonuje smoka dratwą


I, gdzie mądrość jest ukryta.

Ten, kto bajki nie przeczyta,

Nie uwierzy potem pewno,

Że ropucha jest królewną,


Która w żabę jest zaklęta,

Lecz, jak mówi bajki pointa

I, jak sami o tym wiecie -

Krasnoludki są na świecie.































Dlaczego Jaś nie napisał rozprawki?




Choć dotychczas w całej klasie

Nikt wytrzymać nie mógł z Jasiem,

Taka spadła nań dziś chłosta,

Że jej chyba Jaś nie sprosta:


Odpowiedzieć ma (o rety!),

Jakie szkoły są zalety.

Jasio myśli. Jasio duma;

Czas się ciągnie, niczym guma.


Sądną zda się owa chwila,

Bo, choć chłopiec się wysila,

Ciągle nie wie wszak – niestety,

Jakie szkoła ma zalety.


Trudne uczniów są, zaiste,

Drogi życia wyboiste.

Nie chcąc chłopcu bardziej dopiec

Trzeba tylko rzec, że chłopiec -


- Reprezentant szkolnej ławki -

Nie napisze tej rozprawki.

Z jakich przyczyn? Mówiąc ściśle,

Do tej pory nad tym myślę...

























O szkodliwości ściągania



Nikt z nas tego nie ogarnie,

Jakie przeżył Jaś męczarnie;

Jak uprzykrzył szkolne życie

Urwisowi nauczyciel,


Zdobiąc znakiem zapytania

Cały tekst wypracowania:

Niech odpowie Jaś przy klasie,

Kto napisał je przed Jasiem!


To dopiero katastrofa -

Pracę ściągnął od Krzysztofa

(Dwóch autorów – jedna praca:

Ściągać już się nie opłaca)!


Udręk Jasia w owej chwili

Nie wyrazi – moi mili -

Najsmutniejsza wiersza strofa.

Wszystko! Wszystko przez Krzysztofa!


Kogo gorszą niecne sprawki

Dwóch autorów tej rozprawki,

Ten zaufać może święcie

Takiej oto wiersza poincie:


Prysnąć musi blefów magia,

Gdy się jawnym staje plagiat.























Lekcja historii




W mądrość Jasia wierząc skrycie,

Pytał chłopca nauczyciel

O powstańców polskich liczne

Wpływy ideologiczne.


Cisza. Rozpacz. Pustka w głowie.

Więcej zgoła nic, albowiem

Pozbawionym wszelkiej wiedzy

Nie pomogą i koledzy.


Czasem tylko dusza załka -

Lecz nie chłopca, a Marszałka.

Marszczy belfer brwi okropnie.

Gdybyż pytał nie na stopnie(!),


Albo gdyby tak dokoła

W inny wymiar weszła szkoła

(W jakiś karbon, czy eocen),

Rezygnując z wszelkich ocen...


Chwila chłopcu wieczną zda się;

Chichot się rozlega w klasie,

Lecz, choć trudno – moi mili -

O powagę w takiej chwili,


To przyniesie Jaś ze szkoły

Nastrój zgoła niewesoły:

Dziś w dzienniczku będzie lufa.

Tylko belfer ciągle ufa


W męstwo chłopów i żołnierzy.

Może Jasio też uwierzy?

















Kocie wykręty



Dnia pewnego mały kotek

Połknął wiersza dziesięć zwrotek.

Autor brodę rwał z rozpaczy:

- Powiedz, kocie, co to znaczy,


Bowiem wierszyk jest za krótki.

To łakomstwa twego skutki!

Moja twórczość – owoc ducha -

Tkwi we wnętrzu twego brzucha!


Zginął, przepadł geniusz twórczy,

Bo ci – kocie – w brzuchu burczy!

Kot z uśmiechem odrzekł słodkim:

- Co się tyczy wiersza zwrotki,


To jej walor literacki

Doskonalszy był, niż placki.

Smakowały mi okrutnie

Rymy, pointa i przerzutnie,


Zaś poznawszy myśli głębię -

Doświadczyłem miodu w gębie.

Kto się nie zna na poezji,

Za nic w świecie wiersza nie zje...


























O tym, jak skrzat ukrócił gołębie plotki



Od około lat piętnastu

W starej szopie, pośród chwastów

Uprawianych ku ozdobie

Krasnoludek mieszkał sobie.


Krasnal dobre miał serduszko,

Jeden grosik pod poduszką,

Lecz – przez głupie ptasie plotki -

Jego żywot nie był słodki,


Gołąb bowiem – chociaż siwy -

Był krasnalom nieżyczliwy.

Często, w swoim złym zapale

Krzyczał, że ich nie ma wcale,


Lub (nie wiedzieć skąd i po co),

Że rzucają czary nocą.

Cóż poradzić? Krasnoludek

Odpowiadał bez ogródek,


Że jedynie Baba Jaga

Przed czarami się nie wzdraga.

Dnia pewnego w leśnej chatce

Małych dzieci cnej gromadce


Krasnal owe plotki właśnie

Porozgłaszał... jako baśnie.

Teraz sami rozumiecie,

Jak rozeszły się po świecie...


Nie opowie wiersza zwrotka,

Jak się złościł gołąb – plotkarz,

Lecz, że wpadł we własne sidła,

Zazdrość odtąd mu obrzydła.


W taki oto sposób właśnie

Skrzat ukrócił wszystkie waśnie.

Zmartwień teraz nie ma wcale,

A – ponieważ jest krasnalem -


Nie zważając na pogłoski,

Żywot może wieść beztroski.








O ćmie zazdrośnicy



Gdy nastała gwarna wiosna,

Ćma – o wygląd swój zazdrosna -

Taką krewnym dała radę:

- Nie ma to, jak być owadem!


Ja na przykład chwalę sobie,

Że mam skrzydła ku ozdobie,

Bystre czułki, zdobne blaszki -

Nie, jak świerszcze, albo ważki.


Zresztą, wcale się nie silę,

By być taką, jak motyle.

Na te słowa dwa motylki,

Nie czekając ani chwilki,


Wzięły pędzle i na skrzydłach

Umieściły malowidła.

Od tej pory zazdrośnica

Już się sobą nie zachwyca,


Bowiem ważki i motyle

Mają w sobie wdzięku tyle,

Że aż ćmom odbiera mowę -

Tak są całe kolorowe.


























Zegar Jasia



Mały Jasio – ancymonek

Śpi beztrosko cały dzionek,

Lecz – choć sen oznacza: zdrowie,

Śpi „beztrosko” w cudzysłowie.


Ciąży jaś Mu i kołderka;

To w zegara stronę zerka,

To fantazja Jego bystra

Ciapów sięga i tornistra,


To znów (jakaż jej potęga!)

Ku wyprawce szkolnej sięga,

Aż Jasiowi prawdą zda się,

Że klasówkę pisze w klasie.


Ten, kto w końcu Mu pokaże

Siedemnastą na zegarze,

Sprawi wszakże (nie do wiary!),

Że się skończą te wagary:


Wstanie raźnie, jak skowronek

Rozespany ancymonek

I ku szkole wnet pobieży.

Kto chce wierzyć, niechaj wierzy...


























Szkolna dezercja



Ten, kto wierszyk ów przeczyta,

Lepiej Jasia niech nie pyta,

Jakie chłopiec miał zamiary,

Inicjując te wagary...


Bo, choć przyczyn było kilka,

Dziś po prostu spotkał wilka.

Cóż! Niekiedy los złowrogi

Zsyła na nas czworonogi.


Jasio drapie się za uchem

(Był od zawsze przecież zuchem)

I, choć widzi, co się święci,

To uciekać nie ma chęci.


Patrzy twardo w oczy bestii;

Nie ulega żadnej kwestii:

Śmiercią skończy się wyprawa.

Kogo lękiem nie napawa


Taki widok – taka chwilka,

Ten nie widział nigdy wilka:

Ostre zęby i pazurki,

Brzuch, łaknący mysiej skórki,


Wąsy straszne wokół pyska.

Gdy to ujrzał dzieciak z bliska,

Czmychnął, o nic nie pytając.

Jak dezerter? Nie. Jak zając.


Tak się skończył cały wyczyn,

Choć nie wiemy, z jakich przyczyn,

Widząc w ZOO okaz wilczy,

Do tej pory Jasio milczy.















Bajka dla Jasia



Czy Wy wiecie, że krasnale

S ł u s z n e mają do nas żale:

- Że chodzimy na wagary...

- Wygłupiamy się bez miary...


- Że nas wcale nie obchodzi

Żaden szkolny rozkład godzin...

- Że w ogóle nie słuchamy

Ani Taty, ani Mamy...?


Trzeba zatem – moi mili -

Nie zwlekając ani chwili,

Solidarnie, całą grupą,

Dość – powiedzieć – tym wygłupom!


Niech najpóźniej wczesną wiosną

Mądrzy ludzie z nas wyrosną!

Niechaj ujrzą kransoludki,

Starań naszych dobre skutki;


Win wybaczą naszych wiele

I, jak dobrzy przyjaciele -

Miast się gniewać nie na żarty -

Znów na bajek wrócą karty...


























Podwórkowa przygoda



Pies to zwierzę, które szczeka,

Tudzież warczy na człowieka.

Bryś jest dumą swego pana.

Z tej przyczyny już od rana


Siedzi w budzie całej z desek

I, jak żaden inny piesek

Zasługuje na pieszczoty.

Dobrze jednak wiemy o tym,


Że gdy spotka Bryś intruza,

Zmięknie intruz, jak meduza

I bez wiedzy gospodarzy

Więcej przyjść się nie odważy.


Bryś spod oka na nas zerka.

Gdyby spojrzał do lusterka

Takim wzrokiem, to zwierciadło

Wnet by w drzazgi się rozpadło.


Chociaż dziś jest na łańcuchu,

Ja się boję i w bezruchu

Marzę o tym, żeby psisko

Nie podeszło do mnie blisko.


Choć intencje miałem czyste,

Nawet własny swój tornister

Oddam temu, kto pogłaszcze

Półotwartą Brysia paszczę.





















Androny Jasia



Jaś jest dzisiaj zamyślony -

Pochłaniają Go androny.

Jaś rozmyśla i się biedzi,

Poszukując odpowiedzi:


- Co w rosole robią oka?

- Czemu zapiać nie chce kwoka?

- Ile godzin liczy sjesta?

- Czemu kot się drapać przestał?


Chociaż rozum mówić zda się:

- Zejść na ziemię czas, głuptasie (!),

To Jasiowi się udziela

Los każdego myśliciela.


Dłubie w nosie (co za strata!);

Właśnie stygnie Mu herbata.

Tak wyglądać musi właśnie

Śpiący rycerz, kiedy zaśnie.


I, choć czasem już się zdaje,

Że odmienia obyczaje,

Nim dokończę wiersza strofę,

Jaś zostanie filozofem.


























Zimowa kołysanka



Mroźnej zimy biel urocza

Ślad zostawia na warkoczach.

Rozpędzone, miękkie sanie

Wiozą dzisiaj małą Anię


Do krainy dawnych baśni.

Noc Jej szepce: „Tylko zaśnij!”

Jakże jednak zasnąć Ani,

Gdy rycerze malowani


W gęstym śniegu przycupnęli,

Cali w blasku – cali w bieli?

Suną sanie; pędzą konie;

Serce dziwnie w Ani płonie.


Co ma stać się – niech się stanie!

Rozpędzone suną sanie -

Nim na niebie gwiazdka zgaśnie,

Wpadną dzisiaj między baśnie.


Po to bowiem Pani zima

Twarz przybrała białą mima,

By dziewczynka owa mała

Choć na chwilę zapomniała,

Że to bajka tylko właśnie...

























Wiosenny wierszyk



Sprzeczała się róża z kaczeńcem i makiem

(Bo z nimi urody nie była jednakiej),

Kto piękniej zakwita; kto mocniej urzeka;

Kto sobą najbardziej zachwyca człowieka.


Kto piękniej rozkwita? Ja nie wiem. Wy wiecie?

Nie. Tego na pewno nikt nie wie na świecie.

Czy, zamiast wybierać zdobniejszych w tym gronie,

Nie lepiej podziwiać ich barwy i wonie?


Lecz przecież najmilszą ze wszystkich artystek

Jest wiosna, a wiosną – biedronka i listek.

Biegnijmy więc wiosną na pola i łąki,

By szczęście odnaleźć, jak uśmiech biedronki!




































W obronie dobrego imienia bociana



Proszę Państwa! Powiem szczerze:

Ja w ogóle w to nie wierzę.

Bocian wrzuca za pazuchy

Myszy, żaby i ropuchy?


Wie, kto wiersze moje czyta,

Że to bujda całkowita!

Jeśli jednak – trudna rada -

Bocian za to odpowiada,


Niechaj winę udowodni

Inny świadek owej zbrodni,

Nie zaś psotne te głuptasy:

Jaś i Krzysio z naszej klasy...




































Sen Jasia



Zasnął Jasio. Jego dusza

Jest w ramionach Morfeusza.

Jakby jakaś siła obca

Przemieniła życie chłopca


I nastała wokół Jasia

Cisza, niby makiem zasiał.

Mądrym chłopcem Jaś jest zgoła;

Śnią się lekcje Mu i szkoła.


W owej szkole On wszelako

Już nie będzie rozrabiaką:

Już nie nazwie gęsią Zosi;

Za wygłupy swe przeprosi


(Marzył zgoła o tym skrycie

Zatroskany nauczyciel).

Doczekają – moi drodzy -

Zachwyceni pedagodzy,


Że – błysnąwszy intelektem -

Pochwał stanie się obiektem

Ów – powiedzieć nic nie wzbrania -

Wzór dobrego wychowania.


Pewnie macie (Cóż! Niestety...)

Taki zarzut do poety,

Że się dzisiaj nazbyt łudzi?

Cii! Niech Jasia nikt nie budzi...





















Wróbelek



Wróbel – żwawy, jak iskierka,

Na gałęzi siedząc świerka

Piosnkę śpiewa głosem wielkim:

Nie ma! Nie ma, jak wróbelki!


Nie ma! Nie ma to, jak wiosna!

Któż na śpiewie mym się pozna?

Przystanąłem. Słucham ptaszka.

Taki koncert - to nie fraszka.


By wyśpiewać tak libretto,

Trzeba zgoła być poetą!

Co za słodycz w ptasim alcie!

Chwalcie wiosnę! Wiosnę chwalcie!”


Niesie radość i zachwyca;

Brzmi, jak ptasia obietnica,

Że zaśpiewa jeszcze głośniej -

Jeszcze wdzięczniej i radośniej!






























Przeziębiony bałwanek



Rzekł do siebie raz bałwanek:

- Dość mam takich niespodzianek!

Nie wytrzymam! Daję słowo!

Czuję zgoła się niezdrowo,


Zaś największa moja troska

Ma na imię: katar z noska.

Chociaż nosek mam z marchewki,

Leje mi się, jak z konewki.


Nieciekawy los w ogóle

Czeka moje śnieżne kule,

Sądząc bowiem po kałuży,

Słońce wcale mi nie służy.


Słońce na to tak odrzekło:

- To dopiero mi dopiekło!

Kto na zdrowie chucha, dmucha,

Ten wygląda na zmarźlucha.


Jeśli zatem – drodzy moi -

Tak bałwanka niepokoi

Poziom rtęci w termometrze,

Niech od dzisiaj chodzi w swetrze.


























Bajka nieprawdziwa



Po złotej, słonecznej polanie

Obłoki sunęły, jak sanie -

Niedbale, przeciągle, ospale.

W obłokach mieszkali krasnale.


Cieszyli się latem i tęczą,

Muchami, co nudzą i brzęczą.

Zarazem – na co dzień i w ferie -

Czynili okropne brewerie:


- Po złotych promykach się pięli;

- Rozgrzani w słonecznej kąpieli

Robili wśród chmur fikołajki;

- Kpiąc sobie z poety i z bajki,


Jak wróble sfruwali na ziemię.

Dziwili się temu, że drzemię.

Na koniec Wam powiem nieszczerze

(Bo w to, co widziałem, nie wierzę),


Że – chociaż na drzemkę za wcześnie -

Ja przecież spotkałem je we śnie.

Naprawdę.



























O kurzej dumie



Najdumniejsza w świecie kura

Szczerozłote nosi pióra.

Wierna kurzej swej naturze

Dzielnie znosi jaja kurze;


To pazurem w piachu grzebie,

To ogląda się za siebie,

Przekrzywiając łepek kurzy.

Czas jej nigdy się nie dłuży,


Żyje bowiem każdą chwilką -

Dumna, że jest kurą tylko.





































Uśmiechy dzieciństwa



Dziś Jasiowi się udziela

Los każdego marzyciela:

Marzy o tym, że już wkrótce,

W kolorowej płynąc łódce


I uroki chłonąc lata,

Zwiedzi wszystkie strony świata;

Że zostaną za Nim zgoła

Książki, lekcje, dzwonki, szkoła -


Wszystko, co jak szkolna włócznia

Drążyć zwykło serce ucznia;

Że zakończy raz ostatni

Dzień, jak co dzień w szkolnej szatni


I od książek Go oderwie

Wytęskniony miesiąc czerwiec!

Czegóż będzie trzeba więcej

Duszy czystej i dziecięcej?


Gdy pod niebo Go uniesie

To, co smakiem życia zwie się,

Niechaj chłopcu siły doda

Wakacyjna ta przygoda!


... Bo, jak wiecie, pora letnia

Serca dzieci uszlachetnia!






















Bajka – nie bajka



Wszystko będzie bajką tylko

(Wymyśliłem to przed chwilką).

Płoć w imieniu każdej płotki

Wychwalała strumyk słodki,


Taki morał prawiąc musze:

- Ja bez wody się uduszę!

Kot jej odrzekł: - Proszę płoci!

Pani tylko o wilgoci.


Wilgoć słona, ani słodka

Nie nadaje się dla kotka.

Mucha z miną rodem z piekła

Na te słowa tak odrzekła:


- By się lepiej żyło światu,

Na to trzeba temperatur.

Ja na przykład w chłodnym stawie

Nigdy długo nie zabawię.


Wolę słuchać świerszcza skrzypiec.

Nie ma! Nie ma to, jak lipiec!

Wtem od ucha aż do ucha

Uśmiechnęła się ropucha:


- Najpiękniejsze, jak się zdaje,

Są nie lipce, ale maje.

Muchy tylko w głowie mącą -

W lipcu bywa za gorąco!


Mucha z brzękiem rzekła gniewnym:

- Maj miesiącem jest niepewnym!

Znam się na tym, jakem mucha.

Niech ropuchy nikt nie słucha!


W taki oto sposób kłótnie

Wieść ze sobą mogą butnie -

Jak powiada bajki pointa -

Muchy, żaby i zwierzęta...









O nieposłusznym krasnoludku



Powiem o tym bez ogródek:

Źle postąpił krasnoludek,

Wyruszając bez opieki

W świat nieznany i daleki


I kupując dla przechwałki

Zimnych lodów cztery gałki.

Długo leczył wątłe ciało;

Głos Mu całkiem odebrało.


Gdy lekarza prosił szeptem

O ratunek i receptę,

Doktor – niedźwiedź z plastrem w łapie

Taką zlecił Mu terapię:


- Krasnal ma się napić miodu!

Ma nie lizać więcej lodów!

Ma przez tydzień, co dzień w kółko

Pić to samo gorzkie ziółko!


Nie wychodzić na powietrze,

Lub wychodzić, ale w swetrze!

... Nie wiadomo, z jakich racji

Krasnal dosyć miał kuracji,


Nie chciał ziółek pić na raty,

Lecz wybierał się w zaświaty,

O czym tatę oraz mamę

Zawiadamiał telegramem:


- Mamo! Tato! Chyba zginę!

Jestem chory na anginę!

Czuję w gardle dziwne kłucie.

Wieść rozeszła się po drucie,


Wywołując – nie bez racji -

Owoc smutku i sensacji.

Tak mówili po miesiącu

Tata z mamą: - Mały brzdącu!


Upragnione swe wakacje

Przeleżałeś jako pacjent.

Niech to zatem, w samej rzeczy

I z łakomstwa Cię wyleczy...
















O wytrwałej Krysi



Rysowała Krysia pieska -

Jedna kreska, druga kreska;

Wyszedł Krysi zamiast Burka

Jakiś kotek, czy wiewiórka.


Tata z Krysi się natrząsa:

Trzeba kotu dodać wąsa,

Łapki dłuższe, brzuszek gładszy -

Wilczur wyjdzie, jak się patrzy.


Rysowała Krysia wilka.

- Jeszcze, Tato, tylko chwilka.

- Co tam wyszło? - Trudno orzec.

Chyba, Tato, nosorożec


(Chociaż Tata drwi okropnie,

Krysia dzisiaj swego dopnie).

Rysowała, jak umiała,

Cały długi dzień bez mała,


Aż na koniec (ani słówka!)

Wyszedł Krysi spod ołówka,

Jak powiada bajki pointa,

Pies... i nawet trzy szczenięta.


























O ukrytym trollu



Jaś nie wierzy w krasnoludki.

Powyższego zgubnym skutkiem

Jest nadzwyczaj ciężka dola

Ukrytego przed Nim trolla.


Już przekonać ma nadzieję,

Że pomaga, że istnieje,

Kiedy Jasio... Cóż, no właśnie:

Jaś nie wierzy w takie baśnie.


Choć nikt nie wie, jak i po co,

Troll się stara dniem i nocą:

Zmywa, sprząta, dopomaga...

On zaś mówi, że to blaga.


... Wrócił Jasio dziś, jak co dnia

Ze spaceru w brudnych spodniach.

Wieczorową, późną porą

Już się same nie wypiorą.


Któż uwierzy, że o świcie

Ktoś je wyprał znakomicie?

Chodzi, myśli dzionek cały -

Czyżby same się wyprały?


























Skąd się bierze miód?



Nikt nie widział dotąd jeszcze,

Żeby cukier padał z deszczem.

Kiedy zatem wreszcie spadł,

Każdy mówił, że to grad.


Słód się sypał na ulice;

W krąg trzaskały okiennice

I przelewał się przez rynny

Słodki napój miodopłynny.


Tylko jeden mały skrzat

Deszczu napił się... i zgadł.

Słodki deszczyk! Co za gratka!

Że okazja była rzadka,


Nie przegapił jej, bo gdzieżby?

Zaraz gruszkę zerwał z wierzby;

Ścisnął w dłoniach, zmiął i zgniótł -

I stąd właśnie wziął się miód...































Sposób na buty



Chodzi Jasio dziś, jak struty,

Bo choć ładne nosił buty,

Z butów przecież się wyrasta.

Nie pomoże tutaj pasta.


Jeden Jasio przewiduje,

Że kto bucik wypucuje,

Ten od razu – bez boleści -

Stopę wciśnie weń i zmieści.


... Kto się przyjrzy entuzjaście,

Ujrzy nosek cały w paście,

Czarne spodnie i – niestety -

Czarny krawat i skarpety


(Ponoć właśnie tak się zdarza

W twardym życiu kominiarza...).

Taki zapał – to nie żarty,

Lecz, choć chłopiec jest uparty,


Szkoda przecież nieboraka.

Kto by nad Nim nie zapłakał,

Temu zgoła nic nie mówi

Na mankietach pasta Buwi...


Choć o trudu tego skutki

Trudno winić krasnoludki;

Choć, jak mówi całe miasto,

Tak się - biedny - upstrzył pastą,


Że aż teraz ledwo żyje,

But jak pił, tak nadal pije...

















Jesień



Przechadzała się po lesie

Zabłocona Pani Jesień.

Parasolka i kalosze

Przemakały Jej po trosze.


Obudziła się o świcie

Cała w pąsach i w zachwycie:

- Czuję zapach świeżych liści.

Może wiosna mi się ziści?


... Lecz lunęło i zagrzmiało;

Burza przyszła, jakich mało.

Sino. Buro. Mroczno. Dżdżyście.

Poszarzały nawet liście.


Nic już teraz nie odmieni

Barwy świata i Jesieni.

... Upłynęła czasu rzeka,

A tu Jesień wiosny czeka!


Pośród wichrów i zawiei

Jesień, wierna swej nadziei,

Niezrażona nawet deszczem

Spaceruje ciągle jeszcze...


























Niespodzianka



Wiele dzieje się, jak wiecie,

Bardzo dziwnych spraw na świecie,

Bo – na przykład – tego właśnie,

Że na warcie żołnierz zaśnie;


Że półnutki, jak wróbelki

Zaśpiewają głosem wielkim,

Czy, że małpa spadnie z drzewa -

Nikt się wcale nie spodziewa.


Ciągnąc dalej – tego jeszcze,

Że cukierki spadną z deszczem

(A do tego takie słodkie,

Jak najsłodsza w świecie rzodkiew!);


Że na przykład ja – w Sylwestra

Zagram dzieciom, jak orkiestra,

Albo może i zaśpiewam -

Sam się także nie spodziewam.


Niech się zatem nikt nie dziwi,

Że słodziutki, niczym kiwi

(Z miną tęgą i nielichą

I tak bardzo, bardzo cicho,


Że aż słychać ową ciszę)

Jaś dyktando w szkole pisze...























Ile piękna jest na świecie...



Gdy obwieści radio światu

Znaczny przyrost temperatur;

Gdy wybuchnie w sercu wiosna,

Każde z dzieci ją rozpozna:


- Po słoneczku - jasnym takim;

- Że zakwitną w polu maki;

- I, że rzeki lodem skute

Spławne staną się w minutę.


Gdy w ogródku wonny jaśmin

Przyodzieje się jak w baśni,

Zobaczymy - właśnie wiosną,

Jak nam wszystkim serca rosną!


Wtedy – z mocnym serca biciem -

Przekonamy się w zachwycie,

Ile piękna jest na świecie.

Chyba, dzieci, o tym wiecie?































Rozmarzony Jasio



Śnieg – to małe, białe płatki

Niby cukier do herbatki.

Tafla lodu to zwierciadło,

Które dzieciom z nieba spadło;


Biel zaś kolor ma pościeli.

Gdybym zasnął w takiej bieli,

To obudziłbym się rankiem

Już nie Jasiem, a bałwankiem


Z miotłą w ręku, minką gniewną,

Bo zobaczyłbym na pewno,

Jak się Tata na mnie zżyma.

A wszystkiemu winna zima...




































O lekkomyślnej królewnie



Za górami, w ciemnym borze

Król krasnali mieszkał może,

Może książę i królewna -

Rzecz jednakże jest niepewna


(Kryje zresztą w sobie dziwy

Każdy wierszyk nieprawdziwy).

Rzecz to nie jest do pojęcia,

By królewna – żona księcia


Pogubiła buty w rzece.

Stąd nie dziwmy się dalece,

Że krasnale – leśne grajki

Obwieściły koniec bajki.


Cóż poradzić? Nikt nie zgadnie,

Gdzie też bucik leży na dnie...

Komu buty fale niosą,

Ten po świecie chodzi boso.


Wtedy właśnie król krasnali

Nad królewną się użalił:

Westchnął razy pięć i zaraz

Lewy bucik się odnalazł;


Ziewnął cicho dla zabawy

I odnalazł bucik prawy.

Wiedzą bowiem krasnoludki,

Gdzie się mogą podziać butki.


By uczynić prawdzie zadość,

Powiem: wielka była radość

W sercu księcia i we dworze.

Tu się bajka skończyć może.


W tym jest każdej bajki siła,

Że się dobrze zakończyła.













Rozśpiewane przedszkolaki



Rozśpiewane przedszkolaki

Ułożyły wierszyk taki:

Nasza Pani tra la la la

Już nam śpiewać nie pozwala.


Dyna dyna ole ole

Pani mówi, że przedszkole

To nie jarmark (koniec świata!)

Ra ta ta ta ra ta ta ta.


A my na to pampa rampa -

Jeszcze chociaż tylko samba!

Zaśpiewajmy esta esta

I po sambie będzie sjesta.


Przecież cisza hopsa hopsa

Może znudzić nawet Mopsa.

... Pani tego je je je je

Nie chce słuchać i się śmieje,


Tak Jej bowiem uszy puchną,

Że o mało nie wybuchną.

Bęc.



























O tym, co wymyślił Jasio



Liczył Jasio drzewa w lesie

Cały lipiec, cały wrzesień.

Liczył długo i wytrwale.

Nikt nie widział tego, ale -


Ku zdumieniu innych osób -

Zliczył wszystkie w dziwny sposób.

- Niech się na mnie Jaś nie gniewa,

Lecz, przepraszam, jakie drzewa:


Buki, dęby, czy modrzewie?

... On, niestety, tego nie wie.

Nie rozpoznał jeszcze zgoła

Sensu pracy w pocie czoła.


W życiu bowiem – nie bez przyczyn -

Trzeba wiedzieć, co się liczy...

































O mądrym Jasiu



Żadnej nie ma na to rady -

Jaś nie lubi czekolady.

Jada wszystko: zupę z pora,

Ryż, marchewkę, kalafiora.


Spożyć może bez obawy

Wszelkie dania i potrawy,

Czekolady zaś – jak wiecie -

Nie zje Jasio za nic w świecie,


Choćby wziąć Go we dwa kije.

Wobec tego Jaś nie tyje;

Zdrowe ząbki ma i brzuszek,

I nie martwi się o tuszę.


Gdy się czasem przed Nim kładzie

Pyszne wafle w czekoladzie,

On się tylko z tego śmieje.

Z tej przyczyny mam nadzieję,


Choć jest na to szansa nikła,

Że weźmiecie z Niego przykład.




























Przepis na jabłka



W restauracji w mieście Jaśle

Jabłka smaży się na maśle

I dodaje – moi mili -

Soli, pieprzu oraz chili;


W garnku się układa w kulki

Obok grzybków i cebulki;

Razem parzy je na wrzątku,

Po czym smaży od początku.


Gdy się kładzie na półmiski

Owe lobo i elizki,

Wszyscy robią kwaśne miny

Na te kpiny z witaminy...




































O skrusze Jasia...



Choć sądzono Go pochopnie,

Jaś poprawił w szkole stopnie.

Tak należy. To się chwali.

Dobrze Państwo przeczytali:


Zmienił swoje zachowanie

(Można teraz ręczyć za nie!),

I nikogo od miesiąca

Z równowagi nie wytrąca


Żaden szkolny figiel chłopca.

Błazenada jest Mu obca -

Nikt zamącić się nie waży

Ciszy szkolnych korytarzy


I ucichły w całej szkole

Figle, harce i swawole.

Wszystkim, których niepokoi

Owoc Jasia metanoi,


Dedykować tedy muszę

Taki oto wiersz o skrusze...




























Wakacyjne marzenie



Jeszcze przyjdą, jak się zdaje

Takie lipce, takie maje,

Kiedy dzielnej zagra duszy

Szum indiańskich pióropuszy.


W kraju przygód czarnoksięskich

Boje ziszczą się i klęski,

Których nigdy nie wybaczą

Biali Siuksom i Apaczom.


... I choć straszne wojen tryby

Toczyć będą się na niby,

Niechaj z oczu łzy wyciska

Dym, co ściele się z ogniska.


Nim przeminie i opadnie

Gdzieś głęboko w sercu – na dnie,

Chwila wspomnień przed kolacją

Pełny nada sens wakacjom...































Kocie refleksje



Jaś od środy aż do wtorku

Przechowywał kota w worku.

Trzeba przyznać to otwarcie:

Kot nie poznał się na żarcie.


Pewno pojąć nie był w stanie,

Że za takim zachowaniem

Przemawiało dobro kocie.

Jedno wszakże pojął w locie:


Jaś jest w sposób oczywisty

Antywzorem humanisty!

... Parzy chłopca, jak pokrzywa

Ta ocena nieprawdziwa.


Wszak przez wzgląd na dzikie wrzaski

Dawał kotu dowód łaski:

Czyniąc psotę mniej okrutną,

Czule głaskał go przez płótno...


Cóż! Jak mówi bajki pointa,

Kto posiadać chce zwierzęta

Żywe, zdrowe, nie kalekie,

Niechaj staje się człowiekiem!


























O owadzim sporze i pszczole - rozjemcy



Rzekł raz truteń: - Trudna rada!

Jestem wzorem cnót owada:

Mam kużuszek w barwach tęczy;

Piękniej w ulu nikt nie brzęczy


I nie buczy absolutnie!

Mucha na to rzekła butnie:

- Ten, co chwali się co chwila;

Kwiatków wcale nie zapyla;


Nie zarabia sam na życie,

Ten się leni pospolicie!

Żaden truteń – stwierdzić muszę -

Nie dorówna nigdy musze!


Na to wszystko rzekła pszczoła:

- Rozejrzyjmy się dokoła -

Zasługuje na pochwały,

Kto pracuje dzionek cały.


Kogo zatem nie zachwyca

Zwykła pszczoła – robotnica,

Ten w najświętszym nawet sporze

Żadnej racji mieć nie może.


Słów takiego darmozjada

Nawet słuchać nie wypada.























Marzenia poety



Kogóż czasem nie olśniewa

Pochyłego widok drzewa;

Szpaków, które gdzieś wysoko

Wieczny wiodą spór ze sroką?


To, że dla nas w ciemnym borze

Właśnie teraz – o tej porze

Niosą zapach przebogaty

W leśnym runie skryte kwiaty?


Dla nas rodzą się najszczersze,

Zwiastujące radość wiersze,

Kiedy wznoszą się ze świstem

Pieśni ptaków uroczyste.


Te krzyczące wniebogłosy

Szpaki, wróble, zięby, kosy

To są moi przyjaciele.

... Lecz, choć słodkie ptasie trele


Są jak wiersza strofy bratnie,

Słowa brzmią nieadekwatnie.

Zanurzony w ptasim gwarze,

Już nie piszę więcej. Marzę...


























Laurka dla Ciebie



Jakże piękne są laurki

Całe w kwiatki, kotki, chmurki,

Ptaszki, które gdzieś na niebie

Pokrzykują: Kocham Ciebie!


... Te przedszkolne i dziecięce,

Których oby jak najwięcej

Trafić mogło w ręce Matki -

Całe w chmurki, kotki, kwiatki.


Zachwycają i te zgoła

Pobazgrane w pocie czoła,

Wykonane niestarannie -

Te dla Ciebie i te dla mnie;


Te niemądre i te, które

Wykrzykują zgodnym chórem:

To dla Ciebie – bardzo proszę -

Tylko Ciebie w sercu noszę!


Najpiękniejsze są laurki

Te od wnuczka, synka, córki -

Te, od których serce bije

Moje, Twoje i niczyje.


























Bajka o dżemie



Kiedyś, bardzo dawno temu

Stał na szafie słoik dżemu.

Wytłumaczyć nie potrafię,

Czemu właśnie stał na szafie,


Skoro mógłby – w pewnym sensie -

Stać na przykład na kredensie.

Szafa stała w przedpokoju;

Słój – na szafie; dżem zaś – w słoju.


Nie odpowie wiersza zwrotka,

Kto do domu wpuścił kotka.

... Patrzy niemo kot Filutek

Na hultajstwa swego skutek:


Owe ostre, jak igiełka

Kolorowe, małe szkiełka...

- Któż powiedział – dumnie parska -

Że kolacja ma być jarska?































O głodnej lalce



Moja lalka, proszę Pana

Śpi spokojnie już od rana,

Zaś wieczorem, kiedy wstanie,

Zje arbuza na śniadanie


(Będzie smutno mi, jeżeli

Ze mną nim się nie podzieli).

Po obiedzie będą pączki,

Więc jej jeden dam do rączki.


Potem jeszcze danie trzecie,

Bo jest żywą lalką przecież:

Rusza rączką i powieką;

Bardzo lubi świeże mleko


(Trzeba sprawdzać, czy pielucha

Jest pod lalką całkiem sucha!).

Bardzo, bardzo jest kochana!

Bardziej od niej, proszę Pana


Lubię tylko słodkie wiśnie.

Kiedy z wiśni soczek pryśnie,

Lalka bluzkę mi wypierze.

... Pan nie wierzy? A ja wierzę!


























Szkolny samobój



Jaś się dzisiaj na nas boczy.

Gadać z chłopcem nie ma o czym,

Bowiem dzisiaj – z dziwnych przyczyn -

Jaś nie mówi, ale krzyczy:


- Jest to rzeczą niesłychaną,

Ile w szkole mi zadano!

Utrapiła dziecię szkoła...!

Nie wiadomo, czy podoła.


... Lecz, choć zajęć ma bez liku,

To uwagę chłopca przykuł

Styl ataku i obrony

Ulubionej Barcelony.


Chociaż dobrze jest, jak wiecie,

Mecz obejrzeć w Internecie,

Plącze mi się taka pointa:

- Niechaj Jasio zapamięta,


Że jutrzejsze jego dwóje

To są szkolne samobóje...




























Wzór (dla) Jasia



- ... Wiersz o Jasiu? Drodzy moi!

Czy ten Jasio ciągle broi,

Że zawitał między wiersze?

- Czas wyjaśnić, że: - Po pierwsze -


Niech się ze mną każdy zgodzi -

Nie o imię tutaj chodzi.

Kto rodziców swych nie słucha;

Kto rechoce, jak ropucha,


Gdy kolega nie potrafi

Znaleźć Chin na geografii;

Kto był w szkole raz ostatni

Pięć dni temu (ale w szatni)


I czaruje – czary mary,

Że to wcale nie wagary,

Ten jest w całej swojej krasie

Takim właśnie małym Jasiem.


Kto pomaga w domu mamie;

Nie przeklina i nie kłamie;

W szkole oraz na boisku

Umie dawać z siebie wszystko;


Kto, jak owa boża pszczółka

Słów nauczy się: gżegżółka,

Tętent, chutor i rzeżucha;

Kto od ucha aż do ucha


Bywa w szkole uśmiechnięty,

Tego właśnie – w ramach pointy -

Chciałbym w porę, czy nie w porę

Ustanowić Waszym wzorem.
















Dla przypomnienia



Rzekł Jacenty raz do Reksa:

- Z ciebie to jest taka beksa!

Choćbyś chodził razy szereg

Ze swym panem na spacerek,


Gdy zapomnę o tym czasem,

Zaraz szczekasz na mnie basem.

Odrzekł Reksio w ramach pointy:

- Szczekam basem, mój Jacenty,


By dotarło do Twych uszu,

Że nie jestem pieskiem z pluszu.






































Z listów do Świętego Mikołaja



Drogi Święty Mikołaju!

Przyjdź najwcześniej do mnie w maju!

Teraz zimno jest okropnie:

Pełne mrozu cztery stopnie;


Puch się sypie z nieba jakby...

Ja chcę z Tobą zagrać w rugby!

Wobec tego wierzę święcie,

Że mi lato dasz w prezencie.


Latem można przez pomyłkę

Do jeziora wrzucić piłkę;

Wspiąć na drzewo się po śliwki.

Lato pełne jest rozrywki!


Zima „nuda” ma na imię.

Czym się można zająć w zimie?

- Tort najwyżej zjeść i bezę.

Stawiam taką hipotezę:


- Już niedługo (co Ty na to?)

Upragnione przyjdzie lato.




























Senna nocka



Gdy krasnale – leśne duszki

Kładą głowy do poduszki

I niedźwiadek z plastrem w łapie

Utulony do snu chrapie,


Sen udziela się Anusi -

Ona także zasnąć musi.

Drzemią miasta już i wioski;

Drzemie cicho świat beztroski,


Zaś na cudne oczy Anki

Sen spędzają kołysanki.

... I choć nie wie Ania, po co

Księżyc czuwa ciemną nocą,


Przecież pokój pełen cieni

Tajemniczo Jej się mieni,

Niby nocy i Księżyca

Dziwna jakaś tajemnica.


Kto ją poznać zechce właśnie,

Ten na pewno już nie zaśnie -

Zamknie oczka i jedynie

W dal nieznaną gdzieś popłynie...


























Figlarny wietrzyk



Nikt tak pilnie się nie krząta;

Nie wymiata śmieci z kąta;

Nie zagina kapelusza,

Jak ten wietrzyk hulaj-dusza.


Woła, krzyczy za nim Ciocia:

- Nowy szalik leży w błocie!

Nie ma kary dla złodzieja!

Jak zawieja, to zawieja...


To się wokół siebie kręci,

To rozrabia bez pamięci,

To znów hula dniem i nocą.

Łapać wiatru nie ma po co,


Bo, choć wyje i podwywa

(Z wiatrem tak już właśnie bywa),

To po prostu – drodzy moi -

Sam się kiedyś uspokoi.































Zamiast bajki



Hen, za siódmą górą, rzeką

Krowa daje świeże mleko;

Słowik śpiewa takie pieśni,

Że się ludziom nawet nie śni;


Zając żywi się co lato

Seradelą i sałatą;

Kotek miauczy, piesek szczeka;

Człowiek tęskni do człowieka;


Bez co roku wiosną kwitnie;

Lis urządził się tak sprytnie,

Że – choć brzmi to niezbyt ładnie -

Żyje z tego, co ukradnie.


W tej krainie – próżne żale -

Krasnoludków nie ma wcale;

Nie ma smoka i królewny.

Ja jednakże jestem pewny,


Że piękniejsze jest od baśni

Samo życie – takie właśnie...




























Kłopot Zosi



Kto na nosie nosi krostę,

Tego życie nie jest proste.

Nieproszony gość (o losie!)

Przyozdobił dzisiaj Zosię


I choć groźny nie jest w sumie,

Któż dziewczynki nie zrozumie?

Nos – to atut w naszym ręku.

Nos – to główny probierz wdzięku.


Nos – niech każdy zapamięta -

To jest Zosi reprezentant.

Nic zaś lepiej nie odpowie,

Jak ratować trzeba zdrowie,


Humor, dumę, wygląd noska,

Niż Zosina właśnie troska:

Jak przystało więc na damę,

Smarowała nos balsamem;


Nakładała okulary;

Wachlowała się bez miary

Chustą, szalem, czym popadło.

Chciała w domu stłuc zwierciadło.


Nie pomogło – proszę dzieci!

Nos, jak świeczka nadal świeci;

Nadal kształtem swoim złości;

Nadal źródłem jest przykrości.


Rzec by można: - To drobnostka -

Taki feler, taka krostka,

Lecz próżności – w samej rzeczy -

Żaden lekarz nie uleczy.
















Radość Frania



Franek dzisiaj nam udziela

Entuzjazmu i wesela:

Biega, skacze, nuci, śpiewa;

Tańczyć chciałby wokół drzewa;


Uśmiechnięty tajemniczo

Ciepłem darzy i słodyczą.

Coś po prostu niesie Frania!

Rzec by można bez wahania:


To nie chłopiec jest radosny -

Tak wygląda uśmiech wiosny.

- Rozbłysnęła, wybujała;

Tyle cudów okazała,


Że aż Franek od nich rośnie.

Podziękujmy zatem wiośnie

Za ten zachwyt, który nieci

W rozmarzonych sercach dzieci...































Wiersz o poetach



Jacyż dziwni są poeci!

Ledwo księżyc Im zaświeci,

Zaraz – z miną przeokropną -

Nos wlepiają w zimne okno


I, zdumieni nocną ciszą,

Zachwycone wiersze piszą.

Potem budzą się o świcie;

Zeszyt biorą... - Jak myślicie:


Co w zeszycie zapisano?

Sonet? Fraszkę? Tryptyk? Ano:

Wierszyk ledwie rozpoczęty.

Kto dla niego szuka pointy,


Niech ją sobie dzisiaj doda.

... A poetów trochę szkoda,

Bo, choć piszą nie na stopnie,

Męczą dla nas się okropnie...































Zapał Ani



Któż uwierzyć byłby w stanie,

Co spotkało dzisiaj Anię?

Chociaż próżno szukać luki

W Jej zapale do nauki,


Przecież zapał ów Anusi

Kiedyś kresu sięgnąć musi.

Kto klasówkę ma z biologii;

Kto chce byka wziąć za rogi,


Musi – według mego zdania -

Przeżyć moment zawahania.

Zawahanie, moi mili,

Bywa kwestią jednej chwili:


W klasie – widać to przez okna -

Żmija wije się okropna,

Główne wejście zaś do szkoły

Zagradzają cztery woły.


Wobec przeszkód oczywistych

Zapał dziecka całkiem wystygł,

Gdyż – jak mówi bajki pointa -

Pokonały go zwierzęta...


























Argument Ali



Mamo! Mamo! Twoja „mała”

Już dorosła i dojrzała.

Wszyscy widzą we mnie stale

Drobiazg”, „lalkę”, „małą Alę”.


Nie pomyśli nikt o skutkach

Słów „kruszynka” i „malutka”,

A ja jestem taka duża,

Jak tulipan albo róża.


Wiedz, Mamusiu, że tymczasem

Ala nie jest już głuptasem

I nie można mówić: „potem”,

Gdy na loda ma ochotę...




































Rozmarzona Ania



Nic tak Ani nie rozmarza,

Jak bałtycka, cicha plaża.

Gdy rozlega się w oddali

Niewstrzymanej poszum fali,


Albo kiedy mewy krzyczą

Głośno, groźnie, tajemniczo,

Chciała Ania by na wieki

Tak pokochać świat daleki,


By oswoić raz na zawsze

Mórz sekrety najciekawsze.

... Kto dziewczynki nie rozumie -

Nie dostrzega w morskim szumie


Żadnej mocy i potęgi,

Ten, czytając z życia księgi

Nie potrafi trwać w zachwycie

Nad żywiołem i nad życiem...































Sekretne lato



Nie wie tego nikt niestety,

Czym jest radość dla poety.

Nie wie księżyc... Wy nie wiecie...

Powiem zatem Wam w sekrecie:


Znam – i właśnie tym się szczycę -

Wszystkie lata tajemnice.

Gdy zmęczycie się rozłąką

Z kłosem, chabrem i biedronką;


Gdy – jak zgoła nigdy przedtem -

Zmierzch przemówi do Was szeptem,

Albo kiedy – na ostatku -

Pod Lublinem, za rogatką


Bujna zieleń Was otoczy,

Spójrzcie! Spójrzcie latu w oczy!

W kapeluszu, śniadych licach,

W jego sercu i źrenicach,


W pysznej, lekkiej, barwnej szacie

Sekret lata wyczytacie.

- Prawda? Ile w nim radości?

Mówcie o tym jak najprościej,


By poznały sekret lata

Wszystkie dzieci tego świata!

Gdy kto radość tę zaniesie,

Gdzie króluje chmurna jesień,


W Jego sercu też zakwitnie

Słodko, dumnie, aksamitnie...


















Rozmowa z kłamczuszkiem



Koleżanki i Koledzy!

Według mojej pewnej wiedzy,

W okolice Nowej Huty

Zawitały trzy mamuty!


- Co? Nieprawda? Niemożliwe?

Ja widziałem je jak żywe:

Przyodziane futrem z pańska

Szły do Pucka, czy do Gdańska


Tajemniczą, niesłychaną

Egzotyczną karawaną.

- Że zmyślone? Że to plotki?

Szkoda na nie wiersza zwrotki?


O, przepraszam! To jest ścisłe:

Przeprawiały się przez Wisłę.

Rzeki poziom był tak niski,

Że włożyły do niej pyski


I wypiły całą duszkiem...

- Że kim jestem? Że kłamczuszkiem?!




























Znowu wakacje



Jeszcze z lipcem się przeplata

Sierpień strojny barwą lata;

Jeszcze wrzesień a tymczasem

Jesień – jesień już za pasem.


Dni wrześniowych już dotyka

Ciepłe słońce października,

Lecz ustąpić mu wypada

Chłodnej aurze listopada.


Coraz krótsze popołudnia;

Idą święta. Koniec grudnia -

Czas Narodzin i czas życzeń...

Oto mamy mroźny styczeń.


Upływają dni, miesiące -

Lato skwarne i gorące

Lip zapachem, głosem świerszcza

Czas wakacji znów obwieszcza...































Dziura w płocie





Oj! Doprawdy niewesoło

Bywa czasem w miejskim ZOO!

Żadnej jednak nie ma rady

Na zwierzęce eskapady,



Kiedy w płocie świeci dziura

I pawiany krzyczą: - Hurra!

Dziura w płocie to jest szansa

Dla goryla i szympansa,



Bo szympansy – moi mili –

Są gotowe w jednej chwili

Miast na wybieg, wpaść na serio

Wprost do sklepu z galanterią.



Jakież figle tam i harce

Wyprawiają przy przymiarce

Kurtek, butów, kapelusza…!

W pelerynie (hulaj dusza!)



Tańczy z nimi zaś fokstrota

Rozbrykany hipopotam.

Lecz, choć ubrań pełna szafa,

W co się odziać ma żyrafa?





Przyznać trzeba to ze smutkiem:

Wszystko dla niej jest za krótkie…

Skacze w górę lew (a co tam!);

Tupie nogą hipopotam,







Lecz zrozumieć nie potrafię,

Skąd się wzięły na żyrafie:

Szal na trzy lub cztery metry,

Tudzież dwa zimowe swetry –



Wszystko razem szyte z bluszczy.

Rozpasaniu owej tłuszczy

Kres położy teraz karna

Ochotnicza straż pożarna,



Bo magazyn ów z odzieżą

Był w ogóle nie dla zwierząt…




































Stubarwny wrzesień



Idzie jesień i już wkrótce

Wiatr na złotej zagra nutce;

Żółte liście strąci z drzewa;

Wszystko wokół porozwiewa.


Idzie jesień po kałużach

Przez ulice, przez podwórza

I, choć smętna jest po trosze,

Kolorowe ma kalosze -


Pełne błysków i pasteli,

Że aż serce się weseli.

Kto je nosi - drodzy moi -

Słót wrześniowych się nie boi.


Przyodziany złotą szatą,

Zaplątany w babie lato

Wrzesień płaszczem nas okrywa,

Jak jesienna mgiełka siwa...































Powrót Pracusia



Dawno temu, w kraju dziatwy

Żywot ponoć wiódł niełatwy

Dobry władca – Pracuś III,

Który bardzo kochał dzieci.


Jak to czasem w życiu bywa,

Dziatwa owa przeszczęśliwa

Dokuczała Mu, niestety,

Kiedy dla Niej prał skarpety,


Bawił, śmieszył, robił zupy

I wychodził po zakupy.

Jak świat światem, król zaś królem,

Nie zdarzyło się w ogóle,


Aby jakiś król na świecie

Mógł uchybić etykiecie.

Jak król królem, świat zaś światem,

Nie widziano tego zatem,


Żeby władca znakomity

Za plecami dworskiej świty,

I nie wiedzieć w jakim celu

Skrył się w jednej z komnat wielu.


Poszukują Go pospołu

Entuzjaści protokołu,

Ministrowie tudzież pazie -

Nigdzie nie ma Go na razie...


Gdzie Go szukać – swoją drogą?

Może dzieci dopomogą?

Rozpoznają Go po stroju

W baszcie, lochach, w przedpokoju?


... Bo, choć cenny czas ucieka,

Nie ma króla – lud narzeka;

Skarb dochody swoje traci;

Gorzko płaczą dyplomaci...


Dzieci jednak niech nie płaczą -

Jeśli władcy nie zobaczą

W żadnym zgoła z tych pomieszczeń,

Kiedyś do Nich wróci jeszcze...






Pimpek optymista

Kiedy deszczyk po cichutku
Popłakuje pełen smutku,
Pogrążając nas powoli
We wrześniowej melancholii,

Pimpek – dumny niesłychanie –
Słodko mruczy na tapczanie.
Nie odpowie wiersza zwrotka,
Skąd się bierze nastrój kotka

Pełen ciepła i słodyczy,
Gdyż nie wiemy, z jakich przyczyn
W czas jesiennej, szarej słoty
Na tapczanach mruczą koty

(Ja, choć jesień mnie nastraja,
Jak przymrozek w końcu maja,
To sekretów owych właśnie
Również dzieciom nie wyjaśnię).

Uderzając w kocie tony,
Pimpek – niczym nie zrażony,
Dumny z własnej tajemnicy
Kpi z szarugi na ulicy.

Temu bowiem, kto tak mruczy,
Nawet jesień nie dokuczy...
























O lisiej przyjaźni



W skwarne, letnie popołudnie,
Lis zmartwiony tym, że chudnie,
Że mu w brzuchu ciągle burczy,
Powziął plan obrazoburczy:

- Muszę – co chce, niech się stanie -
Zdobyć gęsi zaufanie.
Mym ratunkiem – przyjaźń szczera,
Jakem rudy lis przechera.

Wkradł się chyłkiem na podwórko -
Tam, gdzie gęsi skubią piórka
I, gdzie zasnął z wielkiej nudy
Burek – równie, jak on, chudy.

Widząc taki obraz sielski,
Uśmiechnięty przyjacielsko
Lis pazury swe zaciera:
- Jakem rudy lis przechera –

Co za uczta! Obiad suty!
Połknąłbym go w trzy minuty,
Nawet mimo Burka pieczy...
Zaś do gęsi głośno rzecze:

Tylko w lesie, miłe panie,
Gęś się wreszcie gęsią stanie,
Oswojoną, pulchną, tłustą,
Sytą ziarnem i kapustą.

Wszak wiadomo nie od dzisiaj:
Czym dla gęsi jama lisia,
Tym jest dla mnie przyjaźń szczera,
Jakem rudy lis przechera…

Co wyrzekłszy, okiem błyska,
Pianę przy tym tocząc z pyska;
Wszystkie gęsi zaś zachwyca
Tania lisa obietnica.

Na głupoty gęsiej dowód
Sunie poprzez wieś korowód.
Z wielkim triumfem go otwiera
Wiecznie głodny lis przechera.

Gęsia próżność gęsi niesie.
Niosła. Bowiem w gęstym lesie
Lis na cztery łapy kuty
Zjadł je ponoć w trzy minuty,

Kres przyjaźni kładąc lisiej.
Wszak wiadomo nie od dzisiaj:
Czym dla gęsi przyjaźń szczera,
Tym dla lisa… Et caetera.











































Pierwsza prośba



... Chociaż jeszcze jestem w drodze,

Kiedyś, kiedy się urodzę,

Będę jednym z Twych „okruszków”.

Ty położysz mnie na brzuszku


I już odtąd, moja Mamo,

Nic nie będzie takie samo:

Ujrzysz, jaka jestem mała.

Choćbym nawet zapłakała,


To Ty będziesz mym azylem.

Pomyśl, Mamo, choć przez chwilę

O sukience całej w bieli,

A już nic nas nie rozdzieli!


Obejmiemy się za szyje

I mnie, Mamo, nie zabijesz...

































O dzielnym Franku



Choć od kwietnia do tej pory

Franek w łóżku leży chory,

Nikt z nas nie wie – mówiąc szczerze,

Skąd się siła chłopca bierze.


Gdyby kazać Mu w potrzebie

Jeszcze bardziej dbać o siebie,

To, choć słaby jest i blady,

Tak odpowie na te rady:


- Jestem dumny i bogaty,

Bo za oknem kwitną kwiaty;

Bo codziennie – daję słowo -

Spełniać może się na nowo


Słodkich moich marzeń kilka:

Widzę trawkę i motylka...

Mama z Tatą wiedzą o tym:

Ledwo słońce szczerozłote


Rankiem wyjrzy zza firanek,

Już radosnym bywa Franek” -

Tak odpowie uśmiechnięty...

Nie potrzeba innej pointy:


Niechaj smucą się mazgaje -

On się nigdy nie poddaje!























O tym, co Jasio zobaczył przez mikroskop...



Nikt doprawdy, jak świat światem,

Nie był takim abnegatem…

Jaś do wody wstrętem pałał

I, jak każdy świszczypała -



Nie umywszy się w ogóle,

Wkładał spodnie i koszulę.

Załamywał dłonie tata:

- Co za brudas! Koniec świata!



Spędzasz ojcu sen spod powiek!

Jasiu! Umyj się, jak człowiek!

Na nic prośby i monity;

Chłopiec chodził nieumyty,



Gdyż, jak stwierdził raz ukradkiem:

- Czystość zbędnym jest dodatkiem.

Można myć się – tak to ujął -

I zwyczajnym być niechlują...



Dnia pewnego – zimą – w ferie –

Spojrzał chłopiec na bakterie...

Nie przez palce. Przez mikroskop.

Jeśli wiarę dać pogłoskom,



Wtedy właśnie – moi mili –

Nabył chłopiec w jednej chwili

(Rzec by można: naukowo)

Mądrość trudną, ale zdrową:



- Brud - to chorób jest siedlisko.

Kto pochyla się nad miską;

Kto się co dzień dzielnie myje,

Czyste ząbki ma i szyję.



Kto z Was, dzieci – mówiąc szczerze –

Jasia w sobie nie dostrzeże,

Ten (choć pointa to niezwykła)

Niechaj bierze z Niego przykład:



Od tej pory, proszę dzieci,

Jaś nie brudzi i nie śmieci…










































O starej przyjaźni



Każda przyjaźń znaczy wiele.

Krzyś i Grześ to przyjaciele.

Grzegorz celnie piłkę kopie;

Do Krzysztofa mówi: „- Chłopie!


Gdybym ja miał tyle wzrostu,

Strzelał z główki bym po prostu”.

W takich chwilach Krzyś z Grzegorzem

Chce wytrzymać, lecz nie może.


Tylko czekać a odpowie:

- Lewandowski... w cudzysłowie!

Raz poczytałbyś Norwida!

Spróbuj wreszcie. To się przyda.”


Tym sposobem – moi mili -

Zamieniają się po chwili

W obrażone, pełne buty,

Nasrożone dwa koguty


(Stoi oto – rad czy nie rad -

Tu: sportowiec – tam: literat;

Ten pokpiwa, ten się droczy

I, choć patrzą sobie w oczy,


Nie wiadomo, jaka siła

Dwóch urwisów połączyła).

... I dopiero, gdy Rocznica

Rozpogadza dzielne lica,


Jedna druhów nie na żarty

Tamten rok czterdziesty czwarty...

Wtedy obaj razem miękną.

Przyjaźń bywa rzeczą piękną,


Stąd dziękują Krzyś i Grzesio,

Że przetrwała lat sześćdziesiąt.













Bajka o krasnoludkach i czarodziejach



Hen, daleko, w kraju baśni -

Tam, gdzie słońce świeci jaśniej;

Deszcz – nie pada; wiatr – nie wieje,

Zamieszkali czarodzieje.


Według sztuki swej prawideł

Wytwarzali soki z mydeł;

Przywracali zieleń listkom

I troszczyli się o wszystko.


Choć umieli – moi mili -

Zaczarować w jednej chwili -

Piotrka, aby nie był mały;

Ferie, aby dłużej trwały,


To nie mogli (próżne żale!)

Jednej rzeczy zrobić wcale:

Sprawić, żeby (czary mary...)

Nastał w bajce dzionek szary


(Stąd nie było nigdy końca

Dniom spędzonym w blasku słońca).

... W baśni jednak, jak to w baśni -

Chwil zwyczajnych trzeba właśnie...


Czasem trzeba, by krasnale

Podzielili ludzkie żale

(Przez to więcej dla nas znaczą,

Że i cieszą się, ... i płaczą).


Morał z bajki będzie krótki:

Wiedzą o tym krasnoludki,

Że w prawdziwej bajce zawsze

To jest tylko najciekawsze,


Co wyraża samo życie.

... A Wy, dzieci, jak myślicie?










W szkolnym roku

Spójrzmy czasem na to z boku,
Co się dzieje w szkolnym roku!
W szkolnym roku w każdej klasie,
W każdym sercu kwitną – zda się –

Kwiaty, szczęścia, wiosny, maje:
- Niech nam Pani nie zadaje,
Bo – jak stwierdził Jaś przed chwilką –
My jesteśmy dziećmi tylko!

W szkolnym roku w każdej szkole
Wyprowadzić trzeba w pole
Wielu „sorów” – bardzo wielu...
Ratuj się, nauczycielu,

Bowiem wszyscy na tej sali
Na naukę są za mali.
Gdy odrabiać nie ma komu
Pracy w szkole... Pracy w domu...,

Ty po prostu weź do ręki
Główny motor Ich udręki:
Dziennik ocen – cudo rzadkie –
Ów ratunek przed upadkiem

(Wiedz, że zginąć musisz marnie,
Kiedy litość Cię ogarnie).
Jeśli jednak szmer na sali
Zniszczy nerwy Twe ze stali

I zawiodą argumenty,
Powiedz. Powiedz dla zachęty
(Chociaż serce Ci się kraje):
- Nic Wam dzisiaj nie zadaję.

W takich chwilach my – uczniowie –
Przeżywamy wiosnę, bowiem
Trosk przysparza nam bez liku
Ta nauka w październiku...












Lew



Po ogrodzie chodzi lew;

Groźnie marszczy kocią brew.

Niech ktoś wreszcie udobrucha

Drapieżnego tego zucha,

Zanim wpadnie w srogi gniew...



Żyrafa



Wcale nie jest tak wyniosła,

Tylko szyja jej urosła.

Bardzo dziwię się żyrafie -

Ja tak rosnąć nie potrafię...



Zebra



Jakie futro nosi zebra?

- Białe...? - Czarne...? Tak, czy siak,

Choć hipotez różnych nie brak,

Odpowiedzi ciągle brak.



























Taka historia



Kto powinien łowić myszy?

Kto udaje, że nie słyszy,

Kiedy Pani mu zabrania

Miętoszenia, harcowania,

Małych oraz większych psot?

Kot.


Kto odnosi się nieładnie:

Patrzy z góry, parska, kradnie,

Gdy okazja się nadarzy?

Kto mnie – wreszcie – lekceważy,

Konsumując cudzy wikt?

Nikt?


Kto skrupuły mając w nosie,

Zachowuje się jak prosię

I ukradłszy płoć z talerza

Własnej winie nie dowierza?

Kto za swoje będzie miał?

- Miau?


... Kto tak słodko mruczeć umie?

Kto jest fajnym kotem w sumie?

Kogo lubię tak w ogóle

I do niego się przytulę,

By polubił mnie ten zwierz

Też?...























Wigilijne życzenie



Ośnieżone aż po szyje,

Niczym bazi srebrne kije

Cichuteńko trwają drzewa.

Wiatr piosenki im nie śpiewa,


Tylko czasem powiew rzadki

Strąca miękkie, białe płatki.

Puch się sypie na ulice,

Zdobiąc spodnie i spódnice.


Dywan czysty jak aksamit

Skrzypi malcom pod stopami

I na jawie widzą właśnie

Takie dziwy – takie baśnie,


Że piękniejsze jest zaiste

Tylko czyjeś serce czyste!

Posłuchajmy! Czy to Dziecię,

Które rodzi się na świecie,


Czy osiołek ludziom życzy:

- W taki wieczór tajemniczy

Niechaj dzieciom w każdym kraju

Wszystkie bajki się spełniają!


























Co zrobić z tą zimą?



Mróz okna oszronił i gniazdko na drzewie.

Co zrobić? Co zrobić z tą zimą? Nikt nie wie.

Biel dachy pokryła; spoczęła na lipie.

Śnieg w zaspy się zmienia, i sypie, i sypie.


... Gromadka maluchów zmarznięta i blada

Po pas na spacerze w tym śniegu zapada.

Gdy wróci do domu, to w telewizorze

Iskierka radości zaświeci jej może...


... A ja – proszę dzieci – mam plan niesłychany:

Że znowu na wiosnę przylecą bociany;

Uśmiechnie się słońce; świat buchnie zielenią.

Nadejdą dni cudne i nudę wyplenią.


Wyszedłszy na spacer – niech nikt się nie dziwi -

Spotkamy skowronka. Będziemy szczęśliwi -

To dla nas przemieni się świat w jednej chwili!

... I znowu będziemy za zimą tęsknili.































Wiosna



Krzyczą wróble wniebogłosy;

Roztańczyły się motyle

- Wróżą ludziom lepsze losy.

Lato będzie już za chwilę!


Wróble płoche i skrzydlate

Wróżą: - wiosna przyszła wreszcie!

Będzie rządzić całym światem!

Spójrzcie wokół i uwierzcie!


Uroczyście wydzwoniła

Na cześć słońca swe peany;

Potem we mnie obudziła

Serce, biciem zwariowanym.


Teraz to już tylko czekać,

Aż się sama w tym pogubi

I przeszyje wskroś człowieka.

Kto z nas tego w niej nie lubi?


Dudnią deszcze, jak w symfonii;

Wystukują z wielką siłą,

Że już koniec monotonii:

Czas na radość! Czas na miłość!


Chciałbym chwilę się zatrzymać –

Zadumany i radosny,

By policzki ponadymać,

Biorąc w nozdrza zapach wiosny;


By raz jeszcze się zadziwić:

Słońcem, rosą, kwiatem, cieniem!

… Potem kogoś uszczęśliwić

Tym wiosennym zadziwieniem.
















Pastorałka do poduszki



Gdy maluchy i maluszki

Kładą głowy do poduszki,

Ledwo do snu się ułożą,

Maszerują ku przestworzom.


Nocą każde serce płynie

Ku spełnionych snów krainie

I w krainę cudnych baśni

Serce nocą wkracza właśnie.


Nic dziwnego więc, że nocą

Tak mrugają i migocą

Gwiazdki z nieba – serca dzieci

A z nich każda miłość nieci,


By obetrzeć łzę spod powiek;

By nie płakał żaden człowiek;

Żeby wszystkie serca biły

Dniem i nocą z całej siły.


Nocą w malcach i maluszkach

Zamieniają się serduszka

- W myśl prastarej opowiastki -

W migotliwe, srebrne gwiazdki.


Ciesząc z tego się zjawiska

Księżyc wokół światłem tryska,

Zaś nad ziemską dzieci dolą

Czuwa anioł z aureolą.


Ludzie sądzą do tej pory,

Że dalekie gwiazdozbiory

Własnych mocy płoną blaskiem.

A to wcale nie są gwiazdki...


Lubię czasem sam w wakacje

Gwiazd oglądać emanacje

I, gdy tylko zmówię pacierz,

Też przyglądam się poświacie,


Zanim srebrnych gwiazd kobierce

Ukołyszą moje serce...








Jak biedronka odzyskała kropeczki



Gdy biedronka była mała,

Wcale mamy nie słuchała:

Chciała wzorem dzikiej osy

Brzęczeć głośno wniebogłosy.


Radził ślimak jej powoli:

- Spróbuj jąć się swojej roli.

Każdy winien na polanie

Odkryć własne powołanie.


Pliszki, pszczółki, nawet wrony -

Każdy po coś jest stworzony:

Człowiek jest dla Bożej chwały;

Świerszcze – aby cudnie grały;


Osy – aby brzęczeć sobie,

A biedronki – ku ozdobie.

Prawda była w tym morale,

Lecz jej nie słuchała wcale.


Aż zdarzyło się biedronce

Zgubić kropek sześć na łące.

Gdy szukała ich biedaczka

Na gałązkach i na krzaczkach,


Chudy świerszczyk w słońcu lipca

Koncert cudny grał na skrzypcach.

Zasłuchały się dokoła

Motyl, chrabąszcz, bąk i pszczoła.


Milkną skromnie żuk i osa;

Dźwięki płyną pod niebiosa.

Wszystkich teraz serc dotyka

Bratnia przyjaźń i muzyka.


Dziś biedronka wierzy święcie,

W to, że dzięki pięknu świata

Znów jest cała piegowata...












W czym pomagają nam krasnoludki?


Hen, za siódmą górą, rzeką,

Od Krakowa niedaleko

Serc złamanych leczą smutki

Wymyślone krasnoludki.


W leszczynowym żyją lasku;

Domek mają cały z piasku.

Skry na czołach im się złocą.

Pomagają ludziom nocą,


Zanim srebrny księżyc zblednie.

Nie wie nikt, co robią we dnie.

Nocą, kiedy nic nie wiemy,

Dosładzają kwaśne dżemy;


Dolewają olej rzadki

Do skwaśniałej oranżadki

Obciosują z kolców róże;

Przecierają starte kurze.


Gdy zasypiasz, jak zabity,

Otwierają Ci zeszyty

I, cichutko siedząc w szafie,

Poprawiają ortografię.


Potem - bardzo utrudzone -

Idą każdy w swoją stronę

Z sercem pełnym utrapienia,

Nikt ich bowiem nie docenia.


Rankiem tata, wujek, ciotki

Zajadają dżemik słodki,

Popijając dżem ów hurtem

Oranżadką, jak jogurtem.


Posileni na ostatku,

Tulą w dłoniach różę gładką

I trzymając nos w zeszycie

Przekonują się niezbicie


Tata, ciotki, Ty i wujek,

Że się przekręciły dwóje.

Mimo takich dobrych skutków

Działań owych krasnoludków,

Nikt im za nic nie dziękuje


I nie pomni nikt, niestety,

Na niezwykłe ich zalety,

Kiedy pójdą w swoją stronę.

Szkoda, że są wymyślone...

















O niebezpieczeństwie kłótni



Dwie kaczuszki obok rzeczki

Straszne wiodły z sobą sprzeczki.

Miast prowadzić dyskurs miły,

Co dzień brzydko się kłóciły:


O listeczki, o okruszki

I o pierze na poduszki;

O to, która z obu kaczek

Najdonioślej: „kwa, kwa” kwacze;


O to nawet, czy ich dzioby

Są jedynie dla ozdoby.

Chciały czasem inne kaczki

Przerwać głupie ich utarczki –


Nic i nigdy absolutnie

Nie pomogło na te kłótnie!

Gdy krzyczały, idąc dróżką,

Innym było wstyd kaczuszkom.


Kaczor stary – pradziad kaczek

Bardzo cierpiał, nieboraczek,

A w sąsiedztwie wokół całym

Starsze kaczki narzekały.


… Lecz cóż zrobić – to pytanie –

Z takim kaczek zachowaniem?

Cóż poradzić, gdy na przykład

(Arogancja to niezwykła)


Kaczkę żółtą kaczka biała

W taki sposób wyśmiewała:

- Kwa, kwa, jestem królem kaczek;

Kwa, kwa, z tobą jest inaczej:


Brzydka jesteś, niczym wrona,

Chociaż żółto upierzona!

Żółta na to: Proszę kaczki

Ty nie jesteś z mojej paczki!


Co tu, kwa, kwa, dużo kwakać:

Ty wyglądasz, jak pokraka!

Brzuch ci urósł, jak trzy brzuszki –

Nie widziałam takiej gruszki!


W taki sposób dzionek cały

Jedna drugą wyśmiewały.

Aż pewnego dnia kaczuszki,

Widząc swoje brudne nóżki,


Odezwały się w te słowa:

Brudny dziobek, brudna głowa…

Wyglądamy coraz smutniej;

Wszystko, kwa, kwa, przez te kłótnie!


Brud nas okrył, moja złota,

Kwa, kwa, grubą warstwą błota!

Zapałały żalem szczerym

Za swe wstrętne charaktery.


W tym momencie zaś w kaczuszkach

Obudziły się serduszka.

Zrozumiały od tej pory,

Że nieważne są kolory;


Że naprawdę wszystkie kaczki

Są z tej samej, kaczej, paczki!

Odtąd grzeczne już kaczuszki

Moczą w rzece skrzydła, brzuszki;


Gdy wiaterek wodę muska,

Chodzą razem się popluskać…






























Piegowaty księżyc



Księżyc raz był popielaty,

Piegowaty – w żółte łaty,

Więc się kryjąc w swoim cieniu

Wzdychał w wielkim utrapieniu:


Czemu struna mego światła

Nieopatrznie tak pobladła?

Jakże blaskiem swym ogarnę

Gęste mroki nocy czarnej?


- Żegnaj, nocy księżycowa!

Mówił księżyc... i się chował

I ogarniał żal piegusa,

Że się cały umorusał.


Chciał, by – dumny z jego lica -

Westchnął cicho do księżyca

Zachwycony astronauta,

Wszakże w dawnych swoich kształtach


Rozpoznawał już nie blaski,

Lecz jedynie pozór maski.

Słowem: każda jego łata

To był istny koniec świata!


Próżno nocą srebrne gwiazdki

Układały opowiastki

O walorach estetycznych

Piegowatych sił kosmicznych.


Słysząc takie dyrdymały,

Księżyc tylko wzdychał cały;

Łzy wylewał aż po brzegi

Drogi mlecznej. Co za piegi!


Aż pod koniec owej nocy

Zaświeciły z całej mocy;

Zapałały tuż przed świtem

Słońca blaski w nim odbite,


Pokrywając srebrem gładkim

Księżycowe niedostatki.

Zląkł się księżyc swej poświaty.

Uciekł – cały piegowaty -


W gorzkim smutku, z miną beksy,

Pielęgnować swe kompleksy...
















O tym, czy Jasio popłynął w rejs dookoła świata



Jasio chciał być kosmonautą,

Chciał od taty dostać auto,

Jeździć chciał na hulajnodze

I indiańskim zostać wodzem.


Powtarzała mama Jasia:

Nie wiem, Jasiu, czy to da się.

Ciężką pracą mamy, taty

Dom rodzinny jest bogaty.


Ten, co przylgnie bez wahania

Do każdego powołania,

Potem szuka zaś odmiany,

Ten ma zapał, lecz słomiany.


Chłopiec wszak pragnieniem dzikim,

Choć był przedtem podróżnikiem,

Sędzią, wodzem i sportowcem,

Inżynierem i wędrowcem,


Chciał wojaczki podjąć balast.

Chciał być w końcu wszystkim naraz.

Wciąż się wcielał w nową rolę;

Nie był tylko uczniem w szkole


(Martwił tata się okropnie:

- Niech gęś kopnie takie stopnie!).

Aż pewnego dnia – dość nagle -

Zamarzyły mu się żagle.


Odkrył wreszcie - niespodzianie -

Swe prawdziwe powołanie,

W rejs wypływał bowiem tata.

Rejs był dookoła świata:


Przez Maderę i Azory,

Przez Maputo i Komory,

Przez Seszele i Mombasę

I w o wiele dłuższą trasę.


- Przez spienione morskie fale

I najdalsze świata dale

Popłyniemy do Mombasy,

Tylko zdaj do szóstej klasy.


Trudna wielce spadła próba

Na to dziecię. Triumf i zguba,

Ciemna przyszłość, los otwarty:

Taki wybór – to nie żarty!


Nie odpowie bajki pointa,

Czy się Jasio opamiętał.

Czy popłynął w morskie dale?

Czy nie uczył Jaś się wcale?


By się zmienić lub uświęcić,

Nie wystarczą dobre chęci.

Nawet Jasia. Czas pokaże,

Czy zostanie marynarzem.











































Wagary Jasia



Jaś miał zawsze predylekcje

Do spóźniania się na lekcje.

Dzisiaj problem miał nie lada:

- Pada deszczyk, czy nie pada?


Bo, choć gotów był na poły

Wziąwszy teczkę, pójść do szkoły,

Bał się nawet spojrzeć w okno,

Żeby cały nie przemoknąć.


Płonął Jasio zaś zapałem

Do nauki doskonałym:

Chciał na przykład siedzieć w szkole

Z rozpostartym parasolem,


Chroniąc umysł, jak koledzy

Przed najmniejszą kroplą wiedzy.

Pragnął zakryć nim tablicę,

Kiedy na matematyce


Lęk obudzi w nim bezbrzeżny

Układ równań współzależnych

I nie będzie wielkim blefem

Rzec, że tęsknił za wf-em.


Lecz przez wzgląd na owe lekcje

Nosił w sercu swym obiekcje:

Patrzył w okno, lecz z ukosa;

Nie wychylał za drzwi nosa.


Choć skończyły się przyroda

I fizyka (jaka szkoda!),

Wróżył Jasio ciągle jeszcze

Z małej chmury duże deszcze.


W taki właśnie dziwny sposób,

Ku zgorszeniu innych osób

Spędzi pewnie po kryjomu

Dzień nie w szkole, ale w domu.


Cóż poradzić? Nikt nie zgadnie:

Spadnie deszczyk, czy nie spadnie

I, kto nie był dziś na dworze,

Ten Jasiowi nie pomoże,


Więc na koniec tylko powiem,

Że nagrzeszył Jaś, albowiem

Chociaż dzień był całkiem szary,

Taki pośpiech – to wagary.

















Przerwany wyścig



Zaplanował sobie Pawełek – pokraka,

Że wyścig urządzi jednego kajaka:

- Będę płynął sam (urlop dam załodze);

Pływać się nauczę na rzece. Po drodze.


Wyszedł późną nocą, nie mówiąc nikomu,

Dokąd się wybiera o tej porze z domu.

I wsiadł do kajaka, i odbił od brzegu;

I płynąć chciał – biedny – aż do Kołobrzegu.


A skoro go rzeka sama z siebie niosła,

Wyrzucił Pawełek niepotrzebne wiosła

I, niczym kapitan okrętu – zza burty -

Obserwował rzeki niespokojne nurty.


Zrazu szło mu nieźle – powymijał bale;

Na sam środek rzeki go poniosły fale

I płynął – samotny – wśród fal, jak rakieta.

Wzrastała w Pawełku do walki podnieta!


… A w domu rodzinnym – daleko (bo w Ełku)

Wołali rodzice: - Gdzie jesteś? Pawełku!

Strwożeni szukali. Pawełek im zginął.

Pawełek tymczasem w dal płynął… i płynął…


Jak lądów odkrywca, jak żeglarz samotny

Wpatrzony w toń rzeki, lecz trochę… markotny.

Bo kajak wciąż płynął (nie słuchał się wcale!)

Nie tam, gdzie Pawełek, lecz tam, gdzie chcą fale.


A kiedy wyminął chyba wszystkie mosty,

Kajak mu się wplątał między wodorosty.

(Szarpał się Pawełek między tatarakiem:

Nie było sposobu obrócić kajakiem!),


Bo ugrzązł Pawełek – zrobiły się kliny:

Trochę z wodorostów, a troszeczkę z trzciny.

Zakończył Pawełek tę jazdę szaloną;

Już sił nie starczało; już byłby utonął...


I nagle się skończył ów rejs niewesoły,

Bo budzik Pawełka obudził do szkoły.








O czym Jaś nie przeczytał w Atlasie



Dał Jasiowi dzisiaj tata

Atlas Wszystkich Grzybów Świata,


Wszakże Jaś o grzybach z lasu

Wiedział wszystko bez Atlasu:

Że gołąbki surojadki

Kapelusze mają gładkie;


Że na przykład taka kania

To fundament grzybobrania;

Że smak słodki lubią kleszcze.

Cóż potrzeba wiedzieć jeszcze?


Niech tam sobie tata czyta

O muscaria amonita.

Wie wszak o tym całe miasto:

Jaś jest przygód entuzjastą,


Zaś teorii nadmiar wszelki

Jest, jak morze bez muszelki;

Jak w kanapce nadmiar pieprzu,

Jak pogoda nie najlepsza.


Cóż! Lektura rzecz niemęska.

Wielka była taty klęska,

Gdy przejrzawszy fotografie

Złożył Jasio album w szafie.


Tu wyjaśnić jest już pora,

Że spożywszy muchomora

Spędzi Jasio – nie bez żalu –

Długi życia rok w szpitalu.


Bowiem między smakołykiem

A rumianym sromotnikiem

Jest doprawdy wielki przedział.

Jaś wszak o tym nic nie wiedział.


Ten, kto bowiem pstro ma w głowie

Nigdy o tym się nie dowie...










O humorku muchomorka



Gdy czerwony muchomorek

Byle jaki miał humorek,

Rzekł na ucho małej musze:

- Choć nikogo tym nie wzruszę,


Nie chcę dłużej dzielić losu

Ciast, marynat, tudzież sosów.

Mam już dosyć owej marnej

Perspektywy kulinarnej,


Tych rondelków i talerzy,

Wylizanych, jak należy,

Kompotierek, salaterek,

Skarg z powodu bólu nerek,


Więc najwyższa jest już pora

Uznać prawa muchomora!

Tak się żalił dwie minuty,

Po czym umilkł – cały struty...


Odtąd mając do wyboru

Choćby dziesięć muchomorów

Apetycznych jak pieczarka,

Nikt nie wrzuca ich do garnka,


Bo muchomor – każdy przyzna -

To najgorsza jest trucizna...























Zwierzyniec



Kukuryku! – Kukuryku!

- Darła kura się w kurniku,

Kogut zaś, choć nie był kwoką,

Rzekł, że kury są: ko, ko, ko.


Baran, co miał bujną grzywkę,

Wziął na rogi rogatywkę

Niczym żołnierz – z taką miną,

Jakby był już... baraniną!


Kot tak bardzo zaś zubożał,

Że wyfrunął gdzieś w przestworza,

By tam – wśród najgłębszej ciszy -

Łowić fruwające myszy.


Świnia wlazła podczas burzy

Przerażona do kałuży.

Wielce dumna z tego dzieła

Zaraz potem utonęła.


Pies zaś kota tak obwiniał:

- Jesteś najzwyklejsza świnia.

Chrząkasz, jak tuczone prosię!

(Kot miał te uwagi w nosie).


Koń, choć nie był wcale kotem,

Też udawał poliglotę

Tak, jak dzisiaj każde zwierzę,

Choć ja wcale w to nie wierzę...





















Dziadek i mucha



Raz łapał dziadek muchę,

A mucha mu nad uchem

Krążyła bez żenady -

Nie było na to rady.


Choć łapał dziadek muchę,

To mucha – na podpuchę -

Robiła lot z ukosa

Dziadkowi koło nosa.


Fruwała, jak królewna

(Złośliwie – to rzecz pewna),

Aż dziadek to fruwanie

Jej przerwał polowaniem.


Choć raźnie dziadek człapie,

To, zanim muchę złapie,

Już mucha się od nowa

Przed dziadkiem gdzieś uchowa


I nie ma muchy wcale!

Nareszcie nie ma, ale...

Na pewno się, psiajucha,

Schowała gdzieś ta mucha.


Przegląda dziadek kuchnię

I mało nie wybuchnie:

Bo – na żywego ducha -

Gdzie mucha jest?! Gdzie mucha?!!


- Nie lata pod sufitem

(Toż to niesamowite!),

Zniknęła! Koniec świata!

... A mucha znowu lata!


Więc dziadek – cały w męce -

Nad muchą klaszcze w ręce,

A mucha do ostatka

Wciąż krąży wokół dziadka.


Aż dziadek – pełen werwy -

Kompletnie stracił nerwy.

Rzekł: - Co tam durna mucha!

Jął łowić... karalucha.
















O kociej cnocie



Szaro-bure duże koty

Uprawiają małe psoty:

Zlekceważą „kici, kici”;

Gdzieś zaplączą kłębek nici;


Wyginają w górę grzbiety;

Obsikają sień – niestety,

A wieczorem – w czasie sjesty -

Od południa raz czterdziesty


Okazują owe stwory

Wszystkie kocie swe humory.

Wpierw zaczepią Cię dla hecy,

Potem wskoczą Ci na plecy;


Przy tym pazur w kociej łapie

Zaraz strasznie Cię zadrapie.

Włażą potem wystraszone

Pod kanapę, za zasłonę...


Potem w swoim kocim stylu

Za nic nie chcą wyjść z azylu -

Kpiąc ze swojej kociej winy,

Wyjdą zeń za trzy godziny.


Nie dostanie nigdy klapa

Kot, co mocno Cię podrapał.

... Jednak, kiedy Ci jest smutno,

Przyjdzie z miną bałamutną


I o Twoją dłoń się otrze

Koci pieszczoch w kocim łotrze.

Wtedy, jeśli masz ochotę,

Możesz zawrzeć przyjaźń z kotem.


Mają bowiem swoje cnoty

Wszystkie szaro-bure koty.













O skutkach pewnej diety


Podjadając od lat paru

Czekoladki bez umiaru,

Sympatyczny nasz grubasek

Spodnie zapiąć chciał na pasek...


Jęczał, dyszał, wzdychał, stękał.

Co za boleść? Co za męka!

Ciasno, kuso, niewygodnie -

Groźnie trzeszczą stare spodnie;


Pasek krótki, brzuszek krągły -

Skutek tego jeden ciągły:

Na grubaska pulchne ciało

Spodni włożyć się nie dało...


Długo chodził zamyślony,

Problem ważąc z każdej strony.

Dumał, wątpił, myślał, zwlekał;

W końcu krzyknął: Eureka!


Nie zawinił pasek krótki -

To są mojej tuszy skutki.

Chyba będę musiał - rety!

Przejść na dobrodziejstwo diety.


Pewnie dzieci wiedzieć chcecie,

Co grubasek rzekł o diecie?

- Będę pościł dwa tygodnie;

Zamiar czynem udowodnię.


W czasie postu krótkiej przerwy

Zjem dwadzieścia dwie konserwy.

Zjem najwyżej trzy obiady;

Nie zjem piątej czekolady.


Nie zaszkodzi mi to wcale,

Gdy kalorie owe spalę

Robiąc potem dwa przysiady.

Wszyscy wiedzą, Boże drogi,

Jakie diety są wymogi.


Cóż tu dodać? Trudna rada.

Kpić z grubaska nie wypada.

Mądrzy ludzie wiedzą o tym,

Że do czynu trzeba cnoty.


Potem już się tylko stało,

Co się zresztą stać musiało:

Bardzo zdziwił się grubasek,

Który spodnie miał na pasek,


Że na koniec takiej diety

Spodnie pękły mu, niestety...


















































Przeprosiny



Szara szafa z trzaskiem trzeszczy;

Słychać szafy zgrzyt złowieszczy.

Szczur o szafę trze szczecinę;

Kot pieszczoszek robi minę:


Wręcz do szczura pyszczek szczerzy.

Szczur uwierzy? Nie uwierzył -

Pierzchnął szybko aż do szafy.

Szkoda! Szkoda kociej gafy!


Szepce pieszczoch: Szczwana sztuka...

Czyż już szczura nie oszukam?

Zniósłszy koszmar szczurzej kpiny,

Złożył szczere przeprosiny.


Szok! Szczur przeląkł się przyjaźni

Przez przeczucie wyobraźni.

Kot wszak – mistrz nieszczerych pieszczot -

Szczerzy żuchwę, niczym brzeszczot.































O Rozejmie Jasia


Jaś dziecięciem był techniki

I, nie kryjąc się przed nikim,

Komputerem nowym zbrojny

Wirtualne wszczynał wojny.


Lekceważył geografię;

Twórczo zmieniał ortografię,

O „ż” z kropką w słowie „krzywo”

Tocząc wojnę sprawiedliwą.


Wytykała tę swawolę

Mamie Jasia pani w szkole;

Chory tata płacił zdrówkiem

Za przegrane wywiadówki.


Aż pewnego dnia – uwierzcie -

Nagle zmądrzał Jasio wreszcie.

Czy zły zapał ktoś ostudził?

Czy to Jasio się obudził?


Dość, że chłopiec nie otwiera

Bojowego komputera.

Lecz czy zmądrzał? Bądźmy szczerzy:

To od tego też zależy,


Czy zrozumie Jaś tymczasem,

Że po prostu był głuptasem,

Bowiem zło się przezwycięża

Mocą ducha – nie oręża!






















Po co są dzieci?



Jestem pewny, że nie wiecie,

Po co dzieci są na świecie:

- Po to, aby wszczynać zwadę?

- Zjadać co dzień czekoladę?

- Po to, aby robić co dnia

Świeżą dziurę w nowych spodniach?

- By wykazać predylekcje

Do spóźniania się na lekcje?

- By uciekać, nie pytając

Przed klasówką, niczym zając?

- By uniknąć słusznej kary

Za spędzone tak wagary?

- Po to, aby z kimś w niedzielę

Przekomarzać się w kościele?

- By – nie myśląc o dyktandzie -

Z kolegami chodzić w bandzie?

Wszystko byłoby głupotą:

Nie są wcale dzieci po to.

Są zaś po to, by świat cały

Szczerym sercem pokochały!














































Trudne pytania



Wszyscy wiedzą nie od dzisiaj

O zmienności dziwnej Krzysia.

Wiosną zima Mu się mieni;

Zimą myśli o jesieni.


Gdy nadejdzie jesień za to,

Wtedy... nie ma to jak lato!

... I choć męczy już Krzysztofa

Ta życiowa katastrofa,


Zmienić siebie nie jest łatwo.

Tak to właśnie bywa z dziatwą:

Zima – wiosną, jesień – latem

Budzi w chłopcu aprobatę;


Wszystko stale w Nim się zmienia

Prócz zmiennego nastawienia.

Czas postawić więc pytanie:

Co się z naszym malcem stanie?


W jaki sposób owo dziecię

Znajdzie miejsce swe na świecie

I, czy kiedy będzie duży

Znojnym trudem się nie znuży?


Niech stawiają pytań wiele

Wszyscy Jego przyjaciele,

Nim zostanie Krzyś ze szczętem

Notorycznym malkontentem.





















O pewnym sąsiedzie



Każdy swego ma sąsiada.

Sąsiad Jasia – trudna rada -

Po mieszkaniu i po dworze

Jeździć przywykł na motorze.


Dom jest domem, zatem nie dziw,

Że martwili się sąsiedzi.

Choć szemrano wokół stale,

On w sportowym swym zapale


Generował decybele...

W piątek, świątek i niedzielę

Jakaś zgroza przeokropna

Wylewała się przez okna,


Płosząc ptaki już o świcie

Jazgotliwym, gromkim wyciem.

... Dziwny wierszyk – każdy powie.

Czuć zmyślenie w każdym słowie.


Komuż przyszłoby do głowy

Dom zamieniać w tor żużlowy?

Nikt nie jeździ przecież zwykle

Po mieszkaniu motocyklem...


Czytelniku, sam to zgadnij!

Wiersz najlepiej uzasadni

Taka pointa, jak się zdaje:

- Grunt to dobre obyczaje!...



































O pewnym staruszku



Późny wiek to nie igraszka.
Pytał starzec młodzieniaszka –
Niech odpowie nam, niebożę –
Co Mu starość przydać może?

- Przeminęła młodość licha.
Wieczna starość na mnie czyha.
Ledwo zrobię cztery kroki,
Już poznaję jej uroki:

W kręgosłupie tak mi chrupie,
Że gdy wstaję co dzień rano,
Pobolewa mnie kolano...
Zatem starość – jak się zdaje –
Nic nikomu nie przydaje,

Zaś odebrać może zdrowie.
Przekonuję się albowiem,
Że gdy chodzę na wagary,
Chory czuję się i stary.

Odpowiedział na to starzec:
- Mądrych ludzi cieszy marzec
Oraz to, że w każdym wieku
Młodość rodzi się w człowieku.

Kto jednakże – trudna rada –
Ponad radość tę przedkłada
Figle, psoty oraz harce,
Ten za młodu będzie starcem.




















Do czego służy księżyc?



Nie od dzisiaj, drogie dzieci,
Biedzą nad tym się poeci.
Na zadane tak pytanie
Żaden jednak – moim zdaniem –

Odpowiedzieć nie potrafi.
Tylko znawca geografii
Wie, do czego księżyc służy...
Mam z nim zatem problem duży:

Kiedy słońce blaski miota,
Wiem, że całe jest ze złota;
Że w świetlistą strojne szatę
Bardzo musi być bogate

I na całą Europę
Jest największym filantropem...
Kiedy ziemia się obraca,
To jej znojna, trudna praca

Przypomina trochę kierat.
… Ale księżyc? Rad czy nie rad,
Przyznać muszę – drogie dzieci –
Tyle o nim wiem, że świeci,

Lecz jak rolnik, który orze
Sam osiągnąć nic nie może.
Księżyc chyba jest zwierciadłem...!
Zgadłem, dzieci, czy nie zgadłem?





















Opowieść o żabce



Raz wybrał się Krzysio na łowy;

Sieć w wodę zarzucił... i z głowy:

W efekcie połowu do dzbanka

Trafiła nieszczęsna kijanka


(Ucieszył się urwis: od dzisiaj

Kijanka własnością jest Krzysia;

Niech w dzbanku dorasta i szybko

Dorosłą okaże się rybką,


Gdyż dobrze oglądać jest – niby -

Podrosłe tak ryby zza szyby).

Co na to – spytacie – kijanka?

Cóż... Czekać nie chciała do ranka:


Na przekór dziecinnym pułapkom -

Czmychnęła, bo stała się żabką.

Zmieniła swą postać i teraz

Nad stawem słyszymy ją nieraz,


Gdzie dni swe przeżywa i noce

Jak żaba – to znaczy rechoce

I żadne na świecie akwaria

Nie wiedzą, czym taka jest aria.


























Dziecięcy bukiecik



Kto chciałby przekonać się o tym,

Że wiosna stanęła za płotem,

Niech spojrzy na fiołki i mlecze.

Konwalie są zgrabne – nie przeczę.


To prawda, że kwiatek konwalii

Przykładem jest kształtu i talii,

Jaśminy zaś – wonne jaśminy

Urokiem nas wabią jedynym,


Lecz kto by – przystąpmy do rzeczy -

Nazrywał raz fiołków i mleczy,

Do nosa je podniósł i słodko

Maleńką obwiązał stokrotką,


Niech zaraz – nie mówiąc nikomu -

Bukiecik zaniesie do domu!

Niech serce przekona się drogie,

Że wiosna stanęła za progiem...!































Humorki Jasia



Ma Jasio humory, humorki
W soboty, niedziele i wtorki:
... Że upał. ...Że szkoła Go nudzi.
... Że chyba nie wyjdzie na ludzi.

... Że wiosną ćwierkają wróbelki,
A z tego pożytek niewielki.
Ma Jasio humorki, problemy.
... Lecz jakie? - Niestety, nie wiemy.

Nikt nie chce z Nim gadać w ogóle.
Na lewo nałożył koszulę.
... Lecz kto się nie boi ryzyka,
Ten takich, jak On, nie unika,

Bo przecież to kłopot malutki
Podzielić z kimś żale i smutki.
































Kłopoty złotej rybki



- Złota rybko! Złota rybko!

Moją prośbę spełnij szybko:

Niech o szybie zbitej w domu

Nie opowie Staś nikomu.


Złota rybko! Złota rybko!

Zrób coś, proszę, z ową szybką...

Powiedz Tacie, rybko złota,

Że to pewnie wina kota


(Kot to znany szaławiła),

Albo, że się sama zbiła,

Albo, że to rzecz nabyta...

I niech o nic mnie nie pyta.


Niechaj powie: „- To się zdarza.

Zresztą blisko mamy szklarza” -

Tak rozmowę tę poprowadź!

Przecież umiesz zaczarować...































Na prerii



Ferie, ferie i po feriach!

... A ja ciągle o tym marzę,

Że Ludowy Park – to preria

I, że ścigam blade twarze.


... Kowboj kryje się za krzakiem;

Koń ponosi Indianina

(Są na prerii dziwy takie -

Rodem z filmu albo z kina).


... Nagle słyszę, że w kanionie

Tumult wszczyna się i wrzaski...

Strzelam celnie w swej obronie

I uciekam w stronę jaskiń...


Ta decyzja była błędem -

Czuję śmierci widmo bliskie.

... Lecz na prerii happy endem

Kończą się przygody wszystkie.


Nim do parku znów wyruszę,

Spojrzę w lustro i zobaczę

Głowę strojną pióropuszem.

Jak to dobrze być Apaczem!


























Sposób na grudzień





Idzie zima: Tup! Tup! Tup!

- Długi szalik sobie kup!

Szyję okręć: raz i dwa!

Nie jest straszna zima zła!



Wiemy jednak od lekarzy,

Że kto zdrowie lekceważy,

Tego brzydka spotka grypa,

A na grypę – tylko lipa…



Idzie zima: Hop! Hop! Hop!

- Przeziębieniu powiedz: Stop!

Gdy wychodzisz na ulicę,

Włóż zimowe rękawice;



Sprawdź, czy śnieżek mocno prószy!

Ciepłą czapkę włóż na uszy;

Potem kijki weź do nart!

Chuchnij w dłonie… Gotów…? Start!






















W moim alfabecie



A


A”, jak wiecie, w alfabecie

Nie jest drugie ani trzecie.

Przewodnictwa tej literze

Żadna inna nie odbierze.

Ileż bowiem znaczy dla nas

A” jak arbuz czy ananas!



B


Choć udźwignąć może brzuszki,

B” okropnym jest bojuszkiem.

W tym jest owej sprawy sedno,

Że ma nóżkę tylko jedną.

B” się bardzo, bardzo boi,

Że na nóżce nie ustoi.



C


C” napisać jest łatwiutko.

C” się pisze bardzo krótko.

Wielkie by wynikło zło,

Gdyby z niego zrobić „O”.

Takiej krzywdy tej literze

Nigdy czynić nie należy.



D


Drogie dzieci, czy Wy wiecie,

Co tak dudni w alfabecie?

D” jak dłuto, „D” jak działo

Twardą głoską zadźwięczało.

Spójrzmy prawdzie prosto w oczy:

D” się z nami ciągle droczy.



E


Bez literki skromnej „E”

Niechaj dzieje się, co chce!

Bez niej byśmy zapomnieli

I o Ewie, i o Eli,

I kontynent Europa

W zapomnienie też by popadł.


F


F” jest miękkie jak futerko

I, choć rzadką jest literką,

Dzięki floksom, fiołkom, frezjom

Samo w sobie jest finezją.

Stąd też mali oraz duzi

Bardzo cenią je Francuzi.



G


G” brzmi głośno niczym gong;

Występuje w grze ping-pong.

Grzmieć tysiącem gromkich ech

To dla niego gratka... Ech!

Najwyraźniej ma ochotę

Epatować takim grzmotem.



H


To od niego się zaczyna

Hanka”, „Hela” i „Halina”.

Dzięki niemu humor Helki

Jest radosny jak wróbelki.

Bez literki śmiesznej „H”

Nikt by nie śmiał się: Ha! Ha!



I


I” za honor sobie bierze,

Byśmy dzięki tej literze

W jednym zdaniu więcej treści

Mogli zawrzeć i pomieścić;

Byśmy zdania – moi mili -

Niepotrzebnie nie dzielili.



J


J” jesienią, jak już wiemy,

Obiecuje smaczne dżemy.

Ja jednakże – mówiąc ściśle -

Jadam jabłka i nie myślę,

Gdy jesienią jabłko jem,

Czy nadaje się na dżem...





K


Bardzo dziwna to litera.

Jedną łapką się podpiera;

Drugą wzniosła hen – wysoko:

Ku przestworzom, ku obłokom...

Tak łapkami macha dwiema,

Bo po prostu trzeciej nie ma.



L


Dwa ramiona – prosty kąt...

Ileż znaczeń płynie stąd!

To od niego się zaczyna

Nazwa Lwowa i Lublina.

… „L” jak Lublin, „L” jak lew;

L” jak luby ptaków śpiew...



Ł


Jedną łapkę w górę wzniosła...

Te dwie łapki to są wiosła.

Ł” to łajba albo łódka,

Z czego pointa płynie krótka

(Trochę dziwna – to nie szkodzi...):

Łódką płynie się do Łodzi.



M


W samym środku alfabetu -

Ku zdumieniu wierszokletów -

Zaplątało się, jak wiem,

Przełamane trzykroć „M”:

M” jak Miłość, „M” jak mowa,

M” jak mądre Matki słowa...



N


N” niezwykłe ma oblicze -

Niesłychane, tajemnicze.

Gdy nadchodzi nocą sen,

Wtedy właśnie owo „N” -

Nieznacząca nic litera -

Siódme niebo nam otwiera.





O


Gdy do setki dodać „O”,

Sto to nadal będzie sto.

Lepiej zatem – moi mili -

Niechaj nikt się nie pomyli:

O” okrągłą jest literą;

O” to wcale nie jest zero.



P


P” jest bardzo ważnym znakiem,

Bo, kto czuje się Polakiem,

Ten na co dzień i od święta

Czci, szanuje i pamięta

O tym wszystkim, co jest „Naj...!”,

Co oznacza: Polski Kraj!



R


R” jest bardzo chropowate.

Choć to tylko „P” z krawatem,

Rzeczą byłoby nie fair

Zlekceważyć owo „R”,

Gdy zatrąbi ta literka,

Dajmy na to – jako R-ka.



S


Gdy maluchów zgodny chór

Szczur” wymawia jako „scur”,

Stasia śmieszy dziatwa, która

W szczurze właśnie widzi scura.

Staś się strasnie duzym mieni,

A tymczasem sam sepleni...



T


Nie od dzisiaj wiemy o nim,

Że to tylko jest pseudonim;

Że faktycznie to jest „I”,

Które z wszystkich sobie kpi.

I” schowało się pod daszek.

Taki właśnie z niego ptaszek...





U


Będzie zuchem, co się zowie

Ten, kto pierwszy z Was odpowie,

Co oznacza ta literka.

To nie „upór” czy „usterka”,

Ani „upał” nagły w lecie,

Ale uśmiech w alfabecie!



W


Wyczekuje, pełne gracji,

By obwieścić czas wakacji

(Po wakacjach jeszcze raz

Wieścić zwykło szkolny czas).

Triumfuje wczesną wiosną,

Aż wróbelkom serca rosną.



Y


Rozpoczyna pewne imię...

Stwór – widziany (ponoć) w zimie,

Zamieszkuje – jak się zdaje -

Azjatyckie Himalaje,

Gdzie niezmiennie jest „na topie”.

Można poznać go po stopie...



Z


Z” się martwi – drodzy moi,

Że na końcu prawie stoi;

Gdyby więc nie „Ż” i „Ź”,

Rozpłakałoby się wnet

(Jednak według mojej wiedzy

Pocieszają je koledzy).



Ż


Dawno temu dwa żurawie

Wędrowały po Warszawie.

Gdy dla żartu wsiadły w czółno,

Popłynęły aż na północ.

Ż” zachęca do wyprawy

Nad Mierzeję, na Żuławy.





Ź


Ź” stanęło na koniuszku.

Nie ma nóżek, ani brzuszków.

Źle się dzieje jednak bardzo,

Gdy ostatnim pierwsi gardzą.

Z wielkim żalem na nas zerka

Niepozorna ta literka.













































O wagarów zgubnym skutku...



Może dzieci o tym wiedzą,

Co porabia mysz pod miedzą?

- Czym zajmują się rolnicy?

- Skąd się bierze kurz w piwnicy?


- Kiedy lato się zaczyna?

- Jak się pisze słowo „krztyna”?

- Kiedy Unia była w Krewie?

Może dzieci. … Bo ja nie wiem.


Chociaż w wierszu z własnej woli

Występuję w takiej roli,

Choć to może nie wypada,

Wyznam jednak – trudna rada


(Nie pomogą tutaj czary):

Ja chodziłem... na wagary.

































W cieniu wiosny



Ktoś mi powie: - To niewiele

Mieć na działce takie ziele...

Niechaj mówi... Trudna rada -

Dyskutować nie wypada.


Tuż przy ziemi konwalijki

Kryją swoje smukłe szyjki,

Drżąc od wiatru, który płoszy

Krople deszczu i rozkoszy.


Ledwo moce tajemnicze

Zroszą kształtne ich oblicze,

Słodycz łodyg, dno kielicha,

A już zwykle na nie czyha


Jakaś stopa wielkoluda.

Może ukryć im się uda

Pod uroczo pochylonym,

Śnieżnobiałym, pysznym dzwonem?


Ten, kto ujrzy jednak z bliska

Świat ukryty w kwiatów listkach -

Niedostępny świat konwalii,

Pewno zapach ich pochwali:


Delikatny, rześki, świeży,

Ulubiony przez harcerzy...























Ogłoszenie



Zgubiłem wiersz liryczny -

Niedługi, prosty, śliczny.

Gdy szedłem do fryzjera,

W kieszeni mnie uwierał


I przepadł mi bez wieści.

A wiersz był takiej treści:

- Że chmurka. - Że słoneczko;

Że pasły się nad rzeczką


Prześliczne trzy owieczki.

Pod chmurką! Obok rzeczki!

I były trzy! Uwaga!

Znalazcę teraz błagam:


Niech w swoim interesie

Natychmiast wiersz odniesie!

Bo ja takiego może

Już więcej nie ułożę...


Wiersz nie mógł zniknąć. Przecież

Nie ginie nic na świecie -

Nie wpada do czeluści,

Więc wiersz się nie rozpuścił...


Na pewno gdzieś na mieście

Dygoce i szeleści

Złożona wpół karteczka

Z mym wierszem o owieczkach.


Więc może ktoś rzetelny

Na spacer swój niedzielny

I po to się wybierze,

By znaleźć na papierze


Spisany wiersz liryczny -

Niedługi, prosty, śliczny,

Co bardzo mnie uwierał

Po drodze do fryzjera!


… Gdy kto w tej sielskiej bajdzie

Owieczki trzy odnajdzie,

Słoneczko, rzeczkę, chmurkę,

Niech dzwoni na komórkę!





Słodka chwila



Taki wieczór – trudna rada -

Do niczego się nie nada.

Półmrok jakby w domu zaległ;

Nudzi Ania się i Marek;


Smutek w czasie kwarantanny

Rządzi sercem naszej Anny,

Żal zaś toczy serce Marka.

I choć na Nich nikt nie sarka,


Nikt nie karci, nie poucza,

Dziś szczególnie Im dokucza

Brak zabawy w chowanego

Z koleżanką czy kolegą.


W życiu Marka i Anusi

Tak tymczasem dziać się musi:

Będą nudzić się do czasu,

Gdy powróci do głuptasów


Ich mamusia – pielęgniarka.

Gdy przytuli się do Marka;

Gdy uściśnie małą Anię,

To zrozumieć będą w stanie


Coś, co będzie – moi mili -

Samym sednem owej chwili:

- Że, kto serce ma dla ludzi,

Ten w ogóle się nie nudzi...





















Wierszyk o dobrym uczniu



Jeśli wierzyć mądrej sowie,

Uczeń „dobry” w cudzysłowie

Umie brać się do nauki,

Lecz nie bierze się dopóki...


Tutaj każdy z nas wyliczy

Sto tysięcy różnych przyczyn

(W jednym wierszu ich nie streszczę)

Tego, że się nie wziął jeszcze:


- Póki trochę jest „w temacie”;

- Póki kumpel jest „na czacie”;

- Póki „trudno ująć w słowach,

Jak mnie bardzo boli głowa”;


- Póki w domu „wolna chata”;

- Póki trwają młode lata;

- Póki wreszcie ma na głowie

Ważną sprawę” w cudzysłowie,


Albo innych sto pomysłów...

Czas odrzucić ten cudzysłów:

Uczeń dobry – bądźmy ściśli -

To jest taki, który myśli (!)


























Zasmuconym dzieciom



Wszystkim, którzy niczym sowy

Osowiali są, niestety,

Niechaj przyjdzie dziś do głowy,

By posłuchać słów poety:


Gdy się cietrzew zacietrzewi;

Kiedy byk się byczyć zacznie,

Chwast wśród krzewów się rozkrzewi,

Tchórz zaś stchórzy nieopatrznie;


Gdy krokodyl niby płaczka

Krokodyle łzy wyleje,

Rak ze wstydu spiecze raczka,

Baran całkiem zbaranieje,


Jeż najeży się, a słonie...

A słoniami – zgodnie z planem -

Przed upałem się zasłonię

Niby wielkim parawanem -


Wtedy do nas przyjdzie lato

Szlakiem ponad tysiącletnim

I stubarwną strojne szatą

Czas wakacji nam uświetni...!


























Cyka zegar...



Cyka zegar: Cyk! Cyk! Cyk!

Chłodny ranek wstanie w mig.

Słońce zaszło. Noc zapada -

Bajki dzieciom opowiada;


Do każdego - Tik – tak – tik -

Ciepły ranek przyjdzie w mig.

Ten, kto teraz smacznie zaśnie,

Późną nocą ujrzy właśnie


Księżyc, który już od lat

Bywa z ludźmi za pan brat.

Bo księżyce i zegary

Po to są, by dzionek szary


Każde z dzieci – każde z Was -

Powitało jeszcze raz.

Taka w nich jest moc ukryta,

Że gdy nowy dzień powita


Wojtek, Ania albo Krzyś -

Jutro znowu będzie dziś...




























Mruczuś pod pręgierzem



- Niech się każdy dowie o tym:

Mruczuś zawsze będzie kotem!

Choć niekiedy jest – na trochę

Niewiniątkiem i pieszczochem,


To na kęsek patrzy żywy

Z kulinarnej perspektywy.

Kot z ofiarą ma się droczyć;

Jeśli trzeba – zauroczyć,


Nie na darmo jednak zerka

Na posiłek, który ćwierka

(Bardzo smaczny zresztą – w sumie…).

Czy ktokolwiek z Was rozumie,


Co się stało Pani, która

Krzyczy dzisiaj na kocura,

I dlaczego na mnie sarka?

Kot ma prawo zjeść kanarka…






























Ostatnie salto Jasia



Jaś był zuchem, co się zowie…

Ponad własne swoje zdrowie

Cenił skoki i ryzyko.

Kto fantazją żyje dziką,


Ten, jak Jasio – drodzy moi –

Konsekwencji się nie boi:

Wykonując salta, skoki

W bystrej wody nurt głęboki


Wie dokładnie o tym (hurra!),

Że to wyczyn i brawura.

Mógłby wiedzieć Jasio w sumie,

Że nie wszystko jeszcze umie…;


Że (tu problem się zaczyna)

Kamień to nie trampolina…;

Że ten jeden skok do rzeki

Życiem skończy się kaleki…


Cóż! Niejednej smutnej chwili

Ten uniknie – moi mili,

Kto potrafi w dzionek szary

Mierzyć siły na zamiary…


























Pierwszy dzień wakacji



Zapał wszystkim się udziela:

Oto łąki pełne ziela,

Ruch w pociągu i na stacji

Mówią: - Nadszedł czas wakacji!


Opalone w letnim skwarze,

Wypiękniałe czyjeś twarze

Wyrażają zachwyt niemy.

- … Dokąd? Dokąd pojedziemy?


Z tej tęsknoty za przygodą

Niespodzianą, wiecznie młodą;

Z najpiękniejszych lata godzin

Niechaj w sercach się narodzi


I na zawsze w Nich zagości

Wiecznotrwałej duch mądrości!

A tymczasem – jak co roku -

Przyszedł czas, by z łezką w oku


(Tkwi w tym sens nie byle jaki)

Domknąć książki i plecaki.

Co ma stać się, niech się stanie!

Najpiękniejsze jest czekanie.


























Tajemnice dzikiej łąki



Łąka była, jakich wiele:

Wonna miętą, strojna zielem -

Zwykła łąka, lecz przy stawie

Sny spełniały się na jawie.


Dość powiedzieć, że ropuchy

Słyszał nawet dziadek głuchy.

Jaś, co chodził tu na łowy

Wracał z mądrą miną sowy -


Tym piękniejszy i bogatszy,

Co usłyszał i wypatrzył:

Krzykiem gęsi, żab rechotem,

Kręgiem słońca szczerozłotym


Zachodzącym uroczyście,

I łopianem z takim liściem

Jak ogromna globu miska -

Wszystkim, co zobaczył z bliska.


Bo w przyrodzie, jak w teatrze

Można cudów moc wypatrzeć.

Trzeba tylko przejść się czasem

Polną dróżką, gajem, lasem...


Tylko między tatarakiem

Można spotkać dziwy takie...























Wyśnione wakacje


W najpiękniejszym śnie na świecie

Dziwne wróżka bajdy plecie:

O radości, co nad ranem

Tryśnie w sercu rozedrganym;


Polnym stawie i o łódce –

O tym, co się spełni wkrótce…

Sen się sączy bajki strużką.

- Opowiadaj bajdy, wróżko!


Powiedz, dokąd okręt płynie;

Czy nas radość nie ominie;

Kto zasiądzie z nas u steru;

Czy to statek nie z papieru!


Odpowiada wierna wróżka:

- Ten, kto poszedł już do łóżka

I we wszystko wierzy święcie,

Ten przemierzy na okręcie


Tajemniczą globu przestrzeń.

Trzeba tylko zasnąć jeszcze…

Wszystko spełnia się na jawie –

Łódź kołysze się na stawie.


Tak tu cicho… Już za chwilę

Staw się stanie dla nas Nilem…
























Trudny zawód: nauczyciel


Ten, kto jest nauczycielem

Wiedzieć musi o nas wiele:

- Że zazwyczaj nas uwiera

Wszelka sztuczność i maniera;


- Że to nie jest żadną hecą,

Gdy się chcemy pośmiać nieco;

- Że niektórym w piątej klasie

Szkolna wiedza trudną zda się


(Bo ja także – szara myszka –

Właśnie po to tutaj przyszłam,

By się umieć przyznać gorzko

Przed rozsądną pedagożką:


- Myszka jeszcze nie potrafi

Opanować ortografii);

- Że się lękam srogiej miny

Entuzjastów dyscypliny


I, że ciepło w sercu czuję,

Gdy ktoś powie mi: - Dziękuję!

Nim oceni mnie w zeszycie

Zatrwożony nauczyciel,


Niech w dziecięcej mojej duszy

Niepewności skałę skruszy,

Bym wiedziała, że nie kłamią

Orle skrzydła u mych ramion.






















Skąd się biorą chmurki?


Chmurki lekkie są jak piórko.

Kto się cieszyć umie chmurką,

Temu wszędzie towarzyszy

Skarb bezcenny błogiej ciszy.


Lecz wśród chmurek są i takie,

Które z ciszą są na bakier -

Te deszczowe i kłębiaste.

Gdy się zbiorą ponad miastem,


Wówczas dziwne ich oblicze -

Ciemne, groźne, tajemnicze,

Zapowiada frajdę dużą.

Jak uchronić się przed burzą?


Wiem od bardzo mądrych osób,

Że jest na to pewien sposób:

Trzeba tylko wziąć do ręki

Pogodnego nieba błękit;


Promyk słońca chwycić dłonią...

Niech przed deszczem nas osłonią!

Kto je chwyci dłońmi dwiema,

Żadnej chmurki w sercu nie ma.


Skąd się zatem chmurki biorą?

Muszę przyznać to z pokorą:

Tylko Pan od geografii

Wytłumaczyć Wam potrafi...






















W rodzinnym albumie...



Kto nie tęsknił, nie zrozumie,

Ile w owym tkwi albumie

Najprawdziwszych niespodzianek...

Tu się z pieskiem bawi Janek.


Psotne szczenię (ponoć wyżeł)

Buzię brudną teraz liże...

A tu widok jeszcze słodszy:

To od moich lat najmłodszych


Dziecko swe ze światem brata

Droga Mama... Drogi Tata...

Oto z ufnych oczu Mamy

Płynie wszystko, co kochamy:


Uśmiech jasny niby tęcza;

Dobroć, której wszak zawdzięczam

Pewność niczym nie zachwianą,

Że mnie kochać nie przestaną...


Widzę w czystych oczach Taty

Blask geniuszu przebogaty -

Jest w nich wiara niepojęta,

Że na co dzień i od święta


Swoją troską będzie przy mnie;

Że serdecznie i intymnie

Miłość zamknie swą w albumie -

Tę, bez której żyć nie umiem...!





















Jasio na tropach mądrości



Kto mądrości samej szuka

W starych księgach, białych krukach;

Kto przez jedną choćby chwilę

Pragnął zostać bibliofilem,


Arcydzieła niechaj czyta

I, jak zdarta dawno płyta,

Niech powtarza wciąż od nowa

Najważniejsze, wielkie słowa!


Wszystko prawda! Twórczym zwie się

Ten, kto światło bliźnim niesie.

Lecz, choć dziwna tkwi potęga

W zakurzonych, grubych księgach,


Co do Jasia stawiam veto!

Jaś nie tylko jest ascetą

I uczonym, co się zowie,

Lecz naraża swoje zdrowie:


Krótko sypia, prawie nie je...

Trzeba tylko mieć nadzieję,

Że się mądrość w Nim obudzi,

Która wiedzie Go do ludzi;


Która innych uszczęśliwi

Tym, co chłopiec w sercu żywi.

Bo jest Piękno, które czeka

W najszczęśliwszych łzach człowieka...





















O tym właśnie, jak okropne są oceny zbyt pochopne...




Gniewosz wcale się nie gniewa;

Sławek sławy próżno czeka;

Nie zgrzeszyła wcale Ewa;

Rafał wyrósł na człowieka.


Nie używa Czarek czarów;

Marek nie jest nocnym Markiem;

Nie ma dla nas Darek daru -

Sam dla innych jest podarkiem...


Niech się zatem od tej pory

Skończą dla nas względy błahe.

Nie ma miejsca na pozory

Pod rodzinnym, wspólnym dachem...


Bo choć Lilka – trudna rada -

Przypomina kwiat konwalii,

Każdy imię swe posiada,

Byśmy je uszanowali!






























Żebyś babciu...



Kiedy Babcia weźmie włóczkę

I szydełko;

Kiedy skarbem nazwie wnuczkę

I perełką,

Wejdę Babci na kolana

Niczym kotka,

By powiedzieć, że kochana

Jest i słodka;

Że nie myśląc o nagrodzie

I prezentach

Odtąd grzeczna będę co dzień

I od święta.

Będę Mamy się słuchała

Cały styczeń,

Żebyś, Babciu, wypiękniała

Od tych życzeń.


































Dzień z babcią



Na spacerek mnie zabierze,

Gdy nie mogą wziąć rodzice;

Potem strzeże na spacerze,

Gdy przechodzę przez ulicę.


Ona chipsy kupi w sklepie,

Gdy poproszę Ją przy kasie.

Ona dla mnie chce najlepiej;

Na marzeniach moich zna się.


Słysząc hałas zbitej szyby

Nie zapyta: „- Co to znaczy?”,

Bo mnie kocha nie na niby

I przed Tatą wytłumaczy.


Gdy obejmie mnie za szyję;

Powie: „- Nie płacz już, głuptasie...

Widzisz: przecież jeszcze żyję...!”,

Z Babcią wszystko przeżyć da się.































Przekorny Jasio



Styczeń, luty już za pasem;

Przyszła zima a tymczasem

Małych płatków barwy mleka

Nadal jeszcze każdy czeka.


Zerka w okno Jaś co ranka.

Jak ulepić ma bałwanka?

Można czekać cały wiek,

Nim zaprószy biały śnieg.


Nim pokryje dachy, drzewa,

Tak z przekorą Jaś zaśpiewa:

- Spieszy do nas śnieżna zima.

W drodze nic jej nie zatrzyma.


Kiedy wreszcie przyjdzie wiosną,

Długie brody nam wyrosną

I z upałem za pan brat

Będzie cały piękny świat...!































Pokora Autora



Pisują poeci

Wierszyki dla dzieci,

Lecz serce Ich boli,

Że nikt już i w trolli,


I w śpiących rycerzy

Po prostu nie wierzy.

Nie wierzą maluchy

W krasnale i duchy;


Nie wierzą zapewne

I w śpiącą królewnę.

Nielekko jest przeto

Dziecięcym poetom.


Kochane maluchy!

Dodajmy otuchy

Nieszczęsnym Autorom!

Namawiam z pokorą...































Grudniowa noc



Niebo się nad ziemią chyli.

Każda z gwiazdek ponad nami

Ma śnieżystą barwę lilii.

Tuli do nas się aksamit.


Noc jak czułe pożegnanie,

Jak najlepsze myśli własne

Serca koić nie przestanie,

Gdy znużony trudem zasnę.


Spoza świateł nieboskłonu,

Mgieł, obłoków i firanek,

Zerknie czasem w moją stronę

Tajemniczy nowy ranek...


A tymczasem spać już pora.

Już grudniowy idzie święty;

Słodkie sny wyjmuje z wora

I rozdaje jak prezenty.































Kindersztuba



Moja Babcia to jest władza,

Która ciągle mi doradza:

Żebym słuchał swego Taty;

Czekoladę jadł na raty;


Żebym mówił od tej pory

Jest mi przykro” zamiast „sorry”;

Bym polubił, na swą zgubę,

Tę – jak mówi – kindersztubę.


A ja nie wiem – daję słowo,

Co zaklęcie znaczy owo.

Język mi się na nim łamie.

Chyba o tym powiem Mamie...


Mam nadzieję, że wysłucha

I nie spyta mnie – malucha:

- Czemu biegam? - Czemu wrzeszczę?

Przecież jestem dzieckiem jeszcze...































Z pamiętnika Jasia



Dużo myślę o Covidzie.

Marzę o tym, że za tydzień

Sejm Uchwałę taką wyda:

- Nie ma wcale już Covida,


Bo z wirusa tej niedzieli

Wszyscy naraz wyzdrowieli.

Dzisiaj (tak by napisali)

Pozwalniano ze szpitali


Ojców, matki, na ostatku

Naszych mądrych, dzielnych dziadków.

Wszyscy silni są i zdrowi,

Wobec czego Ministrowie


Zapraszają na ulice

Uczniów oraz uczennice.

Niech opuszczą mury jaskiń

Bez dystansu i bez maski!


W tłumie, w tłoku i w uściskach

Radość na nas czeka bliska...

Wtedy właśnie – w owym tłumie

Uznam pewno i zrozumiem,


Że prócz licznych wad niestety,

Miał ów wirus i zalety:

Choć nie wierzę w to na poły,

Zatęskniłem już do szkoły...





















Historia pewnego obżarstwa



Kto, jak Jasio, się objada,

Musi wiedzieć, że to wada.

Czekolady, chipsy, mięska -

Zdaniem Jasia to nie klęska!


Smakowały chłopcu krocie

Kęsków, smaczków i łakoci,

Te cukierków kilogramy -

Wszystko, oprócz uwag Mamy


(Nie pomoże nic, niestety,

Gdy ktoś taki ma apetyt.

Kto w jedzeniu nie zna granic,

Nawet Honor miewa za nic...).


Karmił kota buteleczką -

W buteleczce mleczka deczko.

Gdyby troszkę więcej było,

To by chętnie się wypiło...


Chwycił ją rekami dwiema -

I dla kotka mleczka nie ma!

Wracał Tata z drugiej zmiany

Umęczony, spracowany.


Już miał zasiąść do obiadu...

Po obiedzie nie ma śladu.

Ryż na obiad był i śledzie -

Zjadł je Jasio... po obiedzie.


Nie ma nic dla Taty Matka,

Jaś zaś mówi, że to gratka:

Przecież śledź to nie kaloria...

Taka właśnie to historia.
















Prawdziwa wiosna



Marzec słynie z kocich harców

I, w surowym nawet marcu

Słońce – blade jak abażur -

Wiosnę wita w kalendarzu.


Oto mamy chłodny kwiecień -

Zima plącze się po świecie,

Lecz, pokryte cienia smugą

Bzy zakwitną już niedługo.


Już niedługo – może w maju -

Na piaszczystych dróg rozstaju

Najprawdziwszą wiosnę spotka

Bez, tulipan i stokrotka.


Chociaż twierdzą już niektórzy,

Że nie przyjdzie, że się znuży,

Przecież (wątpić w to nie wolno!)

Przyjdzie do nas drogą polną...































Niedoceniony Mruczuś



Nie wiedziałem – mówiąc szczerze -

Jakie to jest mądre zwierzę...

Szedłem wtedy – moi mili -

Szlakiem maków, łąk, motyli.


Wokół pola, las i tęcza...,

Gdy telefon mi zabrzęczał.

To był kotek. Mój! Nie z bajki.

Bez obuwia i bez fajki.


Koci pazur wbił w klawisze -

SMS-a do mnie pisze:

„Z kranu w kuchni leci woda.

Jeśli domu Ci nie szkoda,


To nie wracaj. Mam nadzieję,

Że mieszkania nie zaleje”.

Każdy w takiej sytuacji

Ulec mógłby konsternacji.


Każdy może – drogie dzieci -

SMS-a dostać z sieci...

Ale dostać go od kotka?

Łatwiej wygrać w totolotka!


Trzeba jednak – moi drodzy -

Trzymać nerwy swe na wodzy.

Otrzymawszy komunikat;

Dzwoniąc po hydraulika,


Nie myślałem, jaką pointą

Podsumować prawdę świętą...

Przydał kocur się. Nie przeczę,

Lecz mieszkanie ubezpieczę.
















O pragnieniu, które nie mogło się ziścić...



Rzeczy taką miały postać:

Jaś od Taty pragnął dostać

Deskorolkę, dwa laptopy,

Podróż wokół Europy


I do kina trzy bilety.

Cóż poradzić, gdy (niestety!)

Na świadectwie – Jaś to czuje -

Będą chyba same dwóje...


By ucieszyć się prezentem,

By się stać beneficjentem

Tej – jak mówi – Ojca kasy,

Musi zdać do siódmej klasy.


Smutno chłopcu. Trudna rada!

Lipiec Mu się zapowiada

Zgoła taki sam, jak w maju:

Spędzi go w swym własnym kraju.


W każdym razie jutro w szkole

Jaś podkreśli swoją wolę:

- Mogę jechać, lecz nie muszę,

Gdyż obcięli mi fundusze.


























Deszczowa udręka



Dziś za oknem w mieście lało

Dzień calutki i noc całą.

Ma więc Marek problem duży

I z powodu owej burzy


Zrzędzi zgoła przeokropnie:

- Gęś pogodę niechaj kopnie!

W takiej bowiem sytuacji

Lata nie ma i wakacji...


Taki dzionek szaro-bury

Sam zaprasza do lektury,

Proponując chłopcu właśnie:

- Może powieść? - Może baśnie?


Proszę Dzieci: - Nie ma mowy!

Nie przychodzi Mu do głowy,

Żeby książkę wziąć do ręki

I, choć trapią Go udręki,


Książki leżą – moi drodzy -

Pod kanapą, na podłodze...

Żadnej nie ma w ręku Marka.

Kto na Marka z Was by sarkał,


Niech sam siebie się zapyta,

Czy w wakacje często czyta,

Dajmy na to – po obiedzie...

Czekam Waszych odpowiedzi.





















O zezie, piegach i prawdziwej Przyjaźni...


Wśród harców i figlów na łące

Bawiło się skrzatów tysiące,

I wokół słyszano krasnali,

Jak w bajce radośnie śpiewali.


Żar słońca im serca rozgrzewał,

Lecz jeden ze skrzatów nie śpiewał...

Nie cieszył go nawet śmiech bratni,

I czuł się w ogóle ostatni.


Pocieszał w ten sposób go zając:

- Od dawna kłopoty twe znając,

Doradzam ci, mały głuptasku,

Byś twarz swą ukrywał pod maską.


Z pociechą przyjść chciały mu żuki:

- Nie będziesz szczęśliwy, dopóki,

Bez względu na zeza i piegi,

Nie znajdziesz na łące kolegi.


Mówiła nam sowa przed laty,

Że każdy, kto był piegowaty,

Na koniec z tych piegów wyrośnie.

A krasnal wyszeptał żałośnie:


- Na pewno mnie nikt nie wysłucha,

Nie przyjmie za brata ni druha...

Pocieszał go także i człowiek:

- Niedbałość o życie i zdrowie


To twoich problemów synteza.

Wiedz o tym, że źle jest mieć zeza.

Jedynie niedźwiadek malutki,

Nie bacząc na żale i smutki


(Bo z zezem nie liczył się wcale),

Powiedział: - Nie jestem krasnalem,

Lecz chciałbym poprosić o wiele.

Chcę twoim się stać Przyjacielem.


Gdy spojrzał Koledze skrzat w oczy,

Radośnie do góry wyskoczył

I odrzekł (słyszały to skrzaty):

- Nie czuję się już piegowaty,


Bo stało się coś... coś wielkiego!

Ty stałeś się moim Kolegą,

By było na świecie nam raźniej.

Niech zatem nad naszą Przyjaźnią


Słoneczko zaświeci jaskrawsze.

Będziemy już razem na zawsze!














































Smutny czas Jasia



Kiedy nagły chłód owionął

Trawę bujną i zieloną;

Gdy uwagę Jasia przykuł

Liść brązowy na chodniku -


Jednym słowem, gdy we wrześniu

Jesień przyszła nazbyt wcześnie,

Pokropiona barwą rudą,

Uciec chłopiec chciał przed nudą.


I choć własnych kroków echo

Napawało Go pociechą,

W serce dziecka po cichutku

Wkraść się zdołał nastrój smutku.


Nudny wieczór i wiewiórka...

Nudna nawet gęsia skórka...

Gorzkie myśli są malucha,

Który mamy nie posłuchał.


Z jakich przyczyn nosi w duszy

Echo smutku i katuszy?

Cóż! Powodów miałby szereg,

Żeby uciec na spacerek.


Stąd, choć wcale Go nie chwalę,

Wiem, że dla tych, którzy stale

Noszą w sobie zamiar butny,

Czas jesieni bywa smutny...





















Słowa



Są takie, do których przywykłem -

Uczone, dostojne, niezwykłe,

Lecz choćbym – uwierzcie na słowo (!) -

Dobierał je co dzień na nowo


Rozważnie, uważnie i dumnie,

By prawdy w nich zamknąć jak w trumnie,

To przecież i Hela, i Witek

Uczynią z nich lepszy użytek.


Są także zwyczajne jak klucze,

I sam się z dnia na dzień ich uczę,

A skoro są proste i łatwe,

Zapoznać bym z nimi chciał dziatwę


(Choć znane są wszystkim po trosze):

- PRZEPRASZAM, DZIĘKUJĘ i PROSZĘ.

Spróbujmy – to kłopot nieduży -

Rodzicom je czasem powtórzyć,


Koledze, sprzątaczce, staruszce,

Są bowiem cenniejsze niż kruszce!

Spróbujmy! Spróbujmy raz jeszcze

Odmienić spojrzenia złowieszcze;


- Dzień dobry!” - powiedzieć sąsiadom;

Uchronić świat słów przed zagładą,

Bo trwają w nich Prawdy zaklęte -

Spisane od wieków i święte...!





















Pies i potęga retoryki



Niechaj sobie spory toczą różne mądre głowy,

Jakie w życiu ma znaczenie szczerość ludzkiej mowy –

Jaś ma w Swoim arsenale liczne piękne słówka.

- Nie ma to, jak dobry pijar. Nie ma jak wymówka!


Gdy, spaceru pozbawione, wyć zaczęło psisko,

Widząc, że przez owo wycie na jaw wyjdzie wszystko:

Że zgłodniało mocno zwierzę – nikt mu jeść nie daje

I, że jawnie podupadło, aż się serce kraje,


Jaś się chwycił retoryki. Ona wszak niweczy

Zdrowy ogląd sytuacji – każdy sąd człowieczy.

Niech sąsiadom tylko powie (nie drgnie Mu powieka):

- Patrzcie, jaki grzeczny piesek i, jak ładnie szczeka (!),


A już własną złą opinię zatrze i zagłuszy.

Choć Mu pewnie pozostanie smutek jakiś w duszy…?





























Wigilia Ali



Wszystko, wszystko w owe Święta

Mała Ala zapamięta:

Na choince krzyż złocisty;

Zimny ogień, co nie wystygł;


Pierwszą gwiazdkę, która czeka,

Aż ujrzymy ją z daleka...

Już niedługo – po Pasterce,

Kiedy każde ludzkie serce


Nad Dzieciątkiem się użali,

Tak radośnie będzie Ali,

Tak Ją coś lub Ktoś poruszy,

Że zawoła z głębi duszy:


- Jak cudownie! Jak uroczo

Święta wszystkich nas jednoczą!

Wtedy buzię Jej pyzatą

Ucałują Mama z Tatą;


Pies przemówi ludzkim głosem,

Zaś nad ziemskim dziecka losem

Czuwać będzie w owej chwili

Ktoś czekany tej Wigilii...


























Bunt Jasia



- Zakupy zrób w sklepie!

Do lekcji się bierz!

Przygotuj się lepiej

I spiesz się już, spiesz!


(…) Brakuje nam czasu -

Mówiłam nie raz.

Od takich głuptasów

Wymagać już czas.


(…) Już dosyć tych fobii!

Na więcej Cię stać.

Kto lekcje odrobi,

Ten kładzie się spać!


Pij mleko z kożuchem!

Do szkoły już idź!

- Coś brzęczy nad uchem

I nie ma jak żyć.


Z pewnością przesadza,

Kto żali się tak -

Rodzice to władza

I boli Ich brak...


Lecz co to za życie,

Gdzie czas wiedzie prym?

Mam dwóję w zeszycie

I dobrze mi z tym...!





















Taki tam wierszyk...



Szły drogą zmęczone raz osły

W nastroju niezmiernie podniosłym.

- To ludzie im jacyś napletli,

Że film im właściciel wyświetli.


Gdy siądą w fotelach jak ludzie,

By zaznać spoczynku po trudzie,

To zaraz po pierwszej reklamie

(Reklama, jak wiemy, nie kłamie,


Lecz wielkie z niej płyną korzyści)

Filmowi zagrają artyści.

Więc ciesząc się z tego ogromnie,

Ruszyły na seans. Co do mnie,


To nie wiem, czy owe fotele

Zapewnią spoczynku im wiele,

Bo filmy, jak wiecie, się kręci,

By osły do pracy zachęcić...































Deszcz



Stuka, puka do okienka
I w piosenki swojej dźwiękach
Skrywać zda się motyw krótki:
- Jestem smutkiem. Jestem smutkiem…!

… A ja, grozy jego świadom,
W oczy patrzę listopadom
Zwiastującym złe nastroje,
Bo się wcale ich nie boję.

… A ja widzę, a ja słucham,
Bo jesienna owa plucha,
Zakłócając głuchą ciszę
Słodko do snu mnie kołysze.

Ta melodia senno-dżdżysta
Jest jak trębacz i artysta –
Dla mnie ona wszak obwieszcza
Pełen słońca dzień – po deszczach.































W Twoim śnie



Trzaska wesoło ogień z kominka
I twarz osmala płomień uroczy.
Stoisz przed lustrem – mała dziewczynka;
Zaplatasz sobie śmieszny warkoczyk.

Stroisz przed lustrem niewinne minki -
Buzię wypukłą i oczy skośne.
… To są ekscesy małej dziewczynki -
Małej, a takiej dzisiaj nieznośnej.

Placek z wiśniami jakże jest słodki
(Śpijże spokojnie – niech Cię nie kusi!)!
Kręcą się, kręcą trzy kołowrotki -
Trzy kołowrotki Twojej Mamusi.

Za piecem było dojście do stryszka
Schodami, jakby drogą do piekła.
Tu stare książki... Tu mała myszka
Spojrzała... i zaraz sobie uciekła.

Potem zabawa razem z braciszkiem.
On teraz kryje (liczy do pięciu).
Ty Mu się chowasz w skrzyni pod stryszkiem
- Tu Cię nie znajdzie. Czekasz w napięciu.

Ten widok wraca – sny są uparte.
Jak dawniej płomień w kominku świeci...
Z dzieciństwa swojego wyrywasz kartę
I piszesz bajkę dla swoich dzieci.

... W niej będzie Śnieżka i Mały Książę,
Kot w butach będzie... ale bez fajki!
- Może i ja się we śnie pogrążę?
Chciałbym posłuchać tej Twojej bajki.
















Piękny plan Jasia



Tyle bólu… Tyle smutku…
Ktoś zapłakał po cichutku;
Ktoś niedolę dzielnie znosi;
Ktoś dziś o nic już nie prosi…

Jeśli czegoś nie uczynię,
Aby pomóc Ukrainie,
Żal serduszko moje zdławi,
Maksym w nic się nie pobawi;

Nie obetrze łzy spod powiek
Romanowi inny człowiek
I w mym sercu nie zagości
Nic z wcześniejszej mej radości.

… Wiem, co zrobię! Powiem tacie,
Żeby za Nich zmówił pacierz,
Który siłę da Mu taką,
Że pomoże tym chłopakom,

Odda pokój dla rodziny
Z bohaterskiej Ukrainy –
Dla tych miłych kilku osób.
Już ja znajdę na to sposób!

Jeszcze moment, jeszcze chwilka,
A uśmiechnie się Wasylka;
Maksym znajdzie w sobie wolę
Do nauki w polskiej szkole

I mamusia ma kochana
Zrobi obiad dla Romana.
Bardzo dużo na tym świecie
Może zmienić małe dziecię.
















Obietnica



Niedługo po tej wiośnie
Pójdziemy do przedszkola
I serce Ci urośnie,
Dziewczynko z Mariupola.

… Bo pośród łun i zgliszczy
Zwycięskie zabrzmią dzwony
I życia już nie zniszczy
Zły człowiek nieproszony.

Gdy przemoc spocznie w grobie,
Wyjdziemy na ulice,
By spełnić dane sobie
Najświętsze obietnice:

- Nie będzie płakał wicher
Nad marzeń Twych zatratą
I szczęście Swoje ciche
Podzielisz razem z Tatą.

Nikogo nie przestraszy
Lecących wróbli stadko.
Nad nowym domem naszym
Będziemy czuwać z Matką.

Nastroją nas upojnie
Obsiane zbożem pola.
… Zapomnisz o tej wojnie,
Dziewczynko z Mariupola!





















Z wakacyjnego notatnika


Dziś przede mną – tajemnica.
To przede mną, co zachwyca:
Drzewa, ptaki, świat daleki,
Jakieś zioła obok rzeki,

Lat dziecinnych wierne klisze –
Wszystko, o czym nie napiszę.
Urok lata, siła wspomnień
Przemawiają tutaj do mnie,

Jak ów świątek, co od wieków,
Wiernie trwając przy człowieku
Mimo wichrów i niepogód
Hołd oddaje swemu Bogu.

Iluż trzeba spotkać świątków,
Aby wrócić do początku
Prawd, co – jeszcze nieodkryte –
Nowym darzą nas zachwytem!

Wszystko to, co sercu drogie,
Znaleźć można tuż za progiem.




























W dziadkowej chacie

Pamięci Marii Konopnickiej

W mojej bibliotece -

W chacie dziadka właśnie -

Leżą tuż za piecem

Starodawne baśnie.


Jakże tam jest słodko,

Gdy się zasnąć uda,

W ślad za wiersza zwrotką

Wyśnić takie cuda:


W lesie ponad rzeczką -

Tak mi pięknie śni się -

Bawię się laleczką

Z Hanią albo Brysiem!


Czule tuli Brysia

Stefek Burczymucha –

Pewno jeszcze dzisiaj

Myszkę udobrucha.


Dziwy to nad dziwy -

Sny jak malowidła:

Bocian nieprawdziwy

Niesie mnie na skrzydłach!


Ten się o nich dowie,

Kto nad księgą ślęczy,

Bo Mu je opowie

Duszek cały z tęczy.


Gdy przewracam stronę

(Niech się spełni wszystko!),

Każde słowo chłonę,

Niby dziwowisko.


Tyle różnych cudów,

Barwnych opowieści

Spisał ktoś dla ludu

I je w księgach zmieścił!


… A za serce chwyta

Jeszcze ziemia żyzna,

Bujne łany żyta –

To nasz kraj: Ojczyzna


(Na tych łąk kobiercu

Kwitnie ciągle żywa,

Bo Ją w swoim sercu

Każdy z nas ukrywa).


Kiedyś, gdy dorosnę,

Pięknie namaluję

Każdy dąb i sosnę –

Wszystko to, co czuję.


Namaluję wszystko

Kolorową kredką.

Będę też artystką,

Chociaż nie poetką!











































Uśmiechy na co dzień



Tym, którzy są głusi i niemi

Na wszystko, prócz pewnej pandemii,

Z przekornym – być może – zapałem

Ogłaszam, co gdzieś usłyszałem:


- Od dzisiaj są w cenie i w modzie

Uśmiechy – uśmiechy na co dzień;

Uśmiechy do Ojca i Matki,

Spotkanej na klatce sąsiadki,


Dozorcy, co dla mnie się trudzi;

W ogóle – uśmiechy do ludzi!

... Gdyż uśmiech od dziś w Europie

Jest ponoć po prostu na topie.


Uśmiechać się w domu i w szkole

To więcej, niż wczuwać się w rolę,

Bo kiedy ktoś kogoś obdarzy

Uśmiechem życzliwym na twarzy,


To owym uśmiechem, jak z baśni

Pochmurne oblicze rozjaśni

I wtedy, samotnie czy w tłumie

Tę prawdę niejeden zrozumie,


Że wielki to prestiż i wyczyn

Bez żadnych uśmiechnąć się przyczyn.























Polisa na życie



Na zielonym świetle przejdą wszystkie dzieci,

Ale kiedy później czerwień  Im zaświeci,

Wtedy stanąć muszą nawet te mądrale,

Które się mandatem nie przejmują wcale.


... Wszak nie trzeba tutaj kary i nagrody -

Kiedy stoją piesi, jadą samochody,

Kto zaś czekać nie chce, pojmie w mgnieniu oka,

Że sygnalizacja nie ma być na pokaz.


Przy czerwonym świetle ten ma kości całe,

Kto nie pragnie sprawdzać, jak są wytrzymałe -

Mądry jest po szkodzie, kto zapomniał o tym,

Że z brawury smutki płyną i kłopoty...,


Kto zaś od małego wszystko to rozumie,

Daje dobry przykład w wielkomiejskim tłumie.

































Przyszła zmora...


Przyszła zmora do doktora,

Przekonując, że już pora

O swe własne zadbać zdrowie:

- Ma Pan tyle spraw na głowie!


Musi wiedzieć Pan, doktorze,

Że Pan leczyć już nie może.

Płuca słabe, piasek w nerce;

Serce pewnie jest w rozterce -


Wiosna przecież jest na świecie,

A u Pana w gabinecie

(Niech Pan przyzna i nie kręci)

Wciąż pacjenci i pacjenci…


Na te słowa bałamutne

Lekarz spuścił oczy smutne

I, nie tracąc ani chwilki

Zażył gorzkie trzy pastylki.


Przyszła zmora do żołnierza:

- Czy Ci życia Twego nie żal?

Co dzień musztra albo warty…

Żołnierz wszystko wziął za żarty;


Ziewnął tylko parę razy –

Czekał bowiem na rozkazy.

Przyszła zmora do poety,

Przekonując, że niestety


Nie potrzeba dzieciom więcej

Słów poezji – tej dziecięcej.

- Słów poezji nie potrzeba?

Gwałtu, rety! Wielkie nieba!


Kto więc w sercach wszystkich dzieci

Wiarę w piękny świat roznieci?

Kto szacunek w Nich obudzi

I do życia i do ludzi?


Kto się swoich słów nie zlęknie;

Kto opowie Im o pięknie,

By w dziecięcym Swym zachwycie

Pokochały świat nad życie?


Idź już sobie precz i nie kłam!

Zmora zbladła i uciekła,

Bowiem nawet w dzionek szary

Żadne gusła jej i czary

Nie odmienią serc, jak wiecie,

Mądrym dzieciom i poecie.



















































KOŁYSANKA POD PODUSZKĄ



Śpij, Julio. Dobre czekają losy

W sercach rodziców, wiernych jak dłoń.

Ona Twe jasne otuli włosy,

Bajkę dziecinną włoży pod skroń.


Ref.

Kołysanka pod poduszką

Niechaj ze mną zaśnie już.

Gdy przytulę do niej uszko,

Czuwać będzie Anioł Stróż!


Zaczarowana tańczy kołyska,

Czujny jest dotyk matczynych rąk.

Zaśnij, a jutro zobaczysz z bliska

Kwiaty i zioła z ojczystych łąk.


Ref.

Kołysanka pod poduszką

Niechaj ze mną zaśnie już.

Gdy przytulę do niej uszko,

Czuwać będzie Anioł Stróż!


Śpij, mała Julio. Serce Twej Mamy

Tej kołysanki wybija rytm:

Śpij, Julio. Skoro my Cię kochamy,

Szczęśliwy Cię jutro obudzi świt.


Ref.

Kołysanka pod poduszką

Niechaj ze mną zaśnie już.

Gdy przytulę do niej uszko,

Czuwać będzie Anioł Stróż!

















GDYBYM ZNOWU…                    

 

 

Gdybym znowu był maluszkiem,

Słodki byłby ze mnie brzdąc.

Leżałbym do góry brzuszkiem,

Każdej nocy smacznie śpiąc.

 

W dzień bym bawił się z kolegą,

Z Astrid Lindgren czerpiąc wzór;

Miałbym pudło klocków lego

I zabawek pełen wór.

 

Szkół unikałbym usilnie;

Obowiązkom mówił: Nie!

Zresztą uczyłbym się pilnie

Strzelać z łuku itp.

 

W czarodziejskich przygód tryby

Każdy by mnie wciągał sen –

Spełniłby się nie na niby

Sielankowy wierszyk ten.

 

Ciemną bym wypływał nocą

Na ocean pełen mórz…

Tylko zaraz… Tylko po co,

Skoro dzieckiem byłem już?!
















ŚWIĄTECZNE WYZWANIE                  

 

 

Przytrafiła nam się zima –

Śniegiem sypie już od ranka.

Jesień fason jeszcze trzyma,

Ale postać ma bałwanka.

 

Krok za krokiem idą piesi;

Drżą na mrozie małe psięta.

Kto w nas wiarę świętą wskrzesi,

Gdy grudniowe przyjdą Święta?

 

Gdzieś tam ponoć gwiazdka świeci;

Sianko wieczór gdzieś uświetnia.

… Jest mi zimno, proszę dzieci,

I tak będzie aż do kwietnia.

 

Strojąc w domach sztuczne jodły

I opłatek biorąc w ręce,

Dbajmy, aby nie ochłodły

Wnętrza naszych serc dziecięce…!
















WIOSENNA IMPRESJA               

 

 

Rankiem byłem na spacerze –

Spacerować jest przyjemnie.

Sny, jak szare nietoperze

Trochę jeszcze tkwiły we mnie.

 

… Aż tu nagle – cud natury,

Jak śpiewacze, płoche stadko,

Jak przedziwny teatr, który

Znamionuje chwilę rzadką:

 

Jakieś gwary i zaloty,

Zwiastujące wiosnę bliską,

Cudne walce i fokstroty…

Cóż to było za zjawisko!

 

Kiedy o tym wierszyk piszę,

Chłonąc życia smak i piękno,

Jeszcze w sercu swoim słyszę

Wyśpiewanych pogłos tęsknot.

 

… I choć owe chóry ptasie

Na marcowej grają nucie,

Wiosna. Wiosna w pełnej krasie

Na kolczastym siedzi drucie.
















CZY TO NIE JEST PIĘKNE, MAMO…               

 

 

Czy to nie jest piękne, Mamo, że jesteśmy dwoje:

Ja, żyjący w Twoim brzuszku, Ty i Twe nastroje?

Kiedyś razem podążymy drogą przez aleje –

Kiedyś spełnić będę umiał wszystkie Twe Nadzieje…

 

Ja już czekam na tę chwilę – pierwszą w moim życiu,

Kiedy piękno świata ujrzę, niby w Twym odbiciu,

Gdy przytulę się do Ciebie, chwycę Cię za włoski,

Gdy się szczęście nasze ziści w Majestacie Boskim.

 

… Bo w tym życiu najpiękniejszą bywa Miłość Matki,

Która światu wynagradza wszystkie niedostatki.

Ja już marzę o tej chwili, kiedy się uwieszę

Na Twej szyi, na Twych dłoniach. Mamo, jak się cieszę!

 

… Co zrobiłaś, Mamo? Czekaj! Jaki mój uczynek

Sprawił, że za wybór taki płacę ja – Twój synek?

















STRAJK

Uczniom z Miętnego

 

Źródłem dumy naszej bywa

Wiara w dzielnych, mądrych przodków,

Ich spuścizna – ciągle żywa,

Którą każdy nosi w środku.

 

Zasłuchanych  w głos pamięci

(Pamięć przeszłość każdą wieńczy)

Niech nas nigdy nie zniechęci

Słabość naszych serc młodzieńczych.

 

W znaku Krzyża ukochanym

Widzieliśmy znak Nadziei.

Krzyże zdjęto nam ze ściany,

Zostawiono zaś ateizm.

 

Źródłem była nam otuchy

Wiara mocna jak dynamit

I – mówimy to bez skruchy –

Dziś jesteśmy tacy sami.

 

Choćby przyszły czasy takie,

Że zawiodą Dom i Szkoła,

My staniemy pod tym znakiem,

Gdy nas tylko Pan powoła.

 

On to do tych się uniża,

Którzy serca mają chętne,

By w obronie stanąć Krzyża,

Jak stanęli kiedyś w Miętnem…! 
















Recepta na wierszyk                        

 

Jak uchronić się przed nudą?

Jedną na to mam receptę:

Wiersz jak żarcik – wiersz jak cudo,

Który czytać trzeba szeptem.

 

Aby zgrzebne jego słowo

Poruszyło wyobraźnię,

Trzeba dobrze ruszyć głową,

Pisać jasno i wyraźnie.

 

Trzeba użyć słów najprostszych:

Mama, Tata, dom i szkoła

(Niech się dzieciom słuch wyostrzy

Na najczystsze dźwięki zgoła).

 

… Bo poeta ciągle wierzy,

Że, gdy wierszyk mu się uda,

To przed dziećmi, jak należy

Rozpasana pierzchnie nuda.

 

… Tylko pisać trzeba cicho,

Tylko marzyć trzeba śmiało,

By nie przyszło jakieś licho

I wierszyka nie zabrało…
















Co to jest?                   

 

… Gdy turlają się do matki,

Wyglądają jak niedźwiadki.

Kiedy otwierają pyski,

Wyglądają jak tygryski.

 

Drzeć przywykły z pieskiem koty

I uprawiać inne psoty,

Gdy się zaś przytulą do mnie,

Mruczą. Mruczą nieprzytomnie…

 

 

 

 

 


Komentarze

Wiersze Zygmunta Marka Miszczaka

Wiersze religijne

Wiersze patriotyczne

Inne wiersze

Wiersze dla dzieci

Informacje o stronie